20 maja 2013

014. Rozdział XI "Marzenie ściętej głowy"


"Ciem­ność... kiedy wszys­tko co znałeś i kochałeś zos­ta­je ci zab­ra­ne..."

 Sprawa ze znikającymi pracownikami została wyjaśniona nazbyt szybko. Już następnego dnia, niebieski Exceed natrafił na dziwnie zachowującą się kobietę. Jej zapach przypominał Natsu o różowym dymie i bez zbędnych pytań po prostu się na nią rzucił. Po przyprowadzeniu związanej brązowowłosej, magowie Fairy Tail odkryli kolejną szokującą wiadomość. Otóż, owa dama była żoną kierownika, pana Vincenta Trevota. Mężczyzna zdołał wybaczyć jej niszczenie jego ciężkiej pracy, lecz nadal nie poznano powodu postępowania nieznajomej. Natsu, ucieszony z nagrody pragnął jak najszybciej opuścić to dziwaczne miejsce, niestety przetrzymano ich tam kolejne dwa dni z powodu burzy piaskowej. Oczywistym było, że smoczemu zabójczy ona nie zagrażała, ale darmowy posiłek zdołał załatwić wszystkie niedogodności. Głównym problemem okazała się być Lucy, której sposobu odczarowania nikt nie chciał mu zdradzić. Ostatecznie zdecydował się wyruszyć, dyskretnie podwędzając jeden z flakoników. Niestety szczęście ponownie mu nie dopisało i zamiast lekarstwa dla przyjaciółki, zdobył produkt na szybki porost wąsów.
  Zmieszali właśnie przez pustynię, a chłopak zmuszony był nieść maga gwiezdnych duchów na plecach.
 - Ne, Natsu...dlaczego mnie ignorujesz? - łzy powoli zbierały się w kącikach jej oczu, lecz on wciąż z kamienną miną szedł przed siebie. Kolejne pytania zbywał w podobny sposób, bądź od czasu do czasu pomrukiwał coś cicho pod nosem. Sytuacja w jakiej się znalazł, kazała mu zmienić nagle podejście do dziewczyny. Westchnął, w myślach klnąc. "Dlaczego akurat ja?"
 Z trudnością wszedł do pociągu, każąc blondynce usiąść naprzeciwko. W tej chwili zaprzątałby sobie głowę zdarzeniem sprzed kilku godzin... Lecz choroba lokomocyjna w pełni mu to uniemożliwiła. Tym razem był jej jednak wdzięczny.
- Natsuu, nie martw się. Ja się tobą zajmę - zaśmiała się perliście, kładąc po chwili go na całej szerokości siedzenia. Kiedy miał próbować zasnąć, stała się rzecz niezbyt mu odpowiadająca. Bowiem, poczuł zaraz na sobie ciężar, jakim okazała się właśnie Lucy. Rozłożyła się na nim, dając Salamandrowi widok jedynie na jej nazbyt widoczne piersi.
- L-lucy - wyjąkał, pokrywając się czerwienią na w połowie fioletowej twarzy.
- Możesz spokojnie spać. Teraz mam wszystko pod kontrolą - uśmiechnęła się szerzej, muskając wargami delikatnie szyję Dragneela oraz przypadkiem trącając kolanem jego krocze.

~*~

 Jaskinia dobrze zamaskowana przez zarośla, pozwalała odpędzić od siebie różnego rodzaju drapieżniki. Wewnątrz zaś panowała wilgoć, a gdzieniegdzie z sufitu skapywały krople wody. Mech porósł prawie, że cały obszar przy wejściu. Dalej już poświata księżyca nie docierała, to też panowała tam ciemność. Kroki, ledwo dosłyszalne, lecz wystarczające by przebudzić czujną dziewczynę. Z czasem stawały się one coraz głośniejsze, aż w końcu na ścianie jaskini dostrzec można było cień postaci. Po chwili również i jej bladą twarz oraz pobłyskujące wręcz srebrne pasma.
- Przyniosłem leki - głos mężczyzny był prawie, że nazbyt obojętny, ale zdążyła się już przyzwyczaić i po prostu to zignorowała. Świeca, która zgasła jakiś czas temu, ponownie oświetliła owe miejsce. Teraz z łatwością można było spływające po jej policzkach słone łzy. Skinęła głową, zmieniając opatrunek na brzuchu swej mniejszej wersji. Wzięła ciało zielonowłosej w ramiona, przyciskając je zaraz do siebie o wiele mocniej. Nie mogła dopuścić do śmierci dziecka, swej własnej siostry.
- Połóż się - usłyszała w oddali, jednak ani na moment nie poluźniła uścisku. Ciemność znów zapanowała między nimi, a dziewczyna siedziała, dygocąc z zimna. Mimo towarzyszki będącej tak blisko, nie mogła się ogrzać. Zacisnęła pięści. Odpłaci się Fairy Tail, a wtedy ich popamiętają. W szczególności smoczy zabójcy, których nienawidziła całym sercem.

