14 września 2013

015. Rozdział XII "Duchy, duchy wszędzie - a na czele czarnowłosy mag".


 "Tyle jasnych barw ukradziono światu,
 niewidzialny płacz niesie się wśród drzew.
Życie daje nam przeżyć w jednym z poematów, 
wśród niewidzialnych krat, z których uciec nie da się"
~ Claudy

 Woda wylewała drzwiami i oknami, a czerwonowłosy wylądował na drugim końcu sali. Każdy powoli tracił powietrze. Lecz po chwili wszystko ustało, a w gildii nie było już ani kropli wody. Erza nie powstrzymała się od uderzenia towarzyski, by ta na moment straciła przytomność.
- Czy wszyscy są cali? - zapytała, rozglądając się po sali. Nie potrzebowała jednak odpowiedzi, to też zaraz skierowała swoje spojrzenie na rozmasowującego głowę chłopaka. Pewne słowo trafiło do niego zbyt mocno.
- O co tu chodzi?
Uniósł głowę, lecz nie był w stanie nic powiedzieć. Prawda była taka, że Akachi wiedział tyle samo, co każdy mag w Fairy Tail. Jak każdy, poza Juvią, która w tej chwili nie była zdatna do czegokolwiek. - Nazwała mnie...
- Nazwała cię zdrajcą, lecz nadal nie wiem dlaczego - przerwała mu, a chłopak słysząc "zdrajca" zmarkotniał jeszcze bardziej.
- Ja...
- Zdrajca nie ma prawa głosu! - odparła niebieskowłosa, powoli się podnosząc. Szykowała się do kolejnego uderzenia. W jej oczach można było dostrzec strach pomieszany z nienawiścią.
 Poczuł kolejne uderzenie. Tak, jakby słowo mogło dosięgnąć go fizycznie. Zdrajca, zdrajca, zdrajca. Już to kiedyś usłyszał.
- Uspokój się Juvia!
Krzyk Erzy w tym momencie zdziwił naprawdę wielu. Lockser tylko przez moment się zawahała.
- Nie! Ten człowiek zhańbił imię panicza Graya! - uniosła dłoń z czarną opaską, zaciskając na niej palce - stoi za zniknięciem nagrobka! Jest zwykłym zdrajcom!
Oczy wszystkich, nawet Tytani się rozszerzyły.
- A co jeśli to prawda...
- Nie, to nie możliwe.
- Przecież to jego.
- Od początku uważałem go złego.
- No właśnie, tak szybko... To nie możliwe.
W całej gildii słychać było szepty, które z czasem stawały się coraz głośniejsze. Juvia wciąż stała w tym samym miejscu, czekając tylko na usunięcie się z drogi Erzy.
- Cisza! - czerwonowłosa powoli traciła cierpliwość. Nie pozwoli zaatakować członka Fairy Tail. Nie wierzyła w to, że mógłby ich oszukiwać.
- Ten człowiek nie jest zdrajcą.
- To jak wytłumaczysz to?! - syknęła Juvia, nie będąc świadomą tego, co robi. Pragnęła jedynie zniszczyć osobę, która ośmieliła się w jakikolwiek sposób zaszkodzić jej ukochanemu.
 Nie odpowiedziała.
- Więc jednak jest zdrajcą - szepnęła, mrużąc oczy. Zacisnęła pięści, biorąc jedną rękę za siebie, wokół której zaczęła zbierać się woda. Przesunęła się w bok, wyciągając potem dłoń z cieczą i wewnętrzną jej część kierując w stronę wroga. Strumień wrzącej wody wystrzelił, lecz Erza wykonując szybką przemianę, zatrzymała go tarczą.
- Juvia, uspokój się - tym razem odezwała się spokojniej, będąc dalej w gotowości na atak.
Tamta z kolei nie odpowiadając, przygotowała się do kolejnego uderzenia. Jednak w ostatniej chwili się wycofała.
- Uciekł - zazgrzytała zębami, każąc wodzie wsiąknąć w jej ciało. W miejscu, gdzie siedział Akachi teraz nikogo nie było. To wydarzenie wstrząsnęło prawie wszystkimi.
- Natsuu, chodź. Ty też pokażesz jaki jesteś silny - mruknęła chłopakowi do ucha Lucy, ciągnąc go za ramię bliżej środka sali. Salamander zaś zachował się całkiem inaczej niż zwykle. Kto by się spodziewał, że wiecznie kochający walczyć smoczy zabójca po prostu wyjdzie z gildii, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Lucy po chwili wybiegła za nim.
- Natsu, natsu! Czekaj!
Lecz coś zwróciło na siebie uwagę chłopaka. Stanął, czując coraz mocniejsze kłucie w klatce piersiowej.

