25 lutego 2013

008. Rozdział VI "Elementy układanki"


 "Słowa szare jak skały, niepotrzebne, huczące, przetapiały się w złoto"


 Minęło już kilka dni od zaginięcia, a raczej porwania Aries. Jasnowłosa poszukiwała swojego ducha godzinami, nie mając czasu na żadną, jakąkolwiek misje z Natsu. Wypytywała mieszkańców Magnoli, jednak oni spoglądali na nią ze zdziwieniem i kręcili przecząco głowami. Nikt nie widział w pobliżu różowej kobiety z rogami, pokrytej wełną. Lecz wciąż się nie poddawała. Biegała od samego ranka po mieście, zaglądając w najgłębsze zakamarki. Nie mogła znieść myśli, że coś złego może stać się z jej przyjaciółką. Zacisnęła mocniej pięści, a w kącikach oczu pojawiły się łzy. Znów dała się ponieść emocjom, była zdecydowanie zbyt wrażliwa, przez co bardzo słaba. Stanowiła łatwy cel dla każdego.
Wyrastający z ziemi korzeń przerwał jej wielogodzinne poszukiwania. Upadła, cicho klnąc pod nosem. Zdarte kolana piekły co raz mocniej, nie mówiąc już o łokciach, dłoniach i czole. Wstała, wycierając pot spływający po twarzy. Teraz dopiero odczuła zmęczenie, przez ciągły ruch. Ze świstem wypuściła powietrze z ust, ruszając powoli przed siebie. Wiatr poruszał gałęziami drzew, które rzucały cień na pobliskie nagrobki. Suche liście pokryły większość połamanych i brudnych ławek. Idąc, czuła się obserwowana. Jakby zmarli starali się zwrócić na siebie jej uwagę. Siadali na kamiennych płytach, próbując oderwać się od monotonności. Pragnęli być przez kogoś dostrzeżeni, lecz po śmierci nie zwracano już na nich takiej uwagi, jak za życia.
 Zatrzymała się przed pustą mogiłą. Dlaczego znalazła się właśnie tutaj? Dobrze wiedziała, że nie ma go wśród innych duchów. Nie należał do nich, gdyż nadal był człowiekiem. A jednak nagrobek z jego inicjałami stał wbity twardo w ziemię. Taka przyszłość czekała każdego, jednak nikt nie myślał o swym końcu. Nie dopuszczał do siebie takich myśli. Więc, jak poczułby się żywy człowiek, widząc grób należący właśnie do niego? Kucnęła, chwytając jeden ze zwiędłych kwiatów. Tak, jak inni, został on odstawiony na dalszy plan. Chryzantemy przez dłuższy czas nie zabarwią się ponownie złotem.
- Przepraszam - poczuła coś dziwnego, a zarazem znanego. Ten zapach, energicznie wstała i odwróciła się, a jej oczy momentalnie się rozszerzyły. Poturbowane ciało, świadczące o długich torturach. Zaschnięta krew na wyblakłych, różowych policzkach, a z oczu wbitych w ziemię, cieknące łzy.
- Aries - szepnęła, podbiegając do gwiezdnej przyjaciółki. Widząc, jak się osuwa, szybko złapała ją, upadając na kolana. Nie myślała w tej chwili o fizycznym bólu.
- Proszę, powróć do świata duchów!
- P-przepraszam Lucy - zacisnęła powieki, a po chwili został po niej jedynie unoszący się pył. Jasnowłosa zajrzała do futerału, w którym znajdowały się już wszystkie jej klucze. Przytuliła je mocno do swej piersi, szlochając. Wciąż przed oczami miała widok ducha. Pierwszy raz widziała ją w tak strasznym stanie, za co winiła tylko siebie. Powinna przecież pilnować ich o wiele lepiej.