 Szelest pośród krzaków, sprawił, że palce Reiko bardziej zacisnęły się na ciele dziewczynki, a oczy nagle szeroko rozwarły. Białowłosy obudził się prawdopodobnie w tym samym momencie i był gotów w każdej chwili zaatakować potencjalnego wroga.
- No proszę, proszę - ciemna postać stała przed wejściem, lecz twarzy jej dalej nikt z dwójki nie mógł dostrzec. Zaśmiała się ochryple, nie śpiesząc się z ujawnieniem.
- Kim ty...
- Kim jestem? Hmm... A mogę być jednym z twoich koszmarów? - ponownie przybysz zarechotał, przez co zielonooka zacisnęła ze złości zęby.
- Mniejsza o to - dodał po chwili, przybliżając się do członków Cobras Hunter* - mam dość... ciekawą propozycję.
Wykonał kolejne kroki, a wraz z nimi płomień świecy oświetlał go bardziej. Bez wahania zrzucił z siebie czarny płaszcz, ukazując nagą klatkę piersiową. Źrenice magów zmalały, a brwi uniosły się jeszcze wyżej.
- Ty... kim ty do cholery jesteś? - zapytała ze spokojem, kryjąc rosnące powoli przerażenie. Nieznajomy szeroko się uśmiechnął.
- Kimś, kto pozwoli wam zemścić się za jej śmierć - wskazał dłonią na nieprzytomne dziecko. Dziewczyna od razu przygarnęła ją do siebie jeszcze bardziej. Lecz coś się nie zgadzało. Wcześniejszy ledwo co wyczuwalny oddech, całkowicie zanikł, a skóra znacznie pobladła.
- Nie... - prawda okazała się zbyt bolesna, nie do pojęcia.
- Wystarczy się zgodzić, a ja uczynię was silniejszymi...
- Reiko - Thor spojrzał na swą kompankę ze strachem, a obojętność już w pełni wyparowała z jego twarzy. Zielonowłosa puściła ciało siostry, pozwalając mu z głuchym hukiem opaść na ziemię. Zacisnęła pięści, wykrzywiając się w pół grymasie, a w pół uśmiechu.
- Zapłacą mi za to... - w jaskini rozległ się szaleńczy śmiech, a jej oczy zapełniły się chęcią mordu - Fairy Tail mi zapłacą!

~*~

  Wciąż czuł jej ciepłe wargi na swoich, chociaż były one za materiałem szalika. Odruchowo dotknął swych dwoma palcami, jakby usta dziewczyny dopiero co zniknęły. Mimo tych kilku dni on dalej odczuwał to nazbyt dobrze. Nie rozumiał różnych emocji targających jego ciałem. Przystanął, spoglądając na błękitne niebo. Zaraz spuścił wzrok, wbijając go w chodnik.
- Lucy - szepnął, zaciskając pięści. Ona nie była sobą, to tylko magia. Czar, który w końcu musi minąć. Prysnąć, jak bańka mydlana, a wtedy będzie jeszcze gorzej. Westchnął głęboko, klnąc pod nosem. Ne mógł odwzajemniać jej uczuć, gdyż nie stanowiły one prawdy. Miłość pokryta fałszem to najgorszy scenariusz dalszego życia. Tylko dlaczego go to, aż tak bolało... Zagryzł wargę, z trudnością pokonując kolejne metry. Każdy krok zbliżał różowowłosego do gildii, jaka tak nagle stała się dla Natsu bardziej obca, niż zwykle. Ponieważ wiedział, że znów zostanie czule przywitany. Obdarzony uczuciem trwającym jedynie przez określony czas.
- Nie pozwolę... - szedł coraz szybciej, aż w końcu biegł nie zważając na trącanych przechodniów - nie pozwolę ci tak żyć, Lucy!
Odstawił na bok własne problemy, chcąc pomóc swej przyjaciółce. Zawsze przy nim była i to ona podnosiła na duchu po zniknięciu Graya. Powstrzymywała przed nieprzemyślanymi decyzjami i posyłała uśmiech, jaki był dla niej czymś trudnym, ledwo możliwym. A jednak, robiła to wszystko dla dobra smoczego zabójcy. Teraz nadeszła pora się odwdzięczyć. Szczególnie, że przed misją sprawił jej zapewne wiele bólu. Pokręcił głową, ocierając twarz. Musi iść dalej i się nie poddawać. Właśnie dla dobra Lucy.

 Gwałtownie otworzył drzwi gildii i zaczął się rozglądać, w poszukiwaniu maga gwiezdnych duchów.
- Lu... - przerwał nagle, wpatrując się wielkimi oczami w siedzącą przed nim dziewczynę...zamkniętą w runach. Skrzywił się, otwierając potem szeroko usta.
- Fried!
Zielonowłosy przekręcił głowę w stronę poddenerwowanego chłopaka, po czym cicho westchnął. Odchrząknąwszy, ostentacyjnie machnął ręką.
- Sprawiała za dużo kłopotów.
- Wyśniła sobie, że wszyscy jesteśmy tobą... Tyle że w przebraniu... - wyjaśnił zaraz inny mag, masując obolałą twarz.
- I co w tym złego? - sam Natsu nadal nie rozumiał jaki był powód zamknięcia Hearfili. W odpowiedzi większość mężczyzn spuściła głowy. Wspomnienia nie należały do najprzyjemniejszych.

