15 grudnia 2013

016. Rozdział XIII "Gdzie ukryta jest prawda?"


"Idąc tro­pem marzeń świat pod­da­je nas próbom,
aby spraw­dzić czy jes­teśmy god­ni ich spełnienia" 

 Zbudziła się, kiedy słońce powoli wychylało się zza horyzontu, a noc ustępowała miejsca dniu. Wiatr poruszał lekko oknem, które wczoraj zapomniano zamknąć. Towarzyszyło temu ciągle skrzypienie, lecz Lucy najwyraźniej nie zwracała na to uwagi. Przed jej oczami dalej widniały obrazy, jakie niespodziewanie powróciły w czasie snu. Przyłożyła palce do skroni, czując natłok nowych informacji, z których ponadto większość owiana była tajemnicą. Pytanie "dlaczego" doprowadzało ją powoli do szaleństwa. Gdyby miała chociaż wskazówkę, gdzie iść dalej i komu pomóc.
"Najpierw pomóż sobie"
Podskoczyła, słysząc obcy głos, lecz nie dochodził on zza okna, czy też z innego pomieszczenia. Wydobywał się on wprost z jej głowy. Jednak krył w sobie prawdę. Nie dokona czegoś, sama dalej stojąc w tym samym miejscu.
 - Wybaczcie przyjaciele - szepnęła, zaciskając pięść. Nie była silnym magiem i z pewnością nie poradziłaby sobie w pojedynkę z kimś takim jak Natsu. Jednak nadal może wiele, musi tylko w siebie uwierzyć... Tak jak robili to jej przyjaciele.
 Zaczęła się ubierać. Zanim dotrze do gildii, wstąpi jeszcze w jedno miejsce.

 Zapach książek zawsze wywoływał na twarzy Lucy uśmiech. Biblioteka. Miejsce, w którym mogłaby przesiedzieć długie godziny i nie spostrzec nawet, kiedy zamiast słońca na niebie widnieć będzie księżyc. Mijając kolejne regały zastanawiała się, czego tak dokładnie szuka. Niezbyt pewna skręciła w lewo, podchodząc do jednej z półek. Opasłe tomy z lekko powyginanymi rogami stały przed nią w szeregu. Każdy z nich zapewne użyty już przez wielu ludzi z całkiem różnych i odmiennych powodów. Spojrzała do góry, na złotą plakietkę o zaokrąglonych krawędziach. Historia magii, to hasło było z pewnością przez wielu krytyków uważane za zbyt uogólnione. Jednak kategorii znalazłoby się o wiele za dużo, by móc wszystkie ulokować na tak małej powierzchni. W końcu tym księgom przeznaczono tylko jeden rząd, a spokojnie mogłyby wypełnić całą bibliotekę. Pochwyciła egzemplarz, z wyglądu wydający się najbardziej dotknięty używalnością człowieka. Czerwona oprawka niemal całkowicie się zdarła, zostawiając po sobie gdzieniegdzie resztki materiału. Lucy przez myśl przeszło, kto mógłby być jej ostatnim użytkownikiem. Zdecydowała na razie wziąć tylko jedną książkę, w razie czego zapamiętując rząd, gdzie istniała szansa, że czegoś się dowie.  Jeżeli w ogóle się czegoś dowie. Usiadła przy długim drewnianym stole, który wydawał się nie mieć końca. Poczuła szybsze bicie serca, a jeśli nigdy nie znajdzie odpowiedzi? Pokręciła gwałtownie głową, otwierając gruby tom na pierwszej stronie. Jak szybko się zawiodła. Pismo było nie do rozszyfrowania.
 Na ciemnym blacie znalazło się sporo książek w podobnym stanie do pierwszej, jaką wzięła. Jak się okazało, każda z nich była dla Lucy zrozumiała. Niestety żadna nie stanowiła pożytku, a zaczerpnięta wiedza nijak się miała do rzeczy, które zaprzątały jej głowę. Westchnęła, czując bezradność. Kolejno stawiała tomy na odpowiedniej półce, w zachowanej wcześniej kolejności.
 "Jesteś bliżej niż myślisz, Lucy"
Głos znów rozszedł się echem po jej głowie, a ona ze strachu upuściła jeden z tomów. Zatkała uszy, lecz to nie pomagało. Słyszała teraz równomierny oddech, jakby ktoś nieco niższy stał tuż za nią i wydmuchiwał powietrze prosto w jej szyję. Lecz nikogo takiego nie było...
 "Nie możesz jej oddać"
Podniosła książkę, w tym samym czasie słysząc jeszcze raz ciche "oddać". Przerażona spostrzegła, zerwany czerwony materiał na jej wierzchu, a wyróżniał się on wystarczającą na tle innych ciemnofioletowych okładek, które dzisiaj przejrzała. Pierwsza księga z niezrozumiałym tekstem musiała mieć jakiś związek z tym dziwnym głosem. Zdecydowanie nie powinna zwracać jej jeszcze dzisiejszej nocy.
 - Już tak późno - jęknęła, spoglądając na okrągły zegar. Podeszła do bibliotekarki, a później opuszczając budynek ruszyła biegiem w stronę Fairy Tail.