~*~

  W gildii jak zawsze panowała przyjemna atmosfera. Na twarzach wszystkich gościł uśmiech, a humor szczególnie dopisywał pewnemu różowowłosemu chłopakowi, który już od dłuższego czasu próbował odkryć magię przyjaciela.
- Dalej, pokaż mi swoją moc! - krzyczał, rzucając ognistymi kulami w zamaskowanego Froiza. Ten niewzruszony omijał pociski, lecz z czasem tracił cierpliwość do smoczego zabójcy.
- Tak!
Ucieszył się Natsu, w momencie gdy książka, jaką czytał czarnooki zapaliła się niczym pochodnia. Chwilę później został z niej tylko popiół, który chłopak zacisnął w pięści. Natsu napotkał na sobie jego gniewne spojrzenie. Stanął w pozycji bojowej, czekając na atak i szczerząc się. W końcu zobaczy jaką magią włada, a nieposkromiona ciekawość z każdą sekundą zżerała go coraz bardziej. Widząc, że ruszył, sam wykonał to samo.
- Pięść ognistego smoka - wybił się w powietrze, następnie celując w przeciwnika. Obserwował dokładnie każdy jego ruch, zastanawiając się jakiej taktyki użyje. Jakie wypowie zaklęcie i czym będzie chciał uderzyć roześmianego i podnieconego Dragneela. Sięgnął powoli ręką za plecy, przez co różowowłosego przeszedł dreszczyk emocji. Jednak, kiedy Froiz miał wyjąć prawdopodobnie swoją broń, coś im przeszkodziło. Ich głowy szybko się ze sobą zderzyły, aż oboje po chwili napotkali gniewny wzrok Tytani. Przełknęli głośno ślinę, rozmasowując obolałe miejsca.
- Natsu! - warknęła gniewne najsilniejsza kobieta w Fairy Tail, przez co nie jedna osoba podskoczyła ze strachu. Chłopak zrobił niepewnie krok w tył, lecz Erza chwyciła go gwałtownie za koszulkę, przyciągając bliżej. Z jej oczu tryskały na wszystkie strony pioruny. Nikt nie odważył się w nie spojrzeć.
- Gdzie jest Lucy?
To pytanie go zaskoczyła, lecz widać było, że mu ulżyło. Odetchnął, robiąc dosyć dziwną minę, co miało świadczyć o tym, że się zastanawia. Jakimś cudem myśli.
- Nie widziałem jej dzisiaj - odwrócił głowę w stronę okna, za którym widniało ciemne niebo. - A właśnie, pewnie siedzi u siebie w domu.
Dopiero teraz spostrzegł nieobecność dziewczyny, co jeszcze bardziej rozzłościło czerwonowłosą. Puściła go, sprawiając, że upadł na cztery litery. Zamyśliła się przez chwilę, po czym wskazała palcem na chłopaka.
- Pójdź po nią -  oznajmiła, od razu odwracając się i odchodząc do jednego ze stolików. Jak na złość maga gwiezdnych duchów musiało nie być akurat dzisiaj, kiedy to miała jej do przekazania ważną wiadomość. Pokręciła głową z dezaprobatą i zniecierpliwieniem. Czekała ją kolejna misja, należąca do tych trudniejszych i podobnie jak w zwyczaju miał Natsu, paliła się do niej. Do jakiegokolwiek działania.
 Zmarszczył brwi, lecz nie śmiał się sprzeciwiać. Wstał i skierował się do wyjścia rozczarowany, że nie poznał jeszcze magii czarnookiego. Zawołał Happy'ego, gdyż mało co się z nim rozstawał. W dodatku jego mały przyjaciel zawsze potrafił rozluźnić atmosferę podczas spotkania się smoczego zabójcy z Lucy. Zazwyczaj odnosiło się to, do krótkiego zażartowania z jasnowłosej, co przynosiło zamierzony efekt. Na samą myśl o wybuchach złości przyjaciółki, uśmiechał się coraz szerzej. Lubił spędzać z nią czas. Każda nowa misja wprawiała go w zachwyt, a to, że miał ją odbyć z dziewczyną, potęgowało te emocje.
- Natsu, myślisz, że Lucy będzie miała coś o jedzenia?
- Mam taką nadzieję.
W tym samym czasie obojgu zaburczało w brzuchu, co spowodowało głośną salwę śmiechu. Szybko znaleźli się przed domem wróżki. Natsu od razu wdrapał się do jej mieszkania przez okno, a następnie zaczął poszukiwania. Co dziwne, nigdzie nie mógł jej wyczuć i powoli odczuwał niepokój.
- Lucy! - sprawdzał każdy kąt i zakamarek mieszkania. Wszystkie pomieszczenia, w tym kilka razy szufladę z bielizną. Do reszty zmartwiony biegł już, co dziwne do drzwi, kiedy ktoś nagle otworzył je z drugiej strony. Został przygwożdżony do ściany, a na jego policzku pojawił się czerwony ślad od uderzenia.
- Huh? - usłyszał czyjś głos, a chwilę później kroki. Pędem wyskoczył zza drzwi, zdając sobie sprawę z tego, kto właśnie wszedł do mieszkania. Przytulił ją mocno, głośno wzdychając. Na jego twarz ponownie wstąpił uśmiech.

 ~*~
 
 - Natsu - wymsknęło jej się, kiedy poczuła na sobie ciepłe ręce chłopaka. Nie mogła się mylić, nikt inny nie był nigdy tak gorący w dotyku jak różowowłosy. Odwróciła się w jego stronę, po czym sama wtuliła w niego. Obrazy sprzed kilku godzin powróciły do niej, przywołując ponownie łzy. A myślała, że więcej już nie zdoła wypłakać. Jakże się myliła, mając po minucie całe mokre policzki i zaczerwienione oczy. Cieszyła się, że wciąż trzymał ją w swych ramionach i jak na razie nie pytał o nic. Lecz wiedziała, że nie mogą trwać tak wiecznie, a pytania wkrótce wypłyną jak potok z ust Natsu. Widziała to w jego ciemnych tęczówkach.
- Znalazłam Aries - odpowiedziała, nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Nic jej nie jest?
- Jest w ciężkim stanie. Musiała przejść okropne tortury - pod koniec głos Lucy się załamał. Prędzej, czy później będzie musiała porozmawiać z duchem, jednak na razie pozwalała jej odzyskać siły. Po tym, w jakim stanie ją ujrzała, nie miałaby serca zostawiać ją na tym świecie. A tylko za zgodą jasnowłosej duchy powracały do siebie.
- Chodź - pociągnął zdezorientowaną dziewczynę w stronę gildii. Erza zapewne nie będzie zadowolona z tego, że musiała tyle czekać. Nie przejmował się tym. Myślał teraz o tym, czy zachowanie Lucy mogło być powiązane z nagłym wezwaniem jej przez Tytanię. Co takiego czerwonowłosa chciała od Heartfili? Nie wiedział, lecz przypuszczał, że niedługo się dowie. Weszli do środka, a Scarlet już przy nich stała i spoglądała raz na jedno, raz na drugie. Różnicę stanowił gniew kierowany do chłopaka. Chwyciła Lucy  za nadgarstek prowadząc ją do uprzednio zajmowanego stołu.
- Znam miejsce, gdzie przetrzymywano Lokiego i Aries.
- Gdzie się tego dowiedziałaś?
- To nie jest ważne. Z nieznanego mi powodu porywają kolejno gwiezdne duchy. Jesteś im w czym potrzebna, dlatego musimy działać natychmiast - zacisnęła pięść, spoglądając prosto w oczy zdziwionej blondynki. - Teraz czeka nas kolejna misja, wyruszamy jutro z samego rana. Mam pewne przypuszczenia.
Otworzyła usta, lecz nie powiedziała już nic. Lucy zaś biła się z myślami, bojąc się o swych towarzyszy. Skinęła głową. Czekało ją trudne zadanie, ale nie odpuści. Odpłaci ludziom, którzy skrzywdzili jej przyjaciół.
- Kto z nami jedzie?
- Natsu. Nikogo więcej nie potrzeba - mówiła to z wielką pewnością siebie, ale w końcu była to sławna i wielka Tytania. Kobieta przezwyciężająca siłą wielu mężczyzn. Jasnowłosa dawno nie towarzyszyła jej na misjach, dlatego przynajmniej tyle radości wniósł w nią ten wyjazd.
Pożegnała się z przyjaciółmi, nie mogąc znów wśród tłumu odnaleźć smoczego zabójcy. Niegdyś był główną atrakcją w gildii wraz z czarnowłosym. Na tą myśl, zrzedła jej mina. Nie powinna wspominać o takich rzeczach, szczególnie, że tą noc musiała przespać, aby mieć siły na podróż.

