9 września 2014

017. Rozdział XIV "Powrót starego wroga"


"Jeśli wygrasz, przeżyjesz. Jeśli przegrasz, zginiesz. Jeśli nie będziesz walczyć nie możesz wygrać!"

 Wiatr powoli poruszał ich włosami, przysłaniając widok na starszą kobietę. Jednak nikt nie zwracał teraz uwagi na tak nieistotną sprawę. W głowach magów wciąż echem niosły się słowa nieznajomej. Vincent Trevot nigdy tu nie pracował. Prawdopodobnie nawet nie był prawdziwy... Lecz w takim razie, co widzieli Lucy i Nastu przy ostatniej wizycie w owej fabryce? Z pewnością nie hologram.
 - Przepraszam, moglibyśmy się rozejrzeć? - Tytania wyszła naprzeciw staruszki, wciąż zachowując powagę na twarzy. W tym momencie nawet zwykle hałaśliwy smoczy zabójcza milczał, mając w pełni mętlik w głowie.
 Czekali chwilę, nim jasnowłosa ze skinięciem głowy wpuściła ich do środka. Zapach perfum nadal utrzymywał się w powietrzu. Wszystko wydawało się być takie same jak ostatnim razem. Brakowało jedynie mężczyzny, podającego się wcześniej za właściciela. Lucy przełknęła ślinę, czując dziwny niepokój. Coś z pewnością było nie w porządku...
 Ponownie szli długim korytarzem, ozdobionym licznymi portretami. Z niektórych wysypywał się co pewien czas piasek. Widząc to, blondynka przełknęła ślinę. Nie chciała wierzyć, że wyrazy, które przed chwilą utworzył piach mogły być prawdziwe, a nie jedynie jej chorą wyobraźnią.

~*~

[Froiz]

  Widział ją, lecz nie ważył się podejść bliżej. Po prostu nie spuszczał z niej wzroku, zmuszając się do milczenia. Co by się z nim stało, gdyby ją zawołał? Nie wiadomo.
 Usiadł, opierając się plecami o zimną skałę i z trudem powstrzymywał kaszel. Jego stan zbyt gwałtownie się pogorszył i nie mógł znaleźć na to żadnego wytłumaczenia, w które spokojnie uwierzyliby członkowie Fairy Tail. A powiedzenie prawdy nie wchodziło w grę, chyba że chciałby zaprzepaścić wszystko nad czym pracował ostatnimi latami. Wychylił się i tym razem ujrzał też najsilniejszą z wróżek i smoczego zabójcę, znikających za drzwiami. Za nim leciał jego wierny przyjaciel. "Co jest?" Nie rozumiał, dlaczego oni znowu tu byli. Przecież misja zakończyła się sukcesem, więc co ich tu jeszcze trzymało? Pokręcił głową, wstając powoli, lecz nagle padł na kolana, krztusząc się. Już go nie usłyszą, jednak czy czarnooki sobie sam poradzi?
 Czuł się tak cholernie słabo. Już dawno nie brakowało mu siły, a teraz obraz przed oczami szybko mu zanikał przez co odczuwał coraz większe zmęczenie. Z wnętrza jego płaszcza wyszło małe stworzonko, z wyglądu w pełni podobne do towarzysza Natsu. Łapki trzymało splecione za sobą, a w jednym z oczek exceeda kręciła się łza, mimo że nie chciał pokazywać słabości. Froiz niemal od razu zrozumiał, co to mogło znaczyć.
 - Nawet...nie próbuj - syknął, ostatkiem sił odsuwając się - nie wrócę tam!
 - A-ale, przecież nic innego ci nie pomoże.
 Zacisnął oczy, ciężko dysząc. Wyjął zza płaszcza małą fiolkę, po czym wlał sobie jej zawartość do ust. Nikle się uśmiechnął, co każdego by zdziwiło. Każdego, poza tym kotem, który kiedyś widział swego pana takiego o wiele częściej.
 - Widzisz, nic mi nie jest. Powoli się regeneruję i niedługo będę mógł ruszyć w drogę.
Exceed z powątpiewaniem przyglądał się pustej buteleczce.
 - Skąd to masz?
 - Dostałem.
 - Od kogo?
Na to pytanie już nie odpowiedział, a mały przyjaciel jedynie prychnął. Zatrząsł się i szybko powrócił do swej wcześniejszej kryjówki, jaką była wewnętrzna kieszeń płaszcza chłopaka.
 Froiz natomiast mógł tylko czekać i obserwować. Ukryty za skałami, gdzie nikt niepowołany nie potrafił go dostrzec.