Blondynka cicho nucąc, skakała szczęśliwie w stronę dobrze znanego budynku. Myśl o zobaczeniu chłopaka sprawiała nagłe motyle w brzuchu i przywoływała rumieńce. Po dotarciu, poczęła poszukiwania swej miłości, niestety wokół znajdowały się same nieinteresujące ją twarze. Bez zastanowienia podeszła do jednego z przyjaciół, po czym pociągnęła mocno za polik.
- Natsu? - słysząc jedynie jęknięcie, zrobiła to samo z nosem. Po upewnieniu się, że to z pewnością nie Salamander, skierowała się do kogoś innego. Niestety efekt za każdym razem był prawie, że taki sam. Niekiedy któryś cierpiał dłużej, a wszystko z powodu upartości dziewczyny.
- Oddajcie mi Natsu! - krzyknęła, łapiąc za pobliski przedmiot. Zaraz powędrował on na drugi koniec sali, bądź też rozbił się na czyjejś głowie. Czasami zdarzało się rzucić jej magiem... Lecz tylko, czasami.

- Nie było tak źle - wtrącił się mistrz, leżąc na blacie baru i machając radośnie nogami. Jego poliki pokryte byłe czerwoną szminką. Wtem zainteresowany zaczął dostrzegać na twarzach innych liczne siniaki i zadrapania. Wystraszył się nie na żarty. W końcu nie miał bladego pojęcia do czego jeszcze zdolna jest jego przyjaciółka.
- Natsuu - blondynka chciała podbiec do chwilowego obiektu westchnień. Niestety owa klatka uniemożliwiła jej jakiegokolwiek kontaktu z nim. W odpowiedzi wyjęczała imię Dragneela, a do jej oczu napłynęły łzy. Powoli podszedł do niej, czując ogromny ból z każdą kroplą skapującą na ziemię. Wciąż nic do niego nie docierało. Nic poza szlochem dziewczyny, który nie tyle co ranił, jak i dawał nikłe, a zarazem fałszywe nadzieje.
- Fried, zdejmij runy.
- Nie sądzę by był to...
- Zdejmij je do cholery! - wrzask chłopaka dał zielonowłosemu do myślenia. Kręcąc głową, anulował zaklęcie i wzruszył ramionami. Natsu zaś poczuł nagle silny uścisk i znany zapach. Lucy wtuliła się w niego, cicho mrucząc niczym najprawdziwszy kocur. Sięgała już do szyi przyjaciela, jednak ten w porę zatrzymał ją i ostrożnie odsunął.
- Lucy, a teraz mnie posłuchaj - przytaknęła, wpatrując się w brązowookiego rozmarzonym wzrokiem - pobawimy się później.
Mina nagle jej zrzedła, lecz posłusznie nie rzuciła się znów na chłopaka. Ten z ulgą, wykonał krok w tył, by potem podbiec do krzątającej się Miry.
- Pomóż mi! - wyjęczał, gdy ona odstawiała ostatnie kufle na swoje miejsce. Nieumyślnie zrzucił Makrova z blatu, po czym rozłożył się na nim. Zaczął rozlewać się powoli z dwóch stron.
- Sądziłam, że ci się to spodoba.
Spiorunował ją, nie widząc w tym nic ciekawego. Mirajane jedynie się zaśmiała, jednak po chwili przybrała pozę myśliciela. Kątem oka spojrzała na wciąż sterczącą w bezruchu jasnowłosą, która prawie, że pożerała towarzysza wzrokiem. Przeczuwała, że nie będzie to proste zadanie.

 W czasie gdy inni poszukiwali różnych sposobów na wybudzenie z transu jasnowłosą, Juvia siedziała w oddali przy jednym ze stolików, wpatrując się beznamiętnie w szklankę z sokiem. Była w całkiem innym świecie, pogrążona we własnych myślach. Nerwowo przejechała opuszkami palców po kieszeni, w której znajdował się prawdopodobnie dowód. Jeśli był on prawdziwy, to sprawca znajdował się bliżej, niż mogło się komukolwiek wydawać. Westchnęła, spuszczając głowę. Nie rozumiała kumulujących się w niej emocji. Możliwe, że się bała, lecz przerażało ją to jeszcze bardziej, niż zniknięcie nagrobka.
- Gray-sama - mruknęła, a oczy dziewczyny zaszły mgłą. Drzwi zaskrzypiały, dając znać, że powinno się je już dawno naoliwić. Chłodny powiew wiatru przywołał ją do rzeczywistości. Zesztywniała jednak, kiedy do gildii wkroczyła dwójka magów.
- Dziękuję za pomoc panie Akachi - jako pierwsza odezwała się niebieskowłosa smocza zabójczyni, idąca tuż obok wyższego kolegi. Chłopak z przysłoniętym okiem jedynie się uśmiechnął, czochrając ją zaraz delikatnie po głowie.
- Wendy z pewnością by sobie sama poradziła - wtrąciła się mała kotka, odwracając się od przyjaciółki z grymasem na twarzy. Dało się słyszeć cichy chichot ze strony dziewczyny.
 Mag wody przyglądała się temu z jawnym niesmakiem. Parę kosmyków opadło bezwładnie na jej bladą twarz. Wymruczała coś cicho, dostrzegając ich powoli podchodzących. Szeroko uniesione kąciki ust ani na trochę nie opadały, co bardzo irytowało wielbicielkę Graya. Mimo, że stanęli tuż przed nią, ona nadal skupiała się na szklance.
- Pani Juvia nas nie słyszy?
- Nie, jestem pewny, że tylko żartuje - odparł czerwonowłosy, radośnie się szczerząc. Loxar ponownie na moment sparaliżowało. Zacisnęła palce na szklance i wyszeptała drugi raz to samo.
- Zdrajca.
Poczuła, jak się na nią pochyla i wiedziała, że będzie musiała to powtórzyć. W końcu zmuszona była spojrzeć na rozradowaną twarz Akachiego, z lekko uniesionymi brwiami.
- Huh? Co takiego? 
- Zdrajca.
Te słowa ledwo wychodziły z jej ust, lecz obiecała sobie, że odpłaci za upokorzenie ukochanego. Nie zostawi tego na pewno bez żadnej zemsty. Gwałtownie wstała, wciskając palec w jego klatkę piersiową.
- Ten człowiek jest zdrajcą! - kipiała ze złości. Włosy dziewczyny zaczęły się unosić co raz wyżej. Zła aura wokół jasnowłosej nie wskazywała niczego dobrego - I Juvia uważa go za wroga!
Nikt w tej chwili nie zdołał zareagować. Nie na tyle szybko. Strumienie wody wydobyły się nagle z jej ciała. Niestety nie było osoby potrafiącej to zrozumieć. A całe Fairy Tail w ułamku sekundy znalazło się pod wodą.