~*~

 Obudziła się dość wcześnie. O wiele za wcześnie, gdyż słońce dopiero co wysuwało się zza horyzontu i powoli rozjaśniało swym blaskiem granatowe niebo. Wykonała poranne czynności i ubrała przygotowane wieczorem ubranie. Klękając, ułożyła złote klucze w okrąg, kładąc następnie na samym środku zodiakalnego lwa. Nie zdejmując z niego dłoni, zamknęła oczy.
- Otwórz się brano do lwa: Loki - wnętrze okręgu zaświeciło się jasnym, rażącym światłem.
- Łączenie - dodała, spoglądając przed siebie. Widziała rudą czuprynę o wysoko uniesionych kosmykach, a chwilę później również ciemne oczy i lekki uśmiech.
- Witaj Lucy, zapewne chcesz wiedzieć co z Aries.
W odpowiedzi kiwnęła głową, na co on kontynuował.
- Jest dużo lepiej, jednak regeneruje się o wiele wolniej niż każdy inny duch po powrocie z ziemi. Jak się tak nad tym zastanowić, ze mną było podobnie, lecz nie odniosłem żadnych ran cielesnych.
- Na szczęście wszystko dobrze - odetchnęła z ulgą, uśmiechając się do niego pewnie. - Nie martw się, dziś wyruszam na misję. Nie pozwolę was więcej skrzywdzić.
- Nie wiem, czy jest to dobry pomysł.
- Huh, dlaczego?
Przez chwilę milczał, jakby starał się dobrać odpowiednie słowa.
-  Aries, odkąd się przebudziła, pamiętała tylko spotkanie z tobą. To, co było wcześniej wymazano jej z pamięci. Ja również nie mogłem sobie nic przypomnieć, nie wiem nawet co ze mną robili. Obudziłem się dopiero przed gildią w czasie burzy, myśląc, że o mnie zapomniałaś... A co, jeśli i tobie wymarzą wspomnienia? - wbił wzrok w podłogę. Zacisnęła pięści, kręcąc gwałtownie głową.
- Przestań. Wszystko się ułoży Loki, proszę...uwierz we mnie. Uwierz tak, jak ja nigdy nie wierzyłam i pozwól mi działać.
- Nigdy nie przestałem Lucy. Jednak martwię się... Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz.
Zniknął, nie dając dziewczynie szansy na odpowiedź. Jej ciało przeszły dreszcze, ale szybko schowała klucze do futerału i wyszła z domu. Czas było udać się do pewnej wioski i uwolnić duchy od dalszych cierpień.

~*~

Cała czwórka wymaszerowała z gildii, unosząc na dwa kawałek mięsa trzymanego w lewej ręce. Wyglądało to na drogę, zmierzającą ku nowemu, lepszemu światu. Szli, jak żołnierze na bitwę, na której ponieść mogą liczne obrażenia. Liczyli się dla nich tylko inni i dla nich mogli walczyć, choćby i kilka dni i nocy.
- Lucy pokaże wszystkim na co ją stać - wykrzyczał Happy, robiąc pętle na niebie.
- Żebyś wiedział kocurze - odparła, jednak nie złośliwie, a z jeszcze większym zapałem. Żadne z przyjaciół jej nie poznawało. Gdzie się podziała troskliwa, nie pchająca się do walki, tchórzliwa i wybuchająca bez powodu dziewczyna? W tej chwili stała przed nimi jedynie pewna siebie i gotowa na starcie z każdym wróżka. On również by się tego po niej nie spodziewał. Dlatego właśnie, jak kiedyś go spotka, pokaże mu swoje nowe oblicze, gotowe bronić przyjaciół do ostatniej kropli krwi, a nawet i oddać za nich życie.

~*~

Na początku chciałam przeprosić wszystkich, lecz problemy z laptopem spowodowało późniejsze dodanie rozdziału. Zezłościłam się i od teraz piszę tylko na komputerze, który mi się od tak nagle nie wyłącza. Co przez to można rozumieć? Słaby sprzęt i moje mądre pisanie w wordzie. Straciłam przez to 3/4 rozdziału, dlatego z tego nie jestem zbytnio zadowolona. W kolejnym postaram się, jak najlepiej wszystko opisać, gdyż nie często piszę o walce. Proszę wtedy o wyrozumiałość. ;>
Chciałam serdecznie podziękować każdemu. Rozdział ten dedykuje wszystkim czytelnikom, trudno by mi było wybierać spomiędzy wielu wspaniałych osóbek. Mam dla was również wiadomość. Otóż założyłam niedawno nowego bloga, na którego chętnie wszystkich zapraszam. Pojawiać się będą tam wyłącznie one-shoty, a większość ich będzie zamówieniami. Tak, dokładnie, można na nim zgłaszać paringi, o jakich chcielibyście poczytać. Jak na razie z anime Fairy Tail, jednak może ulegnie to niedługo zmianie. Adres umieściłam w podstronie "O blogu", ale podam również tutaj.
W komentarzu, pod ostatnią notką napisałam, że notki będą się pojawiać dwa razy w tygodniu. Zmieniam podane tam dni, na poniedziałek i czwartek!
Pozdrawiam was kochane i jeszcze raz dziękuję za tyle odwiedzin i komentarzy. Uśmiech ani na chwilę nie opuszcza mojej twarzy. ;*

18 lutego 2013

007. One-shot walentynkowy


One-shota dodaje mimo, że już ładne cztery dni od walentynek. Czytałam wiele wspaniałych prac na blogach innych, dlatego też chciałam dać również coś od siebie. Mam nadzieję, że nie zanudzę wam w którymś momencie i piszę serio. Sama nie wiem, czy wyszedł, czy nie. Ocenę zostawiam wam. Pozdrawiam każdego z osobna serdecznie moi drodzy. ;*


~ Kryształowe serce ~

"Serce jest ptak biały, z drzew białych
nieoderwany ptak, jak owoc niedojrzały
jak nieznajomość potęg"