 W chwili, gdy chciała podbiec do Natsu coś w niej drgnęło. Zatrzymała się, spoglądając jeszcze za ukochanego, na kogoś całkiem innego. Czarne, niczym smoła włosy lekko powiewały na wietrze. Twarz chłopaka jak zwykle była w pełni blada, a ciało nie okryte zbędną odzieżą umięśnione z paroma siniakami i zadrapaniami. Zaślepiona, poczuła ból, zwalający ją dosłownie z nóg. Lecz klęcząc, dalej patrzyła tylko na przybyłego. Nie mogła uwierzyć, podobnie jak smoczy zabójca. Oboje mieli przed sobą z dawna zaginionego przyjaciela. A on jakby nigdy nic się do nich uśmiechał. Jasnowłosej tak bardzo brakowało tego widoku. Jej zamglone oczy odzyskały ponownie utracone barwy, a policzki nabrały rumieńców.
- Gray - drżąc, wstała i nie myśląc o niczym, ruszyła w kierunku maga. Wszystko wokół przestało się liczyć. Dokładnie tak jak na łodzi. Tak samo jak w przypadku lustra. Był tylko on, przez którego zdołała wylać już tyle łez.
Biegła, ale czarnowłosy powoli się rozmazywał. I to nie przez słony płyn gnieżdżący się w oczach Lucy. Gray po prostu zanikał w świetle miliona gwiazd.
- Gray!
Nim się zorientowała złapała dłonią jedynie powietrze, a uścisk Natsu obronił ją w ostatniej chwili przed upadkiem. Chciała krzyczeć, pokazać wszystkim jak teraz okropnie się czuła. Jakie uczucia wyszły powtórnie na wierzch...bezskutecznie. Go tak naprawdę nie było, więc co widziała?
- Natsu...
- Ja też go widziałem - przerwał jej, przez co spojrzała na niego z zaskoczeniem. W ich głowach przemieszczało się wiele myśli. Czy to mógł być on...
 Odskoczyła od Salamandra, czując powracającą energię. To klucze... Wzięła jeden z nich do ręki. Pobłyskiwał bardziej od innych, tak jakby duch zaczerpnięty z niego dopiero co powrócił. Lecz Heartfilia nie wzywała przez ostatni czas nikogo.
- Co się stało Lucy?
- Sama nie wiem - westchnęła.
- Wyczuwam magię...już kiedyś gdzieś ją czułem, ale nie jest ona dobra.
Spojrzała na przyjaciela, który utrzymywał powagę. Ponownie przyjrzała się bliźniętom, które nie przestawały się świecić.
- Mam złe przeczucia.