~*~

*Nazwa wymyślona przez Igę Kuroki, której bardzo dziękuję. c:

 Jej, cóż napisać więcej? Rozdział nareszcie dodany, zaś kolejny pojawi się o wiele szybciej, a dokładnie jeszcze w tym tygodniu. Teraz, kiedy już testy mi niegroźne, a nauka prawie, że skończona, mogę więcej czasu poświęcić mym blogom. Na drugim dodam pracę jutro. Cóż, mam nadzieję, że się spodobało. Jako tako akcji mniej...bodajże. Sama dokładnie tego nie wiem, eh. Mące, mące. Dziękuję wszystkim za zainteresowanie. Każdy opinia w komentarzu motywuje mnie do większego działania. :> Aż trudno mi uwierzyć, że strona ma swoje siedem tysięcy wejść. Jesteście kochani. ^^ Pozdrawiam serdecznie każdego osobno i dziękuję raz jeszcze. Do napisania.

1 maja 2013

013. Rozdział X "Kłopotliwy urok"


"Miłość wymuszona nie jest żadną miłością"

 Obudziła się, leżąc na miękkim łóżku. Spojrzała odruchowo w stronę łazienki i westchnęła głośno, widząc leżące na podłodze resztki po drzwiach. Prawdopodobnie Natsu rozwalił je, bojąc się o stan przyjaciółki. Mimowolnie się uśmiechnęła. Tak bardzo o nią dbał... A jednak wczoraj zachował się okropnie. Nie wiedziała co w niego wstąpiło, lecz niech nie myśli, że ujdzie mu to na sucho. Pewnie wstała, łapiąc się szybko za głowę. Niemiłosiernie mocno bolała. Najchętniej nigdzie by się nie ruszała, jednak zbliżająca się opłata powoli dawała o sobie znać. Szczególnie, że nie posiadała nawet połowy klejnotów.

 W gildii panowała dość przyjemna atmosfera. Wiele osób już z samego rana wyruszyło na misje. Niektórzy dalej siedzieli przy stołach, głośno się śmiejąc, bądź kłócąc. Przy jednym z nich znajdowała się czwórka mężczyzn, a raczej trójka. Jeden z nich zbyt podekscytowany, podskakiwał i zaraz upadał na twardą ziemię.
- I naprawdę możesz wejść w ciało każdego? - zachwycał się Elfman, a kiedy Akachi skinął głową, podsumował wszystko krótkim "Ale to męskie!". Jednak to nie on był osobą, która nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Rolę tą odgrywał natomiast smoczy zabójca, z płomieniami w swych oczach.
- Ekstra! Przejmij mnie, tak! - uniósł wysoko rękę, szczerząc się. Nad głowami wszystkich pojawiła się biała chmurka, w której dostrzec można było słowa Salamandra, w postaci krótkiej animacji.
- Po opuszczeniu ciała, stanę się duchem... I w końcu zobaczę swoje plecy. I tyłek też!
- Aj! - znikąd pojawił się Exceed, dodając po chwili ciszej - Natsu ma czasem dziwne pomysły...
Przyjaciele spojrzeli po sobie, później na chłopaka palącego się wręcz do tego. Gwałtownie wybuchnęli śmiechem, przyciągając uwagę innych.
- Jeszcze zarazi się głupotą!
- Jakby chociaż coś w tej głowie było - zachichotał któryś z magów, zderzając się kuflami z innym. Różowowłosy zaczął wymachiwać rękoma, krzycząc coś, co jeszcze bardziej bawiło członków Fairy Tail.
- Zamknij się gołodupcu! - w sali nastała nagła cisza. Natsu zacisnął pięści, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział. Porwał papier ze stołu, po czym wybiegł z gildii. Za nim w pośpiechu ruszył mały niebieski kotek.