  Głupi dzień, głupi Natsu, ałć! Głupi kamulec stojący na samym środku drogi!
Takie, a nie inne myśli przelatywały właśnie przez moją głowę, przywołując na twarzy grymas. Kierowałem się rozzłoszczony w stronę gildii, dając wszystkim napotkanym do zrozumienia, że to jeden z najgorszych dni jakich mnie spotkał. Prychałem za każdym razem, kiedy tylko ujrzałem całującą się niedaleko parę. A było ich całkiem sporo. Nie dziwiłem się, w końcu okazywanie uczuć miało szczególną wartość w walentynki.
 Jak mogłem zapomnieć? Tylko ja byłem do tego zdolny... Zupełnie jakby mi wcale nie zależało, a tak naprawdę nikt nie liczył się dla mnie bardziej niż ona. Westchnąłem, spuszczając głowę. Drzwi wydały z siebie charakterystyczne skrzypnięcie, przez co oczy większości skierowały się na mnie. Spiorunowałem każdego wzrokiem, siadając przy jedynym pustym stoliku. Nie został on jeszcze doszczętnie obsypany brokatem i innymi świństwami. Dzięki bogu.
- Wesołych walentynek Gray - radość bijąca od Miry, aż raziła w oczy. Nic. Zero jakiejkolwiek reakcji z mojej strony, jednak wiedziałem, że białowłosa nie weźmie tego do siebie. Jak przypuszczałem, uśmiech jej nie opuszczał, a raczej z każdą sekundą się poszerzał...jeśli w ogóle było to możliwe. 
 Siedziałem przez cały czas, ignorując zaczepki ze strony Juvi. Doprawdy irytująca z niej osoba, a gniew na nią potęgowały również inne emocje związane z tym dniem. Uniosłem po raz pierwszy od godziny głowę, chcąc głośnym krzykiem spławić natarczywą dziewczynę...i wtedy ujrzałem ją. Zamrugałem, nie mogąc oderwać wzroku. Stała po drugiej stronie gildii, prawie że tyłem do mnie. Jednak i tak dałem radę dostrzec jej zarumienione policzki i uniesione wysoko kąciki ust. To wystarczyło, aby moje serce zabiło szybciej, a wszystko wokół stało się mniej widoczne. Jakby gęsta mgła zakryła przyjaciół, pozostawiając na widoku tylko ją.
- Gray-sama, Juvia ma dla ciebie... - mówiła dalej, lecz przestałem słuchać. Przyglądałem się jasnowłosej robiącej radośnie obrót, a w jej oczach mogłem dostrzec iskierki szczęścia. Tak, przecież były to jej pierwsze walentynki w tej gildii. Mogła spędzać je w gronie najbliższych. Lecz ja wciąż trzymałem się na uboczu. Jak mogłem do cholery zapomnieć o tak ważnym dniu. Głupek wykorzystał szansę i zarezerwował sobie z nią cały dzisiejszy dzień. Ze złości walnąłem pięścią w stół, po czym energicznie wstałem. Nie mogłem dalej patrzeć jak uśmiecha się w jego towarzystwie. Jak obdarowuje go uczuciami, nie dosięgającymi mnie. Byłem w końcu tylko przyjacielem. Nikt nie dałby mi żadnych szans na coś więcej.
- Czekaj miętówko, walcz ze mną! - krzyk Natsu rozniósł się echem po pomieszczeniu. Tego tylko brakowało. Lubiłem się z nim bić, lecz naprawdę nie była to odpowiednia chwila. W szczególności, że widziałem go przed chwilą z Lucy. Przygryzłem wargę, czując w plecach ból, a następnie pchnęło mnie na przeciwległą ścianę. Wyplułem konfetti, spoglądając gniewnie na śmiejącego się chłopaka. W tym momencie idiotę, bo każdy rozumny wiedział, że dziś nie mam nastroju kompletnie na nic.
- I co powiesz gołodup... - oberwał prosto w twarz, przez co poleciał na jeden z udekorowanych stołów. Gildia nagle ucichła, a ja poczułem na sobie wiele par oczu. W tym jej brązowe tęczówki. Brakowało jeszcze tego widowiska. Wychodząc, trzasnąłem drzwiami. Zdenerwowanie podwoiło się, ostatecznie prowadząc mnie do jednego z pobliskich barów. Nie wiem ile razy prosiłem o dolewkę, lecz obraz przed oczami powoli zaczął mi się zamazywać. Nim odpłynąłem zobaczyłem uśmiechniętą twarz...
- Lucy - szepnąłem, uśmiechając się. Ona go odwzajemniła, bawiąc się mymi włosami. Jej dotyk był tak przyjemny i delikatny. Mimowolnie przymknąłem powieki, lecz szybko je uniosłem, czując na swej dłoni coś mokrego. Słone łzy wylatywały z oczu dziewczyny, a ja nic na to nie mogłem poradzić.
- Przepraszam - przerwała ciszę, już się nie powstrzymując od płaczu. Poderwałem się, tuląc ją do piersi.
- Za co? Za co mnie przepraszasz Lucy?
Szeptałem prosto do jej ucha, przejeżdżając dłonią po jasnych kosmykach. Nawet, wylewając z siebie łzy była piękna. Ponownie zapanowała między nami cisza. Wyglądała jakby zbierała myśli i starała się odpowiedzieć na moje pytanie. Otworzyła usta, jednak po chwili je zamknęła i tak raz jeszcze. Przycisnąłem ją mocniej, aż w końcu jej wargi na nowo się rozchyliły.
- Za to...
Nim jakiekolwiek słowo z niej wyszło, ktoś zdołał nam przeszkodzić. Ujrzałem w oczach Lucy przerażenie, przez co aż się we mnie zagotowało. Fala gniewu powróciła bardzo szybko, wraz z troską i wielkim pragnieniem bronienia jasnowłosej. Osłaniania osoby tak ważnej dla mego serca, kogoś kogo kochałem i nigdy nie przestanę. Stanąłem tuż przed nią, nie mogąc przepuścić ani jednego ataku ze strony wroga. Ruszyli. Było ich trzech, lecz nie przejmowałem się tym. Biła ode mnie niewyobrażalna pewność siebie, która nie pozwalała wierzyć w porażkę.
- Ice Make: Tarcza - przyłożyłem pięść do otwartej dłoni, unikając postrzałów. Aby zaatakować musiałbym ruszyć do przodu, lecz nie mogę spuścić z oka dziewczyny. Będąc zamyślonym, nie zauważyłem lecącego w mym kierunku mężczyzny z mieczem. Syknąłem głośno, czując ból w lewym ramieniu. Oddałem, waląc z całej siły pięścią w brzuch nieznajomego. Splunął na mnie swą krwią, opadając parę metrów dalej na ziemię. Przyłożyłem ręce do podłogi, po czym zaczęły wyrastać z niej ostre kolce lodowe.
- Cholera - pozostała dwójka zręcznie je wyminęła, nie pozostając dłużna swego towarzysza.
 Usłyszałem krzyk i gwałtownie się odwróciłem. Szlag, tylko nie ona. Zacisnąłem pięści, rzucając się do ataku. Zamaskowana kobieta skinęła głową, a po chwili oplotły mnie zewsząd twarde korzenie drzew.
- Lucy! - krzyknąłem, usiłując zamrozić trzymające mnie rośliny. Nic, jakikolwiek mój ruch nie dawał żadnego efektu. 
- Niech was...tylko dorwę!
Widziałem, łzy w jej oczach, czego było już za wiele. Nie pozwolę, aby stała się jasnowłosej krzywda. By złoczyńcy uśmiechali się szyderczo, podczas gdy ona miała cierpieć. Lecz ktoś okazał się szybszy. Nim zareagowałem, ból przeszył moją klatkę piersiową. Widziałem cieknącą krew. Swoją krew.
 A oni nagle zniknęli. Opadłem na brudną ziemię, czując poza krwią coś jeszcze... Skapujące na ranę krople łez. Wciąż płakała, tym razem jedynie z mojego powodu. Minimalnie uniosłem rękę, nie zwracając uwagi na to, że każdy ruch sprawiał ogromne cierpienie.
- Przepraszam - powtórzyła, zasłaniając dłońmi zapłakaną twarz. Nic nie mówiłem. Jedynie czekałem na jej dalsze słowa.
- Za to, że nie wyznałam ci tego. Tego, jakim darzę cię uczuciem.
Przysłuchiwałem się dokładnie, szeroko otwierając oczy. Dziwiły mnie te słowa. Słowa, jakich nigdy nie spodziewałem się usłyszeć.
- Za to, że cię kocham - uśmiechnęła się prawdziwie, a w mym sercu znów coś zabiło szybciej. Uniosła delikatnie moją głowę, a ja starałem się nie pokazywać, jak bardzo ten gest mnie bolał. Ukrywałem grymas za maską, z której nie dało wyczytać się nic. Po chwili ostrożnie ją położyła, a na swej szyi zobaczyłem coś błyszczącego. Wpatrując się w świecidełko, stawałem się coraz bardziej senny. Mgła przysłoniła mi widok na wszystko, a ostatnie co usłyszałem to dwa, tak wiele znaczące dla mnie słowa. Kocham Cię.