 Do jej uszu dobiegły znajome głosy, dochodzące z różnych stron gildii. Poznając wśród tych wszystkich, śmiech Levi, od razu skierowała się w stronę jednego ze stolików. Tak, jak przypuszczała, zastała tam dziewczynę, wciąż zagadywaną przez Jet'a i Droy'a. Co dziwnie, siedział obok nich również Gajeel.
 - Hej chłopaki, mogę na chwilę zabrać wam Levi?
Niebieskowłosa spojrzała lekko zaskoczona na przyjaciółkę.
 - Coś się stało Lu-chan?
 - Eh, tak jakby...
Usiadły przy pobliskiej ławie i wtedy Lucy zdecydowała się opowiedzieć jej o wszystkim. Każde swoje przypuszczenie, niepewność i sen z przeszłości, przy którym jednak pominęła parę szczegółów, nie mogąc powstrzymać się od delikatnego rumieńca. Na koniec pokazała wróżce dziwną książkę i niezrozumiałą jej zawartość.
 - Dałabyś radę to przetłumaczyć, Levi-chan?
McGarden ze skupieniem przyglądała się słowom, marszcząc brwi. Westchnęła, jednak unosząc głowę, można było dostrzec na jej twarzy uśmiech.
 - Wydaje mi się, że już gdzieś miałam z tym do czynienia. Spokojnie, poradzę sobie, ale potrzebuje niestety więcej czasu.
 - Oh, rozumiem... Ale i tak dziękuję Levi-chan - przytuliła przyjaciółkę, odzyskując powoli nadzieje.

 Minuty mijały, przeistaczając się w godziny, a jasnowłosa czekała i czekała, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Odpychała od siebie nieprzyjemne myśli, zastanawiając się jednak nad tym, co będzie gdy pozna treść księgi. Kilkakrotnie próbowała ponownie porozumieć się z głosem w swojej głowie, mając nadzieje, że nie zwariowała i nie mówi sama do siebie. Lecz odkąd wyszła z biblioteki, nie usłyszała go ani razu. Stanęła przed gildią, głęboko wdychając świeże powietrze. Spojrzała na słońce i kiedy już myślała, że wcześniejszy głos był tylko jej wybujałą wyobraźnią, ponownie przemówił.
"Nie zapomnij o kluczach"
 - Lu-chan!
Odwróciła się widząc biegnącą Levi. Machała do niej książką, o wyblakłej szkarłatej okładce.
 - Udało mi się Lucy! Proszę, teraz zrozumiesz wszystko.
Przejrzała parę stron i przytaknęła. Teraz naprawdę mogła przeczytać każde słowo.
 - Levi-chan, jesteś cudowna! - jeszcze raz uścisnęła mocno dziewczynę i wchodząc do środka, szybko zajęła miejsce w dalszej części gildii, by oddać się lekturze.