~*~  

 Wchodząc do glidi, spojrzenia wszystkich skierowały się właśnie na nią, co lekko speszyło blondynkę.
- Natsu, o co im chodzi? - szepnęła, lecz chłopak zdążył wdać się już w bójkę. Przywołało ją spojrzenie Miry, tak też skierowała się do baru.
- O, widzę, że jesteś o wiele spokojniejsza Lucy.
- Huh? Co masz na myśli mówiąc...
Nie dane jej było dokończyć, gdyż Dragneel trafił prosto w barek, zwalając i roztrzaskując większość napoi alkoholowych. Cana skwitowała to głośnym jękiem. Zaś Lucy...
- Ty idioto! Musisz ciągle wszystko niszczyć?! - pacnęła go ręką po głowie, klnąc dalej pod nosem. Nie miała dziś humoru, zaś Mirajane z pewnością się myliła, uważając ją za oazę spokoju. Odgarniając włosy z twarzy, poczuła na sobie znowu wiele spojrzeń.
- Dlaczego wszyscy się tak na mnie patrzą? Jestem brudna, czy co? - zapytała barmanki, która również zdziwiła się zachowaniem dziewczyny.
- Czyżby czar prysnął?
Ponowne pytanie, na które Lucynka odpowiedzi nie znała.
- Eh, jaki czar Mira-chan? O co chodzi? - tym razem niespodziewaną odpowiedź uzyskała od Cany, biorącą się za kolejną flaszkę.
- Gdy byłaś na misji ktoś użył na tobie jakiegoś czaru, czy coś takiego... - przechyliła butelkę, wlewając w siebie kolejne litry alkoholu.
- Sprawił on, że na wierzch wyszły twoje wszystkie uczucia do Natsu! - Mira radośnie zaświergotała, a wokół niej unosiły się serduszka. Blondynka jedynie westchnęła, jednak zaraz gwałtownie podskoczyła, kończąc na twardej ziemi.
- J-jakie uczucia?
- Oh, daj spokój, khy, byłaś w nim po uszy zakochana.
- Co?! - jej twarz przypominała teraz dojrzałego pomidora. Dlaczego akurat Natsu? Jak teraz spojrzy mu w oczy, po tym co się działo przez ostatni czas.
- Właściwie c-co takiego robiłam...
- Niech ci sam powie.
Instynktownie przekręciła głowę, jeszcze bardziej się rumieniąc. Nie zauważyła nawet kiedy chłopak zdołał wyczołgać się zza lady, a już stał za nią. "W dodatku z tym niewinnym uśmieszkiem" przeszło jej przez myśl.
- O, Lucy jest już sobą.
- Dopiero zauważyłeś!
Zaśmiał się cicho i wyszczerzył, jak to tylko on miał w zwyczaju. Nie była w stanie nie odwzajemnić uśmiechu... Niestety nie trwało to zbyt długo. Ścisnęła w palcach jego policzki, ciągnąc je w dwie przeciwne strony.
- Masz mi powiedzieć co się działo przez ostatnie dni.
- Lucy się kleiiiiiła do Natsu - zamruczał mały kotek, wzbijając się wysoko w powietrze, poza zasięg dziewczyny. Z mowy Salamandra natomiast nie dało się niczego zrozumieć, przez wciąż rozciągniętą twarz. W końcu zrezygnowana i czerwona puściła go, od razu odwracając wzrok.
 Po otrzepaniu się, dodał z szerokim uśmiechem.
- Cieszę się, że już nic ci nie jest Lucy.
Przytaknęła. To, co się stało już się nie odstanie. Mimo tego, że czuła się dziwnie z pustką w głowie dotyczącą ostatnich dni, to jednak nie mogła się długo tym zamartwiać. Natsu nie wydawał się być zły na nią za jej dziwne zachowanie.
 Spojrzała na przyjaciół, wiedząc, że na nich zawsze może liczyć. Tym razem jednak nie była pewna, czy powinna im się zwierzyć z wcześniejszego zdarzenia. Nadal nie rozumiała wielu rzeczy, a to wszystko potęgował ból z braku przyjaciela, jaki powrócił z większą dawką po ujrzeniu jego twarzy. Czy to naprawdę mógł być Gray? Przecież nie było go tyle czasu, więc dlaczego miałby powrócić tak nagle.
- Wybaczcie, przejdę się po mieście, może znajdę ciekawą książkę.
- My z Happym też pójdziemy.
- Aj, sir! - zatrzymała wzrok na Natsu, bijąc się z myślami. Chciała pobyć sama, zastanowić się nad tym wszystkim.
- Może innym razem...
Posłała im wymuszony uśmiech, po czym ruszyła w stronę wyjścia. Tak bardzo chciała się odnaleźć. Niestety nim zdołała rozwikłać chociażby jedną zagadkę, już nachodziły ją kolejne. Czy to wszystko mogło być ze sobą powiązane?

 Słońce wysoko świeciło na niebie, ale Lucy wcale to nie cieszyło. Wolałaby, aby pogoda odzwierciedlała teraz to, jak się czuję. Pragnęła aby padał deszcz, grad, a jednocześnie, aby przez ciemne chmury przedzierały się promienie słońca. Chciała burzy i silnego wiatru, jak i tęczy na czystym niebie. Była po prostu zagubiona. Nie potrafiła połączyć pewnych części układanki.
"Gray, dlaczego cię nie ma, jak tak bardzo cię potrzebuje". Nie wiedziała czy był blisko, czy daleko. W końcu zobaczyła go kolejny raz i to nie tylko ona. To nie mogła być więc aluzja, on musiał być prawdziwy. Westchnęła, spoglądając na wodę, płynącą teraz tak spokojnie. Chciałaby aby i w jej głowie panował spokój.