- Panie Natsu, przepraszam. Nie mogłam zrobić nic więcej.
- Zrobiłaś dużo dla mojego przyjaciela Wendy, dziękuję.
- Mija kolejna godzina, a on wciąż śpi. Może powinniśmy...
- Nie!
Ten głos. Był mi tak obcy, a zarazem poruszający moje serce. Czym on był?
- Nie pozwolę na to.
I znów. Głos dla ucha tak miły, wywołujący rumieńce na twarzy. Lecz kto był jego właścicielem. W głowie całkowita pustka. Jednak gdzie właśnie byłem? Umarłem, czy wciąż stąpałem po świecie żywych?
- Gray.
Słysząc własne imię, gwałtownie otworzyłem oczy. Teraz nie mógłbym pomylić go z żadnym innym.
- Lucy - szepnąłem, z wielką trudności przesuwając głowę w bok. Gdzie ona była? Zewsząd otaczały mnie jedynie białe ściany. Każdy ruch równał się dwa razy większym bólem.
- Lucy! - krzyknąłem, mając nadzieję, że nic jej się nie stało. Pragnąłem znów ujrzeć jej radosny uśmiech, skierowany tylko i wyłącznie do mnie. Marzyłem o tym już od dawna.
- Obudził się.
Ponownie usłyszałem jej głos, lecz nigdzie nie mogłem dostrzec jasnowłosej.
- Gray się obudził! - poczułem ucisk na klatce piersiowej. Nagle obraz zaczął się wyostrzać, aż mogłem w pełni dostrzec spływające po policzkach dziewczyny łzy. Łzy szczęścia. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że i z mych oczu wypłynęło parę słonych kropli.
- Co się stało?
Mimo, że cieszyłem się niesamowicie, móc znów być blisko niej, to jednak musiałem zapytać. Ku memu zdziwieniu, ona pokręciła głową z dezaprobatą i zacmokała.
- Oh, nie dziwię się, że nie pamiętasz, skoro wypiłeś tak dużo - odgarnęła czarne kosmyki z przed moich oczu, co nie przyznam, bardzo mi się spodobało - wystraszyłam się, że tak długo nie wracasz. Zaczęłam cię szukać, aż w końcu znalazłam... całego poobijane i nieprzytomnego.
Zmarszczyłem brwi, lecz skinąłem głową, aby kontynuowała.
- Jak się dowiedziałam, wziąłeś udział w bójce, co jak widać nie skończyło się zbyt dobrze - uśmiech ponownie wstąpił na jej z lekka czerwoną twarzyczkę - ale cieszę się, że już jest wszystko w porządku. Proszę.
Kończąc mówić, podała mi opakowanie w kształcie serca. W środku znajdowało się wiele pysznych czekoladek. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Ona pamiętała.
- Dziękuję - nie umiejąc czekać dłużej, pociągnąłem ją za dłoń, przez co wylądowała na łóżku. Widziałem, jak rumieńce na jej policzkach stałą się coraz wyraźniejsze. Chwyciłem delikatnie jej podbródek, łącząc następnie nasze usta w pocałunku. Fala gorąca obeszła całe moje ciało, a radość dołączyła do niej w momencie, gdy Lucy odwzajemniła czułość. Czułem, jak wyrastają mi srebrzyste skrzydła, rozpościerają się i kierują ku niebiosom wyżej i wyżej. Była moim aniołem, o jakich niegdyś czytała mi matka. Wtedy nie wierzyłem, że te stworzenia istnieją. Teraz miałem odmienne zdanie, w końcu sam jednego trzymałem mocno w swych ramionach.
Po chwili oboje czerwoni się od siebie odsunęliśmy. Na naszych twarzach widoczne było szczęście. Coś, o czym nigdy wcześniej nawet nie śniłem. Wzięła w drobną dłoń naszyjnik, który wciąż znajdował się na mojej szyi. Widząc, że chciała o coś zapytać, szybko położyłem palce na jej ustach. Sam nie znałem odpowiedzi na niektóre związane z tym dniem pytania.
- Tobie będzie bardziej pasował.
Chwilę później kryształowe serce leżało na piersiach Lucy. Jednak udało mi się podarować jasnowłosej prezent. Moje uczucie, własne serce zamrożone gdzie we wnętrzu mnie. Ostudzić je mogła tylko jedna osoba. Anioł o czekoladowych oczach i złotych, połyskujących kosmykach.