 W tym samym czasie  blondynka zmierzała do wspomnianego wyżej miejsca. Planowała wybrać jak najszybciej jakąś misję i wyruszyć, nim spotka ją smoczy idiota. Takie właśnie zdanie miała o nim w tej chwili. Westchnęła głęboko, wracając myślami do ostatnich wydarzeń. Jak mogła zrozumieć, to co widziała? A raczej kogo. Wystarczyło, że czarnowłosy pojawił się chociażby na ułamek sekundy, by ponownie ożywić w niej nadzieję i wiarę w jego powrót. Być może inni kłamali, mylili się. On żył, a nagrobek postawiony na cmentarzu oznaczał jedynie pomyłkę. Przemyślenia przerwał pewien chłopak, z impetem wpadając na Lucy. Syknęła cicho, upadając na twardą ziemię. Spojrzała złowrogo na, jak się zaraz okazało, Salamandra. Ten jedynie rozmasowywał obolałą głowę.
- Co to? - zapytała, wskazując na ściskaną przez niego kartkę.Widząc, że nie miał zamiaru odpowiadać, wyrwała mu papier, zwracając następnie uwagę na treść. Jej oczy powoli się rozszerzały.
- Milion klejnotów?! Idziemy! - krzyknęła entuzjastycznie, a głowa momentalnie przestała boleć. Chwyciła chłopaka pod ramię i pobiegła w kierunku stacji. Taka okazja nie trafia się w końcu często.

 Słońce jasno świeciło, próbując dosięgnąć wszystkiego swymi promieniami. Wiatr potrząsał delikatnie gałęziami drzew, strącając pojedyncze liście na ziemie w magicznym tańcu. Niebo błękitne, czyste...wydawało się, jakby można chwycić je dłonią. Puszyste obłoki przelatywały powoli po nim, formując się w najprzeróżniejsze kształty. Stali w milczeniu, czekając na przyjazd pociągu. Mimo wcześniejszego podekscytowania jasnowłosej, była teraz odwrócona plecami do przyjaciela. On postępował tak samo, ignorując jej jakąkolwiek uwagę, bądź komentarz. Nawet Happiemu nie udało się rozluźnić atmosfery, przez co ostatecznie westchnął i zasiadł znużony na czuprynie Natsu. W pewnym momencie dało się słyszeć gwizd ze strony szyn. Chwilę później w trójkę zajmowali już miejsca w przedziale, odliczając kolejno minuty przybycia do miasta. Dziw, Salamander zachowywał się nad wyraz spokojnie, nawet podczas ruszenia pojazdu. Niestety zaraz jego twarz przybrała zielony kolor, a chory rozłożył się na całej szerokości siedzenia. Lucy zaś dalej beznamiętnie wpatrywała się w widok za oknem. Nie chciała spędzać najbliższych paru godzin z różowowłosym. Jednak dla kwoty za wygraną musiała to wytrzymać, wciąż przed oczami mając widok z ostatniej nocy. "Idiota... Jednym słowem idiota". Prychnęła cicho, licząc ze znudzenia mijane drzewa. Zmarszczyła brwi, zauważając znaczny spadek roślinności. Czyżby miasto miało okazać się jedną, wielką pustynią?

~ * ~
 Przemierzała uliczki Magnoli, z ciągnącą się za nią czarną chmurą. Łzy zamazywały jej widok, lecz nie zatrzymywała się. Pragnęła dojść do celu, mimo że nie wierzyła w słowa przyjaciół. Czy to aby nie za wielkie określenie na ich znajomość? Ostatnimi czasy oddaliła się jeszcze bardziej od gildii. Marzyła tylko o ponownym spotkaniu ze swym ukochanym, a serce z każdym dniem kuło tak samo mocno. Wkroczyła wolnym krokiem na cmentarz, omijając starą, ledwo stojącą tablicę z wiadomościami. Po co by jej były informacje o minionych pogrzebach, bądź tych, jakie miały dopiero nadejść? Juvia przyszła tu tylko dla jednej osoby. Zacisnęła mocniej blade palce na bukiecie kwiatów, przywołując za sobą nowe krople deszczu. Po zatrzymaniu się w odpowiednim miejscu, nie mogła uwierzyć. Ziemia wgnieciona, a wokół niej czyjeś ślady. Głaz przypominający o wspaniałym magu zniknął bez słowa.
- Kto? - mruknęła cicho, w pełni zimno i oschle. Parę płatków zleciało na ziemię. Zauważyła leżącą tuż przy nodze czarną opaskę. Schyliła się, a w oczach niebieskowłosej zabłyszczały łzy. Zaciskając palce na przedmiocie, wstała i pobiegła w stronę Fairy Tail. Musiała za wszelką cenę przekazać innym tę złą wiadomość.