 Dostrzegła w oddali znajomą czerwoną czuprynę. Siedział na murku, pozwalając nogom zwisać nad taflą wody. Z początku ucieszyło ją to spotkanie. Może to mu powinna się wyżalić? Mimo, że Akachi nie znał nigdy maga lodu... Może przez to uda mu się jej pomóc?
 Podchodząc bliżej, zauważyła, że jego policzki błyszczą. Patrzyła na twarz chłopaka, dopóki nie skrył jej w ramionach, przysłaniając dodatkowo kosmykami włosów.
- Akachi-kun?
 Przez chwilę myślała, że mógł po prostu nie dosłyszeć. Sama z trudnością zrozumiała wypowiedziane przez siebie słowa. Jednak było inaczej, gdyż zaraz podniósł głowę.
- Ah - wyrwało jej się, kiedy zobaczyła w jakim stanie jest chłopak. Jego oko było przekrwione, a poliki, jak wcześniej myślała, nie błyszczały od słońca. Tylko od łez.
- Czy coś się stało Lucy?
- To raczej ja powinnam o to spytać... - mruknęła, wzdychając. Usiadła obok, nie spuszczając z niego wzroku.
- Nie rozumiem - odparł lekko zaskoczony, zaraz się szeroko uśmiechając - u mnie wszystko w porządku.
- Nie umiesz kłamać.
Tym razem nie mógł powstrzymać śmiechu, co całkiem zbiło z tropu Lucy.
- Oczywiście, że umiem. Jestem w tym świetny - spoglądał jeszcze dłuższą chwilę na blondynkę, patrząc później na horyzont. Lucy również milczała, przez co słyszalna była jedynie woda, obijająca się raz po raz o kamienny mur. Wzburzały ją natomiast statki przybijające do portu.*
- Znowu poczułem to samo... Ten sam strach, kiedy oskarżono mnie o zabicie ojca.
Jego uśmiech zniknął.
- Może to jest mi pisane? Być na każdym kroku tym złym, zdrajcom. Może źle wybrałem przychodząc tu z wami - trudno jej było uwierzyć, że ten zimny głos należał do tej samej osoby. Znów nie umiała nic zrozumieć. Nie potrafiła teraz go o nic zapytać.
- Wcześniej byliście szczęśliwi, uśmiechnięci. Widziałem w was światło, jakiego sam nie posiadałem nigdy... Od czasu, kiedy tu jestem ono powoli znika - zacisnął palce, wciąż jednak na twarzy zachowując powagę - ale teraz to już nie ważne, prawda? Ja...wiesz co? Nieważne. Pójdę już.
Wstał, czując zaraz na ramieniu czyjąś dłoń. Dobrze wiedział czyją.
- To już naprawdę nieważne, Lucy - odpowiedział, śmiejąc się. Jej ręka bezwładnie opadła, a on ruszył przez miasto z jedną łzą, którą szybko starł.

~*~

 Nie rozumiała niczego, a na domiar złego, kolejne informacje przybywały, przyprawiając ją o ból głowy. Jej przyjaciel cierpiał, lecz nie wiedziała dlaczego. Mogła przecież zapytać, zatrzymać go dłużej przy sobie. Niestety stała tylko i patrzyła jak odchodzi. Cały czas milczała, milczała.
 Zrozumiała, że była zbyt samolubna. Myśląc jedynie o swoich problemach, nie dopuszczała do siebie smutków innych osób. Jak mogła tak się zachować, po tym jak Akachi uznał ją za osobę, której może się zwierzyć ze wszystkiego... Uważał, że da radę mu pomóc, dlatego się wyżalił ze swoich problemów. Jednak ona nie odezwała się ani słowem. Nawet nie mogła zrozumieć jego bólu, ponieważ za mało czasu mu poświęcała.
"Tak samo Natsu", pomyślała, spuszczając głowę. Jej zachowanie mogło go zranić. Gdyby bardziej się tym przejęła, może doszukałaby się prawdy.
 Stawiała kolejno kroki w stronę domu. Mimo wczesnej pory, miała zamiar resztę dnia spędzić w mieszkaniu, mając nadzieję nie zastać tam nikogo. Wyjęła klucz i przekręcając go, odczekała chwilę za nim pociągnęła za klamkę. Cisza, nikogo nie ma. Weszła do środka, zapalając od razu światło. Pusto, zupełnie tak jak za dawnych czasów, kiedy wracała do swojej posiadłości z samego rana. Nieraz wymykała się nocą z domu, by wrócić dopiero kolejnego dnia. Spędzała wtedy czas w towarzystwie dzieci, mieszkających niedaleko w małych domkach. Nie miały nic przeciwko, że była z tych bogatszych. To wtedy nie miało znaczenia.
 Uśmiechnęła się nikle na wspomnienia, po czym wzięła krótki prysznic. Kładąc się do łóżka, dostrzegła słońce, które powoli zachodziło za horyzont.