~ The End ~

15 lutego 2013

006. Rozdział V "Fałszywy klucz"


"Spoj­rzałem w gwiaz­dy, a ich mi­got­li­wy blask spoił się z Twym uśmie­chem wy­pełniając każdą pus­tkę kom­nat me­go serca"


  - N-natsu... - mruknęła cała czerwona na twarzy. Odległość między nimi była zdecydowanie za mała. Odskoczyła od niego, nadal lekko się rumieniąc. Nie mogła sobie przypomnieć wydarzeń z dnia wczorajszego, a może i tej nocy... Czknęła, szybko zasłaniając usta. Z jej uszu buchała para, nie wiedziała dlaczego obudziła się, leżąc właśnie na różowowłosym. Rozglądnęła się po gildii w poszukiwaniu kogoś "żywego". Płaszcz powiewał za zmierzającym ku wyjściu Froiz'em. Jedynej myślącej w tej chwili osobie. Wydawało jej się, jakby wczoraj z nim rozmawiała, lecz pewności mieć nie mogła. Pokręciła głową, spoglądając na Natsu. Jakim cudem... Nie lubiła nie znać odpowiedzi na dręczące pytania. I raczej nikt jej w tym przypadku nie pomoże. Czując, że może się już normalnie poruszać, skierowała się do swego domu. Wszyscy dziś zapewne będą cierpieć przez kaca, a narzekania innych to ostatnia rzecz, jaką chciałaby teraz słyszeć.

 Przez kolejne dni starała się czerpać z życia jak najwięcej radości, by nie zbliżać się tylko do pochówka zmarłych. Cmentarz ciągle ją do siebie przyciągał, lecz ona jak na złość starała się o tym strasznym miejscu nie myśleć. Wybrała się parę razy na zakupy z czerwonowłosą przyjaciółką oraz towarzyszyła smoczemu zabójcy na wielu misjach, zgarniając następnie nagrody...albo i też niezupełnie.
- Nie możemy przyjąć tej zapłaty, nie bylibyśmy wtedy magami Fairy Tail - rzekł Natsu, uśmiechając się w stronę bogatej staruszki.
- Mój czynsz... - chlipała cicho jasnowłosej, będąc daleko w tyle za swym przyjacielem. Chłopak po raz ostatni odwrócił się w stronę pomarszczonej kobiety, przez co dostał porządnego kopniaka od Lucy.
- Ałł!
- Lucy jest zazdrosna - Happy się zaśmiał, szybko wnosząc się w powietrze przed szponami dziewczyny.
- Wcale, że nie! - wrzasnęła, po chwili wracając do użalania się nad swym marnym losem. Wolałaby być w innym ciele, podczas oznajmiania właścicielce, że znów nie ma jak zapłacić.
- Spokojnie Lucy, znaleźliśmy super misje. Na pewno ci się spodoba nagroda - uśmiechnął się jeszcze szerzej. Swymi słowami zaciekawił dziewczynę, która odwzajemniając uśmiech, skinęła hardo głową.

~*~

 Puk. Puk...puk. Puk, stuk. Obudziła się w nocy przez głośne walenie z dołu. Wściekła zakryła twarz poduszką, próbując ponownie usnąć.
Przewróciła się na drugi bok, zaciskając nerwowo powieki. Słysząc kolejne uderzenie, tym razem o wiele mocniejsze gwałtownie się podniosła. Wstała z łóżka i wymacując w ogarniającej ją ciemności jakiś przedmiot, ruszyła w stronę schodów. 
- Kto tam jest? - zacisnęła mocniej palce na kiju od szczotki. - Natsu, to nie jest śmieszne. No wyłaź...
Drewniane drzwi otworzyły się nagle i ze skrzypem, a tymczasowa broń wyleciała z jej rąk.
Widziała go stojącego w progu. Wszędzie rozpozna tą "lwią grzywę". Zrobiła kilka kroków w przód, aż zdołała zobaczyć spływające po rudych kosmykach krople wody. Jęknęła. Ubranie miał całe przemoczone. Dlaczego dopiero teraz spostrzegła, że cały ten dzień nie miała go przy sobie? Jakim cudem tego nie wyczuła... Rozchyliła usta, kładąc dłoń na mokrej marynarce. Ile czasu mógł spędzać na dworze, na tym deszczu. 
- Lucy - spojrzał na nią z wyrzutem - musisz bardziej pilnować swoich kluczy.
Po chwili zniknął w poświacie księżyca, powracając do świata gwiezdnych duchów. Skinęła głową, zaciskając palce na przedmiocie.
- Obiecuję.