~*~

 - To jest to! - gwałtownie wstała, co wzbudziło zainteresowanie u innych. Nikt z przyjaciół nie rozumiał zachowania dziewczyny. Lekko się rumieniąc wyszła z gildii. Miała zamiar szybko dojść do domu i dopiero wtedy sprawdzić w praktyce to, czego się przed chwilą dowiedziała z dziwnej książki. Teraz przyciskała ją do piersi, jakby była jej największym odkryciem.
 Zamknęła za sobą niedbale drzwi, czując znajomy zapach. Była u siebie. Z ostrożności przed wtargnięciem Natsu zamknęła okno i szczelnie przysłoniła zasłoną. Nie czekając już na nic, sięgnęła po jeden z kluczy zaraz przyzywając duchy bliźniaków. Gemini. Podeszła bliżej, czując coraz to mocniejsze zdenerwowanie.
 - Proszę, przemieńcie się w tego kim byliście ostatnio.
 Duchy skinęły głowami, po czym stykając się ze sobą ciałami zaczęły coraz mocniej pobłyskiwać. W końcu transformacja się zakończyła, a Lucy nagle zesztywniała. Jej usta się otworzyły, lecz żaden dźwięk nie był stanie się z nich wydostać. Źrenice były minimalnych rozmiarów. Na całej twarzy po prostu widać było szok.
Co tak ją wzburzyło? Właśnie pewna osoba, przyodziana jedynie w spodnie i krzyż zwisający z szyi. Klatkę całą miała owiniętą bandażem. Jasnowłosa przełknęła głośno ślinę, czując przechodzące po jej ciele dreszcze. Nie spodziewała się ujrzeć przed sobą Graya, a nawet gdyby, to niemal od razu wykluczała tą opcję. 
 - Pamiętacie może kiedy ostatnio opuściliście świat gwiezdnych duchów?
 - Od twojego ostatniego wezwania cały czas tam byliśmy - w tym czasie powróciły do swojej pierwotnej postaci.
 - Jesteście pewne?
Nim przytaknęły, ostatni raz przejrzały wszystkie wspomnienia zawarte w ich małych główkach. Jednak coś się nie zgadzało. Jeden z Gemini zawahał się na moment, co nie przeszło uwadze Lucy.
 - Co się stało?
Wiedziała, że nie powinna przeszkadzać im w takim momencie. Niestety strach o swoich przyjaciół był silniejszy.
 - Nie możemy tego zrozumieć, ale...
 - Jakaś luka istnieje w naszej pamięci.
 - Nie mamy możliwości jej w żaden sposób odczytać.
Odpowiadały na zmianę, wznosząc się w górę. Jasnowłosa przymknęła powieki, zastanawiając się nad słowami duchów. Stracone wspomnienia...gdzieś już kiedyś to słyszała. Otworzyła oczy, patrząc na bliźniaki.
 - A to co? - zmarszczyła brwi, kucając przy Mini. Ostrożnie wyjęła wystający zza czarnej szarfy kawałek materiału. Przyłożyła do nosa i powąchała, prawie że od razu odsuwając go i kaszląc. Zapach był mocny i mogła przysiąc, że skądś go znała.
 - Perfumy... - pokręciła głową i uderzyła pięścią w otwartą dłoń. Wybiegła z domu, nie śpiesząc się z zamknięciem drzwi. Duchy leciały tuż za nią.

