27 stycznia 2013

004. Rozdział III "Spotkanie pod parasolem"


"Jeśli jest noc, musi być dzień, jeśli łza – uśmiech"

 Po pewnym czasie zdecydowała się opuścić łazienkę, a następnie pójść do kuchni. Jak się spodziewała nieproszeni goście właśnie tam na nią czekali. Wciągnęła powietrze do ust, po czym spokojnie się odezwała.
 - Tak więc...
- Co na śniadanie? - zapytał ledwo przytomny Natsu, rozkładając się wygodnie na stole.
- Aj, sirrr -  dało się słyszeć mruknięcie Happego. Zachowywali się, jakby nie jedli co najmniej kilka dni.
- To nie hotel!
Krzyk dziewczyny rozniósł się po całym domu, lecz na różowowłosym, jak i kocie nie zrobił wielkiego wrażenia. Oboje dalej leżąc, wyczekiwali posiłku. Lucy jedynie westchnęła. Nie pozostało jej nic innego, jak owe śniadanie przygotować.
Robiąc kanapki rozmyślała nad dzisiejszym dniem. W końcu musiał on kiedyś nadejść. Smutnym wzrokiem błądziła po pomieszczeniu, ostatecznie zatrzymując go na chłopaku. Czyżby odczuwał to samo?
- Lucyy - jęk dwójki przyjaciół towarzyszył głośnemu burczeniu brzucha dziewczyny. Ona też była głodna, lecz przełknąć nic by teraz nie mogła.
- Zaraz! - warknęła, po chwili stawiając na stole jedzenie - pośpieszcie się, niedługo musimy wychodzić.
Na jej słowa oboje skinęli głową. Kanapki znikały jedna po drugiej.

 Dotarli do gildii, w której panowała nieczęsto spotykana cisza. Większość udała się już dawno na cmentarz. Tylko nieliczni siedzieli w kątach, męcząc piąty, bądź szósty kufel. Zajęli swoje dawne miejsca. Dokładnie pamiętała chwile, kiedy to śmiali się razem po udanej misji. Byli wtedy w piątkę. Z jednej strony stołu usadawiała się czerwonowłosa, nosząca miano najsilniejszej kobiety w gildii. Towarzyszył jej Mag ognia wraz z niebieskim kotem, a tuż obok niego znajdowała się niezbyt śmiała Wendy. Na przeciwko ich można było dojrzeć jasną i ciemną czuprynę.
Czuła, jakby to było jeszcze dziś. Rozpromieniona twarz stanęła jej przed oczami. Jego uśmiech, przez który kąciki ust zawsze chciały się podnieść. Ilekroć uratował życie innym. Pocieszał ją wielokrotnie i za każdym razem rozumiał. Zacisnęła palce na rękawach bluzki, próbując powstrzymać łzy cisnące się jej do oczu. Obiecała, że nie zapłacze. Po pewnym czasie jednak dało się usłyszeć czyjś płacz. Dochodził on z drugiego końca gildii, a jego właścicielka nie wyglądała na trzeźwą.
- G-gray-sama, d-d-dlaczego... - mruczała pod nosem wciąż tylko te dwa słowa. Wisiała nad nią czarna chmurka, z której raz po raz ciskały pioruny.
Lucy przypatrywała się jej z jawnym współczuciem. W końcu znaczył dla niej aż tyle. A były to inne uczucia, niż jasnowłosej. Ona stawiała na miłość, Mag gwiezdnych duchów zostawała przy przyjaźni. Ogromnej przyjaźni, przez którą zarywała noce i dusiła się łzami.
- Aaaa, nie wytrzymam dłużej! Chodźmy Happy! - krzyki chłopaka, zwróciły na niego uwagę innych. Tym bardziej jasnowłosej, która w ostatniej chwili chwyciła rękę przyjaciela. Spojrzał na nią z lekka zdziwiony, nie szarpiąc się. Po prostu stał i czekał na reakcje dziewczyny.
- Zostań. On wróci. - szepnęła tak, że z trudem przyszło mu jej zrozumienie.
- Wróci - powtórzyła, wtulając się w Natsu. Była gotowa czekać kolejne dwa lata, a nawet i trzy, czy cztery. Pojawi się w gildii, a uśmiech ponownie wtargnie na jej bladą twarzyczkę. Różowowłosy spojrzał kątem oka na swego kota, po czym niepewnie objął Lucy. Cierpliwie czekał, jednak wcale tego nie chciał. Bezczynność była czymś, czego nienawidził. Szukanie przyjaciela uważał za znacznie lepsze rozwiązanie, lecz milczał. Robił to dla niej. Tylko i wyłącznie.