~*~

 Jak powiedziała, tak też zrobiła. Nie odstępowała swych towarzyszy na krok, co jakiś czas kładąc dłoń na skórzanym futerale. Wiedziała wtedy, że są tam wszyscy i nie mogła pozwolić na ponowne zgubienie któregokolwiek. Ponieważ była to jedynie chwila nieuwagi, prawda? Nikt z pewnością nie maczał w tym palców.
- Hej, Levi-chan! Przejdźmy się na rynek, dobrze? - zapytała z promiennym uśmiechem, stając przy stoliku niebieskowłosej. Siedziała, cały czas nie mogąc skupić się na czytanej książce. W dodatku jej ruchy wyglądały na bardziej nerwowe, a szafirowe oczy często błądziły w kierunku Maga żelaza. Wspomnienia z minionej imprezy nieustannie ją męczyły, przez co prawie w każdego tryskała piorunami. Ale nie w Lucy, przy której pierwszy raz od paru godzin się uśmiechnęła. To zachowanie nie było w żaden sposób podobne do Levi, zawsze pogodnej i rozweselającej wszystko co żywe. Powodem nagłego braku humoru okazał się nie kto inny jak Gajeel, kiedy przyłapano ich razem przytulonych do siebie po hucznej imprezie. Fuknęła, czerwieniąc się nagle, jednak szybko zmieniła swoje nastawienie do świata.
- Jasne! - zawołała głosem przepełnionym radością, na co Jet i Droy odetchnęli z ulgą.
- To w drogę - obie ruszyły ku wyjściu, a ich śmiechy rozbrzmiewały w uszach pozostałych członków gildii. Siedzący na końcu stolika brązowowłosy uśmiechnął się nikle pod nosem, nie spuszczając wzroku z jednej z dziewczyn.
 Tym czasem obie po wyjściu z Fairy Tail szły w milczeniu, pogrążone we własnych myślach. Jedna cały czas zastanawiała się nad wydarzeniami z ostatnich dni oraz zgubieniem jednego z kluczy. Druga natomiast wciąż wspominała jak wygodnie było jej leżeć w objęciach smoczego zabójcy.
- Już jesteśmy Lu-chan - odezwała się nagle niższa z przyjaciółek, wybudzając tym samym jasnowłosą z transu. Przed nimi rozpościerał się obraz szczęśliwych ludzi, spacerujący od jednego straganu do drugiego. Atmosfera była naprawdę przyjemna, aż obie mimowolnie się uśmiechnęły. Od razu zaczęły się rozglądać za ciekawymi rzeczami, biorąc przykład z innych mieszkańców Magnolii. W pewnym momencie się rozdzieliły, poszukując dla obu ważnych przedmiotów. Levy powolnym krokiem kierowała się do księgarni, chcąc znaleźć odpowiedź na dręczące ją pytanie. Mogła zapytać Lucy, lecz... Momentalnie na jej poliki wtargnęły rumieńce. Przeczuwała, że dziewczyna ma zbyt dużo własnych spraw na głowie. Westchnęła głęboko, chodząc między regałami. Nie wiedziała nawet w jakim dziale ma szukać. Dlaczego w takich właśnie momentach nie mogła liczyć na dwójkę zazwyczaj nieodstępujących ją chłopaków? No tak...nie była dla nich ostatnio zbyt miła, lecz miała swoje powody. Westchnęła, w tej chwili mając jedynie spory mętlik w głowie. Jeździła palcem po grubych tomiskach. Wzięła do ręki jedną książkę, mimowolnie się uśmiechając. Kochała ich zapach, tak kojący i przyjemny. Szukając dalej, natrafiła na dwa romanse, które ostatecznie kupiła. Po jakimś czasie wyszła ze sklepu, czując się trochę lepiej. Starała się w pełni odprężyć i nie myśleć o wcześniejszym zajściu, o nim.

 Lucy  tym czasem spacerowała, wdychając głęboko świeże powietrze. Mijała roześmiane dzieci, a także miło konwersujących dorosłych. Tylko na jej twarzy nie można było dostrzec uśmiechu. Wciąż dręczyła ją sprawa z Lokim. Nigdy przedtem nie zgubiła żadnego ze swych kluczy... Nie sądziła, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Dlatego też chciała przeprosić przyjaciela, kupując mu jakiś drobiazg. Niestety nic ciekawego nie znalazła, a dzień mijał z niewyobrażalną szybkością.
- Lucy!
Odwróciła się i zobaczyła biegnącą niebieskowłosą. Najwyraźniej Levy czuła się już dużo lepiej, dzięki czemu kąciki ust Heartfili się lekko uniosły. Przez całą drogę słuchała dokładnie podnieconej dziewczyny, zadowolonej z kupna nowych książek. Od czasu od czasu śmiały się i zatrzymywały przy niektórych stoiskach. Kiedy na niebie jaśniał księżyc, obie zbliżały się już do gildii. Nie udało jej się nic znaleźć dla swego ducha, lecz nie zamartwiała się tym długo. Wymyśli coś innego, była tego pewna.

~*~ 

 Nagłe chuchnięcie do jej ucha spowodowało, że ledwo co uniknęła zderzenia ze ścianą.
- Lucy powinna być ostrożniejsza. Jeszcze na kogoś spadnie i go połamie... - stwierdził niebieski kot, chodzący w kółko po stole.
- Zaraz tobie połamie wszystkie kości, kocurze!
- S-straszna! - jęknęło parę osób, w tym kulący się teraz w kącie Happy.
Jasnowłosa kipiała złością, jednak po chwili udało jej się w jakiś sposób uspokoić. Chociażby w połowie. Spojrzała na Froiza, czując jego wzrok na sobie od ładnych kilku minut.
- Podaj mi jeden ze swych kluczy.
Dziewczyna odruchowo położyła dłoń na futerale. Wciąż była bardzo uważna, jeśli chodziło o Gwiezdne Duchy.
- Po co ci on?
Nie ufała mu na tyle, aby móc bez najmniejszego powodu oddać jednego ze swych przyjaciół. Dało się słyszeć z jego strony ciche westchnięcie.
- Mam pewne przypuszczenia...
- Żadnych eksperymentów na moich kluczach! - kręcąc głową, zrobiła krok w tył, stając do niego bokiem. Brązowy futerał znajdował się teraz w bezpiecznej odległości o potencjalnego zagrożenia. Lucy jako mądra dziewczyna, uczyła się na swoich błędach. Dobrze pamiętała, jak nakryła szaleńca na zabawie w jej domu. Ów intruzem był oczywiście nie kto inny, jak smoczy zabójca.