~ * ~

 Po około godzinie byli już na miejscu. Blondynka się nie myliła, wokół nich widniał jedynie piach. Zasłonili dłońmi twarze, by niesforne grudki piasku nie wpadły im do oczu. Niebieski kotek skorzystał, chowając się w plecaku chłopaka. Rozglądali się w poszukiwaniu siedziby, z jakiej dostarczono zlecenie. Pustynia wydawała się nie mieć końca.
- To na pewno dobre miejsce? - brązowooka odwróciła się w stronę zamyślonego Salamandra,  krzyżując ręce. Włosy co chwila opadały na jej twarz, przysłaniając doszczętnie widok. Odgarnianie ich przy takim wietrze nie miało żadnego sensu. Dragneel dalej nie odpowiadał, co zaczynało ją lekko irytować. Zrobiła krok w tył, jednak potknęła się o kamień i wylądowała zaraz na ziemi... Oczywiście trzymana w ramionach różowowłosego.
- Nic ci nie jest? - spytał, lecz tym razem to ona postanowiła milczeć. Wyrwała mu się, udając niedostępną i oziębłą. Niech wie, że dziewczyny potrafią mieć też swoje humory.
- Miasto - głos kota zwrócił ich uwagę na jeden punkt. Mianowicie, piach począł powoli się gromadzić, tworząc pokaźną górkę. Tak samo działo się w jeszcze trzech miejscach. Formowały się one dalej w wieżyczki oddzielone od siebie na taką samą długość. W końcu powstały i mury łączące je. Z lotu ptaka cała budowla przypominała kształtem kwadrat. Trójka członków gildii przypatrywała się temu z jawnym zainteresowaniem i rozszerzonymi oczami. Piaskowe drzwi powoli się otwierały, aż zza nich wyszedł wysoki blondyn w podobnym wieku do nich.
- Magowie? Świetnie, pozwólcie, że się przedstawię - odparł z uśmiechem, przybliżając się - Jestem Vincent Trevot, dawny mag i dowódca jednostek ratowniczych.
Ucałował wierzch dłoni dziewczyny, która lekko się zarumieniła.
- Dowódca? Nie jesteś przypadkiem za młody?
Na to pytanie zachichotał, zapraszając drużynę Natsu do środka. Tam, jak się okazało, wszystko wykonane było normalnie, jak w każdym innym domu. Piasek znajdował się jedynie na zewnątrz. Jasnowłosa już chciała coś powiedzieć, lecz ubiegł ją w tym gospodarz.
- To dla bezpieczeństwa i ochrony przed intruzami. A wracając do twojego pytania - tym razem skierował wzrok na chłopaka - nie sądzę by był to problem. Mam już czterdzieści dwa lata.
Oboje stanęli, przypominając w tej chwili posągi.
- Czterdzieści dwa? Haha, to ty jesteś sta, ał! - zanim skończył, dostał z łokcia jasnowłosej w brzuch. Posłała mu jeszcze złowrogie spojrzenie, a następnie już milej spojrzała na mężczyznę.
- Zapewne w waszym mniemaniu wyglądam na młodszego. Chodźcie, pokażę wam - wskazał dłonią, by podążali za nim. Mijali wiele cennych przedmiotów i obrazów. Same ściany zdawały się pokryte prawdziwym złotem, a podłoga wyłożona jakby gorzką czekoladą. Po kilku minutach trafili do
sali pełnej ludzi. Unosiły się tam przeróżne zapachy, a czasem dochodziło w niektórych miejscach do wybuchu. Patrzyli na to dalej nic nie rozumiejąc.
- To tutaj tworzymy perfumy, zapobiegające wielu chorobom. Fiolek posiadamy bardzo dużo - tu wskazał ręką na półki, zajmujące prawie każdą część ściany - lecz każda z nich ma inne zastosowania i w razie złego użycia, skutki uboczne.
- Czyli jesteście zawsze przygotowani by pomóc rannym lub ledwo żyjącym - odezwała się Lucy, której ze wzruszenia zakręciło się parę łez w oczach. Wszystko to robili dla innych ludzi, nieśli im pomoc bezinteresownie.
- Można tak to określić. Jednakże podczas ich stosowania należy zachować ostrożność. Wystarczy jeden zły składnik, a zamiast leku można otrzymać nawet truciznę.
- Ale co to ma wspólnego z twoim wyglądem? - tym razem zapytał Natsu, który powoli gubił się w wyjaśnieniach mężczyzny. Blondyn mrużąc oczy, rozejrzał się po pomieszczeniu i zaraz sięgnął po jeden ze szklanych flakoników. Ciecz w środku barwiła się na szaro, podobnie co jego tęczówki.
-  Od lat stosuje ten specyfik, przez który mogę cieszyć się młodym ciałem - zamilkł na chwilę, kładąc dwa palce na powiece - zmiana koloru oczu to jeden z efektów ubocznych. Ale starczy o mnie, jako moi goście, pozwólcie się oprowadzić.
Dragneel już chciał się sprzeciwiać, lecz Lucy pociągnęła go szybko za nowo poznanym. Jakże mogłaby nie skorzystać z okazji poznania tak niezwykłego miejsca. Dodatkowo towarzystwo Vincentego wcale jej nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, była nim zachwycona.
 Przez kolejne dwie godziny obejrzeli większość pomieszczeń w rezydencji. Zbyt rozpromieniona Heartfilia zapomniałaby o misji, gdyby nie znudzony doszczętnie różowowłosy.
- Lucy, przecież mamy misje...
- Aj - dodał mały Exceed, który po raz pierwszy zdecydował się ujawnić przed właścicielem. Przewróciła oczami, ale przyznała chłopakowi rację. Znajdując się w salonie, skorzystała z okazji, pytając blondyna o cel ich wyprawy.
- Od pewnego czasu...mamy pewne problemy z pracownikami - rzekł ostentacyjnie przykładając wierzch dłoni do czoła - kiedy tylko zatrudnię nowych magów, oni po jakimś czasie odchodzą wraz z paroma starymi pracownikami.
- Może po prostu nie odpowiada im ta praca.
- Ależ skąd! Są oni zachwyceni, gdy ich przyjmuję. A wcześniej nikt się z pracujących nie skarżył - westchnął. Jasnowłosa chwilę analizowała wszystko w swej głowie.
- Rozumiem, że mamy ustalić przyczynę odejść - brzmiało to bardziej jako stwierdzenie niż pytanie.
- Liczę na was.
- Tak! Coś mi się wydaję, że szykuje się walka. Chodź Happy!
- Aj sir!
W mgnieniu oka wyparowali z sali, zostawiając zażenowaną Lucy na kanapie. Mężczyzna stał, odwrócony w stronę biblioteczki z książkami.
- W takim razie ja też już pójdę.
- Poczekaj - nie ruszała się, tak jak prosił. Spojrzała pytającą na Vincenta. On przekręcił głowę w jej kierunku, zachowując powagę.
- Każdy opuszczał mój dom z rozmarzonym wzrokiem. Możliwe, że to wam pomoże.
Stała tak jeszcze przez chwilę, jakby głęboko się nad czymś zastanawiając. Podziękowała i zaczęła poszukiwania jakichkolwiek śladów. Miała także nikłą nadzieję, że jej towarzysze niczego nie zniszczą.