 Drzewa otaczały ich ze wszystkich stron, co raczej nie było dziwną rzeczą, skoro znajdowali się w lesie. Mieli za zadanie złapać bandę złodziei, nic trudnego. A przynajmniej tak im się wydawało.
 Szli już dłuższy czas i nawet Natsu powoli zaczął tracić trop. Blondynka nagle stanęła, splatając swoje dłonie.
- Przepraszam, gdybym bardziej skupiła się na walce, to pewnie by nie uciekli.
- To nic takiego Lucy - oznajmił Salamander, poklepując ją po ramieniu. Gdy tylko na niego spojrzała, posłał jej promienny uśmiech, którym niemal od razu się zaraziła.
- Właśnie. Najważniejsze, że nic ci się nie stało.
Gray krzyżując ręce, również się uśmiechnął i po chwili spojrzał w ledwo widocznie przez konary drzew niebo. Na niebieskim firmamencie gwiazdy iskrzyły niemal tak mocno jak księżyc. Widok może i nie był zbyt dobry, lecz wystarczającą piękny, by zatrzymać na nim dłużej wzrok.
- Dobra ludzie, rozbijamy namiot, to nie ma sensu - dodał czarnowłosy, przerywając tym samym ciszę. Wskazał dłonią na miejsce, gdzie mieli spać, po czym zaczął rozkładać dwie pałatki. Pozostała dwójka zajęły się w tym czasie ogniskiem.