~*~

[Lucy]

 Ciemność otaczała ją powoli z każdej strony.
 - Natsu! Erza! - nawoływała, lecz przyjaciele jedynie się oddalali. Nie chciała zostawać sama w tym strasznym miejscu. Mrok wydawał się przedzierać przez jej ciało i osiadać na dnie duszy. Już kiedyś czuła coś podobnego, jednak tym razem było to o wiele mocniejsze. Łapczywie łapała powietrze. Zewsząd dochodziły do niej różne głosy - zachrypnięte, oziębłe. Próbowała je od siebie odsunąć, lecz one stawały się jedynie głośniejsze. Wydawały rozkazy, przerażające polecenia. Zacisnęła powieki, przykładając dłonie do uszu.
 - Lucy!  
 Ten krzyk, dobrze go znała. Otworzyła ostrożnie oczy i znów zobaczyła ten sam korytarz, co wcześniej. Zmory zniknęły, tak samo i słyszane głosy.
 - Próbowano przejąć nad nami kontrolę - syknęła czerwonowłosa, chowając swój miecz. To ona przecięła sieć, jaka uwięziła pozostałą dwójkę magów. Teraz byli pewni, że to miejsce kryło w sobie coś niepokojącego.
 Heartfilia posłała Erzie pełen wdzięczności uśmiech. Zaraz jednak spoważniała, widząc smoczego zabójcę leżącego twarzą do ziemi.
 - Natsu?!
 Podbiegła do niego, unosząc lekko do góry. Jego twarz była do połowy zielona.
 - Nic mu nie jest. To tylko choroba lokomocyjna.
 - Tutaj? - uniosła brwi, przyglądając się przyjacielowi. Ten powoli do siebie dochodził, narzekając pod nosem na ruchome czarne dziury.
 - Czyli wszyscy są cali.
 Lucy odetchnęła z ulgą, zaglądając jeszcze do torby na plecach Natsu. Happy przespał całą drogę, jak i również wydarzenia sprzed kilku minut go nie obudziły. Nie miała zamiaru go teraz wyciągać, szczególnie dlatego, że z pewnością nie byli tutaj bezpieczni.

 Przemierzali dalej nieznane korytarze, uważając na każdym kroku. Staruszka również zniknęła, tak jak orientacja magów, z którego to miejsca przybyli. Nie zdziwiliby się, gdyby i główne drzwi zostały usunięte. Nie było teraz odwrotu, musieli odkryć prawdę i stawić czoło wrogom. Gdyż z pewnością nie spodziewali się sprzymierzeńców po tak "miłym" powitaniu.
 Tytania wraz z różowowłosym biegli na przodzie, kierując się za instynktem chłopaka. Lucy rozglądała się na wszystkie strony, starając się odnaleźć jakąkolwiek lukę w budowie ścian. Była pewna, że mieli styczność z magami, więc coś takiego, jak iluzja wydawało się całkiem możliwe w tym przypadku. W pewnym momencie stanęła, zatrzymując tym samym przyjaciół. Jedna z piaskowych cegieł oznaczona była niewielkim, na pierwszy rzut oka niezbyt widocznym symbolem. Ostrożnie podeszła bliżej, przejeżdżając dłonią coraz niżej, a w raz z jej ruchem, znaki zaczęły świecić.
 - Gwiezdny mag - przeczytała, marszcząc brwi. Dlaczego napis odnosił się akurat do niej? Czy przybycie tutaj magów było tylko częścią większego planu? Jeśli tak, to kto za tym wszystkim stał?Nagle ściana przedzieliła się, rozjeżdżając po chwili na dwie przeciwne strony. Dało to magom możliwość wejścia do środka, czy jednak tego chcieli? Czy nie byli jedynie marionetkami w rękach nieznanej osoby?
 - Zaraz nam wszystko wyśpiewają - rzekł smoczy zabójcza, strzelając palcami. Jasnowłosa potrząsnęła głową. Zbyt długo żyła w niepewności, więc ma prawo poznać w końcu prawdę. Chociażby jej część. Chciała wiedzieć, co takiego spotkało jej duchy, które jak na złość przemieniały się akurat w Graya. Czyżby on też miał coś z tym wspólnego?
 Wkroczyli do środka, strzepując z głowy piasek, jaki opadał od czasu do czasu z sufitu. To nie mogła być zwykła fabryka perfum. Zło dało się wyczuć na kilometr.
 - Witajcie ponownie - odparła staruszka, która witała ich już wcześniej.
 - Koniec tych sztuczek, co zrobiliście moim duchom?!
 Na przeciw wyszła blondynka, ściskając w dłoniach futerał z kluczami. Kobieta również zrobiła krok w przód, a z jej ciała powoli zaczął sypać się pył. Opadł niespodziewanie szybko, ukazując prawdziwe oblicze nieznajomej. Uniosła dłoń, zdejmując zaklęcie podmiany ze swoich poddanych, którzy powoli wychodzili z ukrycia. Zapełniali pomieszczenie, okrążając powoli trójkę magów. Oni jednak nadal wpatrzeni byli w kobietę, która - jak zauważyli, posługiwała się nie byle jaką magią. "Zupełnie jak Gemini" przeszło przez myśl Heartfili.
 - Zabawa się skończyła. Nareszcie mamy to, czego potrzebowaliśmy.
 Głos dawnej staruszki był spokojny. Mimo to jej twarz przyozdabiał ironiczny uśmiech, a błękitne tęczówki niebezpiecznie pobłyskiwały. Srebrne włosy sięgały kobiecie zaledwie do ramion, zaś cała przyodziana była w długą, sięgającą do ziemi suknie. Odkryte prawe udo, ukazywało czarnego węża z otwartą paszczą, obwiązanego wokół miecza. Wróżki dobrze pamiętały ów znak gildii, z jaką mieli już styczność. Oczywiście była jedną z mrocznych, nielegalnych, co za tym idzie - magowie należący do niej z pewnością nie mieli dobrych zamiarów.
 - Mag gwiezdnych duchów - zielonowłosa splunęła na ziemię, a na jej widok oczy Erzy zrobiły się o wiele większe. Natsu również poznał po zapachu swojego dawnego przeciwnika, w tej chwili nadal ukrytego wśród tłumu. Brakowało tylko Akachi'ego, jednak on zrezygnował ze ścieżki zła. Przynajmniej Lucy miała taką nadzieję, bo ostatnie ich spotkanie skończyło się na jego odejściu. Zacisnęła odruchowo pięści rozmyślając o nowym przyjacielu. Wierzyła w to, że nie zniknie ot tak z gildii Fairy Tail. W końcu obiecała mu, że znajdzie tam swój nowy dom.
 - Lucy - szturchnięcie Tytani przywróciło ją do rzeczywistości. Nie była ona niestety zbyt przyjazna dla niej, jak i jej przyjaciół.
 - Moi drodzy goście. Znajdujecie się w siedzibie Cobras Hunter, mrocznej, niepokonanej gildii.