~*~

 Froiz siedział przy barze, wertując wzrokiem kolejne strony swej książki. Po ostatnich zaczepkach Salamandra musiał niestety kupić nową. Na wspomnienie owej sprzeczki zacisnął pięść. Był przecież spokojny, jednakże towarzystwo chłopaka działało na niego od razu pobudzającą. Zrobił błąd, przyjmując wyzwanie. Wystarczyło tak mało, by wszystkie jego starania poszły na marne.
- Dobrze, że jesteś - uniósł głowę, patrząc pytającą na, jak zawsze uśmiechniętą Mirę - Lucy ostatnio cię szukała.
Skinął, kontynuując lekturę. Lecz, co takiego działo się teraz wewnątrz głowy czarnookiego? Zastanawiał się przede wszystkim, co takiego chciała blondynka. Miał nadzieję, że nie było to nic poważnego. Westchnął prawie niesłyszalnie, przymykając na moment powieki. Każdą chwilę zdążył dokładnie poukładać w swym umyśle i ostatecznie stwierdził, że nie miał się czego bać. Prawda nie wyjdzie na jaw, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Kątem oka dostrzegł siedzącą niedaleko Tytanię, zajadającą się kolejnym już ciastem. Instynktownie zwróciła twarz w jego stronę, ale on nie przestawał się wpatrywać. Przerwało to dopiero mocne trzaśnięcie drzwiami.

 Większość nagle ucichła i z niepokojem spoglądała na przemęczoną dziewczynę. Oddychała szybko, co spowodowane było ciągłym biegiem. Kiedy w końcu udało jej się odzyskać mowę, wykrzyczała słowa, wzbudzające niemałe zainteresowanie.
- Nagrobek! Go...nie ma - pokręciła chaotycznie głową - ktoś ukradł nagrobek Gray-sama!
Jeśli wcześniej nie każdy się uspokoił po przyjściu Juvi, to teraz cała sala milczała. Magowie spoglądali na siebie ze strachem i zszokowaniem. Wywołane zostało to również imieniem przyjaciela. Mimo, że na cmentarzu stał jedynie zwykły kamień, głaz z wyrytym nazwiskiem. Mimo, że ciało nigdy nie pozostało odnalezione i zakopane... Członkowie Fairy Tail poczuli się wystarczającą dotknięci tym faktem. Owy nagrobek był symbolem i pamięcią o zaginionym chłopaku. A ktoś po prostu go ukradł, nie zdając sobie sprawy z jego wartości.
- Zwołajcie mistrza - rzekła po chwili czerwonowłosa, przerywając ciszę. Odstawiła kawałek ciasta i z wręcz przerażającą powagą podeszła do Loxar. Spojrzała na nią, a jej wzrok jakby mówił "nie płacz, nie martw się, ktoś każe nam wierzyć, że on nadal żyje".

~*~

 Kierowała się z czasem ciemniejszym korytarzem, nawołując swych nazbyt podekscytowanych przyjaciół. W pewnym momencie spostrzegła zamykające się drzwi. Nie czekając dłużej, otworzyła je i po cichu weszła do środka. Pomieszczenie nie różniło się od innych, jakie zdołała dzisiaj zobaczyć. Staroświecki styl utrzymywany był w każdym centymetrze kwadratowym tej rezydencji, pomijając oczywiście owe laboratorium do produkcji perfum. Podeszła bliżej stojącej przy łóżku szafki i zaczęła poszukiwać jakichkolwiek poszlak. Przerwało jej w tym dopiero trzaśnięcie. Schowała niezauważalnie do kieszeni spodenek plik zgiętych kartek, po czym gwałtownie odwróciła się do wejścia.
- D-dzień dobry - rzekła do kobiety o długich kasztanowych włosach, falami opadających na jej ramiona i plecy. Jej oczy podobnie jak w przypadku właściciela, miały barwę szarą.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się w sposób raczej przerażający. Dopełniał to wszystko jeszcze strój pokojówki.
- A raczej żegnaj - szepnęła, od razu rzucając się na maga gwiezdnych duchów.  