~*~

Ze smutkiem wypisanym na twarzy przechodziła obok licznych nagrobków, omijając dalekim łukiem jeden z nich. Ne rozumiała swojego postępowania, nie panowała nad jakimkolwiek ruchem ciała. Nogi przyprowadziły ją tu bez zgody serca. W końcu on żył, więc dlaczego zdecydowała się przyjść na ten stary cmentarz? Silny wiatr targał włosami, spuszczając pojedyncze pasma na jej twarz. Opuściła to nieprzyjemne miejsce, po czym zmierzała w stronę wielkiego drzewa. Stało całkiem same na dość stromej górce. Okrzyknięto je mianem najstarszego i największego w mieście. Jednakże jakby miało się z tego cieszyć, pośród otaczającej go pustki i doskwierającej samotności? Lucy westchnęła, z lekka dygocząc. Zimno przedostawało się przez cienki materiał kurtki. Niegdyś miejsce to uważane było za święte. Wierzono, że drzewo może uzdrawiać, a nawet przywracać zmarłych do życia. Dbano o nie wielce, aby wysłuchało próśb wielu cierpiących ludzi.
Liście miały kolor ciemnej zieleni, lecz w tym szmaragdzie dane było raz na jakiś czas ujrzeć złoto. Zaledwie parę z nich mogło szczycić się tym ubarwieniem i to właśnie tylko one dawały człowiekowi szczęście. Wszak tak mówiła legenda. Po zerwaniu owego listka należało ulać na niego równo dwie krople krwi rannego. Jednakże zabronione było robić to przez samego chorego. Rytuałem zajmowała się bliska mu osoba, następnie przypieczętowując go własną krwią. Innym słowem, była to ofiara złożona dla "Bóstwa". Tzw. życie za życie. Zatrzymała się, wpatrując się z daleko w nagrobek postawiony przez jej przyjaciół. A przecież nie powinien się tam znajdować. Mimo, iż był to zwykły kamień, to jednak otaczały go same obce nazwiska. Potrząsnęła głową, zdając sobie sprawę z tego, że zaczęła przywiązywać wartość sentymentalną do zwykłego głazu.
A On błąkał się teraz po nieznanym jej miejscu.
A serce Jego biło tak samo mocno jak kiedyś.
Stała w milczeniu pod parasolem krwi i mordu. Drzewo chroniło ją przed najmniejszą kroplą deszczu, który tak nagle zaczął padać. I tym razem nie za sprawą Juvi. Ziemia płakała wraz z nią, jak i chmury, wszelka roślinność. Obcy jej ludzie nie znający nawet powodu swych łez.

Kierowała się w stronę swojego domu. Nim się spostrzegła nastał wieczór, a deszcz przestał padać. Szła chwiejnie po śliskiej powierzchni, co jakiś czas potykając się o pojawiające się znikąd dziury. W dłoni trzymała butelkę, pomagającą przy każdym problemie. Tak uważała przynajmniej w tej chwili...będąc już po paru ładnych kuflach wina. Wystawiła ręce przed siebie i zrobiła jeszcze jeden krok do przodu. Jak się okazało o jeden za dużo, gdyż po chwili czuła już spływającą po jej ciele lodowatą wodę. Oczy zaś naszły jej mgłą, ostatecznie pozwalając dziewczynie pogrążyć się w ciemności.

~*~

Obudziła się w czyiś ramionach. Odruchowo wtuliła się w nieznajomego bardziej, na co ten jedynie mruknął.
- Coo?! - gwałtownie wyskoczyła z łóżka, wskazując palcem na intruza. Odwrócił głowę w jej stronę, dalej śpiąc. Jasne kosmyki opadły beztrosko na twarz chłopaka, przysłaniając w pełni  skryte pod powiekami oczy.  Lucy niepewnie podeszła bliżej, a z każdym krokiem jej zdziwienie się potęgowało.
- L-loki? - pisnęła cicho, poznając swego ducha. Nie sądziła, że one także potrzebują snu. Spuściła głowę, z ulgą wzdychając. Na szczęście nadal była w przemoczonym ubraniu. Jednak nadal nie wiedziała, dlaczego jej przyjaciel leżał z nią w łóżku i co właściwie go do niej sprowadzało. Ostatnie co pamiętała, to moment wpadnięcia do jeziora. Czyżby umarła? A może to wszystko było tylko snem....może i dalej śniła.
- Lucy - szeptał jej imię, aż po pewnym czasie delikatnie uniósł powieki. Otworzył szerzej oczy, wiedząc że dziewczyna będzie oczekiwać wyjaśnień.
- Cii, na razie odpocznij - położyła mu palec na ustach. Chwilę później dłoń trzymała na ogrzanej poduszce, a w pokoju dalej unosiły się drobiny pyłu. Pozwoliła jasnowłosemu wrócić. Innym razem dowie się reszty.
Nie nalegała, w końcu jako swojemu duchowi ufała mu i wiedziała, że cokolwiek by zrobił, to tylko dla jej dobra. Przeciągnęła się, widzą jak promienie słońca wlały się do pomieszczenia, każąc Lucy zmrużyć na chwilę oczy. Czas było wybrać się do gildii i jak codziennie ujrzeć sztuczne uśmiechy na twarzach przyjaciół. Smutek po dniu wczorajszym ponownie wywiercił dziurę w ich sercach.