 ~*~

 Powoli uniosła powieki, marszcząc po chwili brwi. Minęło kilka minut nim zdążyła przyzwyczaić się do otaczającej ją bieli. Obraz powoli się wyostrzał, ukazując długi korytarz, który wydawał się Lucy nie mieć końca. Uniosła wyżej głowę, zaraz się krzywiąc. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jej ból. Nie był on wielki, jednak wystarczający, by nie dało się go zignorować.
 - Gdzie... - zamilkła, słysząc odbijające się o posadzkę kroki.
 "Co się stało?"
 Pamiętała, że walczyła. Po tym, jak członkowie Cobras Hunter zaatakowali ich z każdej strony, zaciekle się bronili. Pamiętała, że wrogów pojawiało się coraz więcej, aż w pewnym momencie rzucili łączone zaklęcie w stronę Tytani. Nie bacząc na nic, Lucy po prostu rzuciła się przed przyjaciółkę, przyjmując atak na siebie. A później... Później była już tylko ciemność.
 Z trudem podniosła głowę, odwracając ją raz w prawo, raz w lewo. Gdzie byli jej przyjaciele? Dlaczego wspomnienia dziewczyny są takie zamglone?
 Nagle przed oczami stanęła jej twarz wcześniej spotkanej kobiety. To ona sprawowała tutaj władzę i w postaci staruszki mamiła przybyłych do niej magów.
 - Witam maga gwiezdnych duchów, gwiezdnej energii, która nie jest dostępna dla wszystkich magów. Jedynie dla wybrańców, he? - złapała blondynkę za policzki, wbijając w nie swoje długie, czerwone paznokcie.
 - Dzięki tobie dziecino my wszyscy staniemy się wybrańcami.
 Hearfilia odsunęła twarz najdalej od dłoni mistrzyni mrocznej gildii. Głęboko zaczerpnęła powietrza, analizując jej słowa.
 - Czy tylko tego chcecie? Mojej mocy dla własnych korzyści?
 - Mamy zamiar komuś pomóc.
 Zdziwiona spojrzała na srebrnowłosą, ta jednak nie wyglądała wcale na chętną do jakiegokolwiek poświęcenia.
 - Wcześniej plany były nieco inne, ale dzięki Niemu mamy szansę stać się jeszcze silniejsi - zacisnęła dłoń w pięść, z której powoli wysypywał się piasek.
 - K-kim jest ta osoba?
 Starała się, żeby jej głos nie drżał, jednak i tak zawahała się przy wypowiadaniu tych słów. Nie miała pewności, czy chciała to wiedzieć. Spojrzała na kobietę, której kąciki ust podjechały jeszcze wyżej, tworząc bardziej wymuszony uśmiech.
 - Wszystko w swoim czasie laleczko. On sam kazał cię sprowadzić.
 Nieznajoma zachichotała, po czym zatrzasnęła za sobą drzwi. Pozostawiła Lucy samą, z własnymi myślami i zmartwieniami. Z własnym nie do końca rozumianym niepokojem.

~*~

 Witajcie kochani. Ale krótko wyszło T^T Wszelkie wyjaśnienia (przeprosiny, przyznania do winy itd.) pojawią się w następnym rozdziale, który notabene ujrzycie jeszcze dzisiaj. Liczę na to, że uda mi się niedługo wstawić nowy rozdział. Wena jest, szczególnie, kiedy mimo braku postów pojawiały się tak miłe komentarze. Naprawdę zastanawiam się, czym sobie na to zasłużyłam. ._. Serdecznie pozdrawiam wszystkim starych i nowych czytelników, którzy mają do mnie jeszcze cierpliwość. Trzymajcie się kochani! Do napisania. ;>
 PS: Cytat zaczerpnięty z mojego ukochanego (tuż obok Fairy Tail) anime Shingeki no Kyojin.