 Noc nie należała do najchłodniejszych, jednak powiew wiatru sprawiał, że po ciele wróżki raz po raz przechodziły dreszcze. Obaj chłopcy niemal od razu to dostrzegli, przystawiając jej przed nos pled. Podziękowała, zapraszając ich gestem ręki bliżej siebie. Teraz w trójkę siedzieli blisko palącego się drewna.
- A gdzie jest Happy?
- Pewnie poszedł szukać jedzenia - na te słowa smoczemu zabójcy zaburczało głośno w brzuchu. Lucy cicho zachichotała, zaraz dodając.
- Albo leży już na ziemi gdzieś obżarty.
- Tak myślisz? - zapytał Salamander i niemal natychmiast popędził przed siebie, nie czekając na żadną odpowiedź. Tym razem nie tylko blondynka się śmiała z zachowania przyjaciela. Spojrzała na Graya, uśmiechając się.
- Dobrze sobie radzi.
- Masz racje - westchnął, przeczesując włosy - ale i tak to głupek.
- Wierzysz w to, że odnajdzie kiedyś Ignela?
Odwrócił głowę w jej stronę, chwilę milcząc.
- A ty wierzysz?
- Pewnie, że tak.
- No to ja też - odparł, nie spuszczając z blondynki wzroku. Zapatrzyła się przez moment w jasne płomienie, jakby bijąc się z myślami.
- A jak z tobą?
Zdziwił się lekko, nie do końca rozumiejąc.
- Ze mną?
- No tak... Wspominałeś kiedyś, że miałeś brata.
Jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. Lucy wpatrywała się w niego, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. W końcu przełknąwszy ślinę, zdecydował się odezwać.
- Owszem, miałem.
- Czy on już...
- Niestety.
Jasnowłosa lekko się zmieszała, spuszczając głowę. Płomienie odbijały się w jej brązowych oczach.
- Przepraszam.
- Nie, nie masz za co.
- Przykro mi - dodała, przytulając się do maga lodu. On niezbyt zręcznie objął ją, potem delikatnie gładząc po głowie.
- Był naprawdę wspaniały.
Podniosła wzrok ponownie na jego twarz, chcąc upewnić się czy może o to spytać.
- Jaki on był jeszcze?
- Interesuje cie to? - uniósł brwi, lecz widząc jak dziewczyna przytakuje, posadził ją obok siebie, obejmując ramieniem. Wiedział, że nadal jest jej zimno, a bliskość drugiej osoby pomagała najlepiej.
 Przymknął na chwilę powieki, chcąc przypomnieć sobie dokładnie swojego brata. Bolało go to, jednak dla niej był gotów przywrócić bolesne wspomnienia. A jak widział swojego braciszka? Dokładnie jak małego chłopca, na oko pięcioletniego. Ponieważ to wtedy ostatni raz widział go, zanim całkiem przepadł.
- Był prawie, że taki sam jak ja. Jednak on był lepszy. Mimo, że to ja miałem miano starszego brata, to i tak uważałem go za lepszego, wspanialszego. Potrafił pocieszyć każdego, posłać uśmiech nawet wrogowi i podać mu pomocną dłoń. W tym akurat nie byłem najlepszy - podrapał się po głowie, zażenowany - uczestniczyłem w wielu bójkach. Robiłem wiele kawałów innym, za co obrywał mój brat.
- Czy to znaczy, że z wyglądu byliście identyczni? - wtrąciła, w momencie gdy chłopak się akurat zastanawiał.
- Włosy.
- Huh?
-  Różniły nas jedynie włosy. Ich kolor. No, może i jeszcze trochę budowa ciała. Alois był chudszy.
- Więc twój brat nazywał się Alois.
Na dźwięk imienia brata, drgnął. Sam przed chwilą nieumyślnie je wypowiedział. Nie powinien tego robić.
- Tak - odparł, lecz bardziej oschle niż wcześniej.
- R-rozumiem.
Lekko zmieszana spuściła głowę. Między dwójką magów ponownie zapanowała cisza. Jednak czarnowłosy nie chciał jej dalej przeciągać.
- To dzięki niemu stać mnie teraz na więcej. Dodał mi odwagi, jaką utraciłem po śmierci rodziców - chwycił palcami medalion, z którym się nigdy nie rozstawał - to on mi go podarował...dawno temu. 
Spojrzała na Graya, widząc w nim już nie tylko przyjaciela, a także osobę, na jakiej mogła się wzorować. Po wielu trudach on się nie poddawał i wciąż brnął przed siebie. 
Chociaż Lucy pogodziła się z tym, że wszyscy jej bliscy są już po drugiej stronie, to wciąż stała w miejscu.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś Gray - uśmiechnęła się - nadszedł czas bym i ja ruszyła do przodu. 
- Lucy...
Wyszeptał jej imię, będąc zaskoczony tymi słowami. Tak często go zadziwiała. Uniósł kąciki ust, ciesząc się, że ma ją przy sobie i nie panując nad sobą, położył dłoń na jej dłoni. Poszerzył uśmiech, widząc delikatnie rumieńce na twarzy przyjaciółki. 
 I niespodziewanie poczuł jak drobne palce zaciskają się na jego chłodnej skórze. 

~*~

 Tak, rozdziały po...bardzo długim czasie powracają. Dlaczego? Przecież tyle miesięcy nic nie pisałam, a tu nagle pojawia się coś nowego... Może dlatego, że przez te wszystkie dni myślałam uporczywie nad tym opowiadaniem. Wiedziałam, że je skończę, jednak nie miałam pojęcia kiedy. Mimo, że sama z trudnością orientuje się we wszystkich wątkach, które *ah, co ze mnie za potwór* prawie wszystkie pojawiają się chyba w każdym nowym rozdziale. Jednak nie umiem inaczej tego połączyć, wybaczcie. Obiecuje, że z czasem wszystko się będzie wyjaśniać. Tym razem może i nadal jest jedna, wielka niewiadoma, lecz doszła nowa informacja. Otóż, braciszek Graya. 

*Dobrze wiem, że statków tam jakoby żadnych nie ma, jednakże nic innego mi nie pasowało. Prawdę mówiąc cała moja historia jest sprzeczna z mangą i anime... Może jedynie poza gildią i imionami postaci. ;_; Chyba zrobię listę z rzaczami i wydarzeniami, jakie zgadzają się z prawdziwym Fairy Tail, by nie było żadnych niejasności. 
Okey, tym razem to wszystko. Pozdrawiam serdecznie wszystkich (jeżeli komuś chce się jeszcze tu wchodzić >.<).