~*~


Kyaa?! To moja pierwsza reakcja na dwa poprzednie komentarze. Naprawdę nie wiecie, jaką radość wywołałyście u mnie piszą je. Miło mi czytać takie rzeczy, dlatego chciałam również was uszczęśliwić, pisząc szybko ten rozdział. Mam nadzieję, że przypadnie wszystkim do gustu. 
Pozdrawiam serdecznie czytelników, Claudy.

9 komentarzy:

  1. It was so sad ...
    Happy: Oj, nie popisuj się tak angielskim.
    Dobra,już dobra.
    No kochana, rozdział cudo ^^ Biedna Lucy, trzymaj się!
    Happy: Nie ekscytuj się tak, bo drgawek dostaniesz.
    A mam Erzę zawołać?
    Happy: Nie! Błagam wszystko tylko nie to!
    Wiedziałam, ze zadziała >.<

    Czekam cierpliwie na następny rozdział i weny życzę :D
    Buziaczki :*
    Hinaichigo

    OdpowiedzUsuń
  2. przeczytałam jak dotąd napisane rozdziały i jestem pod wrażeniem ;D Mimo , że jak na razie jest smutno i łza się kręci w oku to czytam z zapartym tchem do konca i nie moge sie doczekać co będzie dalej :D
    Życzę weny i pozdrawiam serdecznie :D :*

    PS. Jeśli masz czas to zapraszam także do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Loki ._. A ja myślałam że ktoś inny *-*

    Życzę Ci dobrej weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Huhu, wpadłam przypadkiem i myślę "Pewnie kolejny zawieszony i beznadziejny blog", a tu miła niespodzianka ;D Opowiadanie o tej parze jest jednym z lepszych, o ile nie najlepszym ;3 Mimo iż cztery rozdziały, nieźle mnie wciągnęło :D Wreszcie coś więcej niż same dialogi, jakieś opisy które kocham! *.*
    Dodaję do linków i pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe jakie będą dalsze losy Lucy, Co z Grayem?? Rozdział wspaniały!! Mogłabym go czytać ciągle. Tak jak "NatsuxLucy" mówię że łezka kręci się w oku.
    Pozdrawiam i życzę weny
    Moncia

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam dosyć smutania. Mówię mu już stanowczo: NIE!! Chyba wiesz dlaczego -.^ No mniejsza, przyszłam czytać o kiłości, a tu nadal smutek :c Co przyniesie kolejny rozdział? Błagam, niech się pojawi, bo jak znowu wpadnę w melancholię, to nie będzie dobrze >.<
    Z notki na notkę poprawa i jest dobrze :D Chyba powolutku wracasz do wprawy. I takma być ;3 No, ale skończ już z tym smutkiem, bo znowu w nim utonę, wpadnę w dołek i zacznę wymyślać nad tragediami... dobra, wiesz dokładnie nad czym xD Watashi wa baka .___. Niech.. dobra, daruję to sobie :D Czeka mnie ostatnia dostępna notka ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. T: Jakie to piękne T.T
    K: Nie podniecaj się tak
    T: Ja wiem, że ty masz zaburzone poczucie wrażliwości, ale nie ja! Ja jestem wrażliwa i mam uczucia, które są prawdziwe!
    K: Moje też są prawdziwe, na przykład irytacja, która wręcz się ze mnie wylewa! Ugh, czemu ja tu wogóle jestem?
    T: Żeby wspomóc autorkę, debilu! Trzeba jej powiedzieć, że ładnie pisze, ma wyobraźnie, wytknąć błędy!
    K: Jakie błędy?
    T: Za smutne to, nie lubię smutku!
    K: Nie, wcale. Nie lubisz. Uznajmy, że ci wierze. A teraz idziemy, musisz przeczytać tą lekturę!
    T: Ale ja mam przecież ferie!
    K: Mam to gdzieś! Jako twoje alter ego muszę cię pilnować! Leć teraz uczyć się wyrażeń algebraicznych, których nie rozumiesz!
    T: Żegnaj, autorko! Jeszcze tu wrócę~!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kyaaaaaa ! Loke spał w łóżku z Lucy <3 Nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba :D Szkoda, że to opowiadanie o GrayLu a nie Lolu xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Loki,Loki,Loki nie podrywaj Lucy bo cię Gray zabije: )

    OdpowiedzUsuń