 - Otwórz się bramo do ryb! - wykrzyczał podniecony chłopak, przekręcając klucz w środku martwej ryby. Ku jego niezadowoleniu nic śmiesznego się nie wydarzyło.
- Natsuu, kiedy będę mógł ją zjeść.
- Ehem... - chrząknięcie od razu zwróciło uwagę dwójki przyjaciół na drzwi. Stała w nich zszokowana dziewczyna. Z czasem zdziwienie ustępowało miejsca gniewu.
- Co wy tu robicie? - mruknęła cicho lodowatym głosem, przyprawiającym wręcz o ciarki. Lecz z dwóch uradowanych twarzy intruzów uśmiech nie schodził.
- Sprawdzamy do czego mogą jeszcze działać.
Nad głową różowowłosego pojawiła się chmurka, ukazująca wszystko to, co mówił.
- Kiedy tylko je ulepszymy Lucy będzie walczyć lepiej i tak łatwo nie przegra - sprostował mały towarzysz Natsu, na co tamten jedynie się wyszczerzył.
- Walczę lepiej od ciebie kocie!
Westchnęła, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Ej, ty tam nie obijać się! Ruchy, ruchy. Oddział puchata owca cel na ogoniowatych. Krab pokonany!
Nie zwracając dłużej uwagi na jasnowłosą, Natsu zaczął bawić się kluczami, niczym małymi żołnierzykami, podczas...bombardowania.
- Poruczniku, wygrywamy!
- Aj! - odpowiedział uradowany Happy, dobierając się w końcu do swojego jedzenia. Lucy momentalnie uderzyła się w twarz. Popatrzyła się z politowaniem na chłopaka i szybko do niego podbiegła.
- Tego się nie je! - krzyknęła, widząc jak jego kły zacisnęły się na złotym przedmiocie. Szybko wyrwała mu swoją własność. Jeśli jej życie miłe to w najbliższym czasie z pewnością nie wezwie Aquarius

 Poczuła czyjąś dłoń na swojej, co zdołało wybudzić ją z "transu". Po chwili odczuwane ciepło zniknęło, a przed sobą ujrzała Froiza trzymającego Aries. Widziała jak unosi klucz coraz wyżej, a jego wzrok nadal był skierowany na nią. Nagle chwycił go mocniej i najnormalniej złamał, zrzucając później bezwładnie na ziemię.
- Co? - do kącików jej oczu od razu napłynęły łzy, lecz żadna z nich nie spłynęła. Jęknęła cicho, domagając się od chłopaka wyjaśnień. Jak przypuszczała, po chwili zaczął mówić.
- Tak ja myślałem - mruknął, spoglądając na resztki leżące przed nimi. - Nie był on prawdziwy, a wzywając ducha mogłabyś sama na tym ucierpieć.
- C-co chcesz przez to powiedzieć?
- Ktoś ukradł twój klucz Lucy. I to nie był pierwszy raz, prawda?
To pytanie ją zaskoczyło. Skąd mógł wiedzieć o zniknięciu Lokiego? Czy teraz również miało się okazać, że wcale o nim nie zapomniała, a jej go zabrano?
- Ale, przecież Loki wrócił do mnie. Nie wspominał nic o żadnym uprowadzeniu.
- Najwyraźniej ktoś rzucił na niego czar zapomnienia. Wymazał z jego pamięci wspomnienia, tylko po co...
Sam czarnooki zaczął się gubić we własnych myślach. Oczy dziewczyny rozszerzyły się jeszcze bardziej. Gdzie teraz mogła być jej przyjaciółka i co takiego działo się wcześniej z Lokim? A jeśli Aries również niedługo powróci...
Zacisnęła pięści i spuściła głowę. Obiecała sobie pilnować dokładnie każdego ze swoich sprzymierzeńców, a jednak i tak ktoś ukradł jej jeden z kluczy. Zawiodła, lecz teraz nie mogła bezczynnie siedzieć i się nad sobą użalać. Nie tak jak to robiła przez ostatnie lata po stracie tak ważnej dla niej osoby.
- Nie wiem co się takiego dzieję, ale muszę uratować Aries - spojrzała na twarz przyjaciela, pozwalając ulecieć jednej łzie - choćby nie wiem co, znajdę ją.

~*~

Na początek wielkie gomen za tak długie milczenie. Wiem, że wciąż nic takiego niezwykłego się nie dzieję, lecz powoli próbuje to rozkręcić. Gdybym napisała teraz jeszcze więcej, to rozdział zostałby dodany zapewne dopiero w poniedziałek, a tego chciałam uniknąć. Mam nadzieję, że długość was zadowoli. Rozdział szósty postaram się napisać dłuższy. T^T
 Bardzo dziękuję za tyle nominacji, co mnie doprawdy zaskoczyło. Niedługo ukaże się kolejna podstrona z Liebster Award. W dodatku wielkie arigato za tyle odwiedzin i komentarzy w tak krótkim czasie. Przez treningi w weekend niestety czasu nie znajdę, lecz w najbliższym tygodniu postaram się przeczytać i skomentować wszystkie zaległości. 

Odpowiedzi do ostatniego wpisu:

Hinaichigo - Moja droga, komentarze od Ciebie zawsze poprawiają mi humor. Uwielbiam Twoje rozmówki z Happy'm.  Mystogan, hmm? W sumie nic zdradzać nie będę. xD 
Jeśli sobie życzysz takich buziaków może być i więcej.
Ps: Dziękuję za nominację. ;* 

Moncia740 - Cieszę się, że podobają Ci się rozdziały. Każdy komentarz działa na mnie motywującą i przy okazji sprawia, że uśmiech wpełza na moją buźkę. Dziękuję. ^^

Pacilona - Dziękuję za wenę, lecz jak widać przez parę dni gdzieś wyparowała. >.< Mam nadzieję, że ten wpis również Cię zadowoli. 

 NatsuxLucy - Dziewczę, której opisy w opowiadaniach zawsze będę lubować. xD Hm, ciekawa jestem Twoich przypuszczeń i tego, czy w przyszłości okażą się dobre. Zobaczymy, a ja teraz dziękuję. ;*


Madeleine Evans - Moja Madzina zawitała na bloga, jakże mi miło. Oo, i skomentowała wszystkie rozdziały, z czego również się raduję. Moje wykłady na treningach są bardzo zrozumiałe, owszem. Cieszę się, że masz mętlik w głowie...o to chodziło. ^^
Postaram się jak najbardziej pisać dłuższe rozdziały, lecz na razie musisz zadowolić się tym, hah. Uważaj, ja również nawiedzę Cię w snach. Oczywiście dziękuję, jakżeby inaczej.

Tanoshiku-sama - Witam nową czytelniczkę gorącym kubkiem kakałka i prażonym waflem. Czytając Twoje komentarze raz po raz tarzałam się po dywanie. Dziękuję bardzo za taką dawkę śmiechu i ogółem za znalezienie czasu i przeczytanie tego "czegoś". xD
Z chęcią wpadnę na bloga, mimo że anime nie oglądałam.  

Na dzisiaj to wszystko. Do napisania w kolejnym tygodniu, serdecznie was wszystkich pozdrawiam moi ludkowie mali. ;*