 Walczyła dalej, mając coraz mniej sił. Od razu zauważyła, że kobieta nie była zwykłą pokojówką. W dodatku używała magii zawartej w perfumach. Wtem przypomniała jej się niezbyt lubiana gildia.
-  Powinnaś być bardziej uważna - usłyszała tuż przy uchu, na co aż podskoczyła. Odbiegła od przeciwnika, po czym wyciągnęła jeden ze swoich kluczy.
- Otwórz się bramo do...
- Nie tak prędko kochanie - różowowłosa przerwała jej z głośnym śmiechem. Złoty przedmiot momentalnie wyleciał z dłoni Heartfili, lecz nie zamierzała się poddać. Podniosła rękę i ruszyła biegiem na swego wroga. Zadała jeden cios, niestety przed następnym została odrzucona na przeciwległą ścianę. Zaklęła cicho, przecierając usta. Nie mogła być aż tak słaba, aby pomiatać nią na każdym kroku.
- Lucy! - z jednego z korytarzy dobiegł ją głos Natsu. Zdziwiona pokojówka zaprzestała dalszego ataku. Stała chwilę zamyślona i z entuzjazmem zapytała.
- Kim on jest?
Dziewczyna chwiejnie się podniosła, nie wiedząc, jak się zachować. Walka przeistoczyła się tak nagle w zwykłą rozmowę, co raczej ją przerażało, niż cieszyło.
- Moim...przyjacielem - rzekła, a w odpowiedzi otrzymała szeroki uśmiech. Zielonooka zakręciła się wokół własnej osi, łącząc dłonie.
- Więc niech miłość kwitnie! - krzyknęła i nim Lucy zdążyła zareagować, rozbiła jeden flakonik z perfumami.
Cała sala wypełniła się duszącym dymem o różowej barwie, zaś obca kobieta najnormalniej zniknęła.

 Biegł, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy magu gwiezdnych duchów. Bał się o dziewczynę i przeklinał się w myślach za zostawienie jej samej. Wyważył drzwi, hacząc o nie przez przypadek szalikiem. Później po niego wróci, najpierw musi odszukać przyjaciółkę.
- Lucy?! Khy, khy - zakaszlał, zakrywając dłonią pół twarzy. W oparze różowego dymu nic nie mógł zobaczyć. Tracił nadzieje na ujrzenie czegokolwiek w tym momencie. "Gdzie ona może być, no gdzie" myślał gorączkowo (owszem, on myśli! - dop. autorki). Szedł dalej, kiedy coś nagle stanęło mu na drodze, a potem przejechało czymś gładkim po twarzy Salamandra. Momentalnie poczuł na swych wargach materiał, a zaraz i ciepło przez niego przenikające.



  Stał przez chwilę, nie wiedząc co zrobić. Jaki ruch wykonać... Łapiąc nieznajomą osobę za ramiona, odsunął ją powoli od siebie. W pomieszczeniu robiło się coraz widniej, dzięki czemu czekoladowe tęczówki chłopaka mogły dostrzec o wiele więcej. Lecz zapach sprzed paru sekund nie dawał mu spokoju. Wiedział do kogo on należał, nie mógł się mylić.
- Lucy - szepnął imię jasnowłosej, która później się w niego wtuliła. Wciąż nogi odmawiały mu współpracy, a język plątał wszystkie inne słowa.
- Natsu, uratowałeś mnie. Ah, Natsuu.
Mruczała mu do ucha, a złote kosmyki opadły beztrosko na zarumienioną twarzyczkę. Położyła głowę na torsie zdezorientowanego chłopaka, a jej oddech wywoływał u niego dreszcze. Przełknął ślinę, będąc pewnym, że kłopoty dopiero się zaczną.


~*~

 Tak, dotrwałam do dnia, w którym wstawiam kolejny rozdział. Testy co prawda nie były takie straszne, jednakże przygotowania do nich...to już co innego. Teraz niestety dochodzi jeszcze nauka, gdyż oceny same się nie poprawią. Eh, jak ja chcę wakacje. T^T Cóż, mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Pracowałam nad nim bity tydzień, nie potrafiąc czasem sklecić chociażby jednego zdania. Ojoj, gomen, że nie pisałam prawie, że miesiąc. Zrekompensowałam się tym dłuższym wpisem, lecz i tak przepraszam. Kolejny także zajmie podobną ilość miejsca, co ten. :> Chciałabym zadedykować go mym kochanym ludkom, stałym bywalcom, a nawet i nowo przybyłym. Nie będę już dziękować osobno, zrobię to w następnym poście. Lecz arigato wszystkim czytelnikom. Dodajecie mi siły na pisane. Cieszmy się wolnymi dniami, a w tym czasie uda mi się w końcu nadrobić wszelakie zaległości. Oby... Pozdrawiam serdecznie. :*