 Musiała opowiedzieć teraz wszystkim o jej odkryciu. Pragnęła, by w końcu członkowie gildii przejrzeli na oczy i uwierzyli w jej słowa, jednak ku temu miała pewne wątpliwości.
 "Nie martw się, tobie na pewno uwierzą"
Słowa zabrzmiały w głowie blondynki, a ta poczuła nagle większą pewność. Przywróci w oczach przyjaciół Graya Fullbaster'a z zaświatów.
 Ogromne drzwi trzasnęły, powodując tym samym nagłą ciszę wśród wszystkich zebranych. Erza czując niepokój podeszła bliżej. Inni jedynie wytężyli słuch.
 - Duchy, on, żyje, duchy, były, misja, one... - plątał jej się język, przy czym z trudnością próbowała zaczerpnąć tchu. Zauważyła białowłosą zmierzającą do niej ze szklanką wody i szybko zatrzymała ją ruchem dłoni. Nie teraz. Wciągnęła głęboko powietrze, wypuszczając je zaraz ze świstem. Wyprostowała się całkiem, mierząc wzrokiem każdą wpatrzoną w nią twarz.
 - Gray żyje! - krzyknęła, na co dalej odpowiedziała jej głucha cisza przerwana dopiero później dźwiękiem tłuczonego szkła. Mira zasłoniła dłońmi twarz, robiąc krok w tył.
 Jednak Lucy czekała na coś innego. Nigdzie nie mogła doszukać się szafirowych tęczówek osoby stojącej w osłupieniu. Wróżka wody przepadła w tłumie, bądź po prostu nie było jej w gildii. To drugie wydawało się bardziej prawdopodobne.
 - Słyszycie, on żyje, ja wi...
 - Nie żartuj sobie blondi! - przerwał jej głośno Gajeel opierający się o jedną ze ścian. Skrzyżował ręce, lekko przechylając do przodu głowę.
 - Wasz kochany Gray leży teraz gdzieś pod ziemią i wącha kwiatki od spodu!
Natsu stojący nieopodal nie mógł puścić tej uwagi mimo uszu. Wierzył Lucy, jak nikomu innemu. Rzucił się na smoczego zabójcę, uderzając go wprost w brzuch, sam po chwili obrywając podobnie.  Pięści Heartfilii zacisnęły się na tyle mocno, że paznokcie wbiły się w jej bladą skórę, przebijając ją prawie do krwi.
 - Przestańcie! - wrzasnęła na całą gildię, na co oboje spojrzeli prosto na nią z uniesionymi brwiami. Dostrzegli jak z oczu dziewczyny skapują gorzkie łzy.
 - Widziałam go! I to nie tylko ja - w tym momencie przeniosła wzrok na Salamandra. Skinęła głową na duchy, które na zawołanie przemieniły się w dawnego przyjaciela. Odwróciła głowę, nie mogąc znieść drugi raz tego widoku. Nie to co inni, których oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
 - Gemini skopiowały go jako ostatniego... - wyszeptała, w myślach powtarzając sobie ciągle, że to niemożliwe. Ostatnim razem przecież były przeistoczone w nią samą, więc jak...
 - Co masz na myśli Lucy? - Erza stanęła tuż przed blondynką przysłaniając jej wszystko inne swoją zbroją. Mag gwiezdnych duchów spojrzała na nią z powagą, poruszając po chwili wargami.
 - One również zostały porwane.
I usłyszeć to była w stanie tylko jedna osoba.

~*~

 Pustynia rozciągała się aż po horyzont, a drzewa, jakie widzieli wcześniej przez okno pociągu dawno zniknęły. W przedziale znajdowało się aktualnie pięć osób, jeśli wliczyć można w to również latającego kota. Tuż przy samych drzwiach siedziała czerwonowłosa kobieta, trzymająca na swych kolanach zieloną głowę Natsu, który prawdopodobnie zasnął otumaniony uderzeniem. Dalej, naprzeciwko ku zdziwieniu wielu zajmował miejsce Froiz tłumacząc, że nieopodal pustynnego miasta znajduje się cel jego misji. Nikt o nic więcej nie pytał. Obok niego siedziała nieco zniecierpliwiona Lucy, pogrążona we własnych myślach. Droga strasznie jej się przedłużała i zaczynała zastanawiać się, czy nie byłoby szybciej, gdyby pobiegła... Najwyżej poleciała z Happy'm.
 W końcu po długich oczekiwaniach dziewczyna usłyszała gwizd pociągu, który chwilę potem się zatrzymał. Wybiegła, kierując się następnie przed siebie w zapamiętanym kierunku. Przysłoniła dłonią oczy, by zapobiec dostania się do nich piasku, który z kolei niemiłosiernie sypał z każdej strony. Spory kawałek za nią szedł Natsu wraz z Happy'm. Tytania nadal stała przed wejściem do wagonu, aż nie wyszedł z niego zamaskowany osobnik.
 - Jesteś pewien, że sobie poradzisz samemu? - zapytała, na co chłopak skinął głową i skierował się w powrotną stronę, skąd przyjechała maszyna. Czerwonowłosa zmarszczyła brwi. Dlaczego nie wysiadł wcześniej? Zaraz dołączyła jednak do swoich towarzyszy.

~*~

 Czuł się słabo. Już dawno nie brakowało mu siły, a teraz ledwo trzymał się na nogach. Odruchowo zacisnął palce na kwadratowym pudełku trzymanym w wewnętrznej kieszeni płaszcza. Wczorajszy dzień powrócił z niesamowitą prędkością. To wszystko działo się zbyt szybko.
 - Cholera - syknął, upadając na kolana. Mógł tylko dziękować losowi, że był w ten czas poza gildią, jak i miejscem przebywania jego "Pana".
 Nie rozumiał dlaczego od ostatniego zajścia minęło tak mało czasu. Ponowna przemiana kosztowała go sporo wysiłku, nawet w tym świecie. Jednak musiał to zrobić, innego wyjścia nie było. Inaczej wszystko przepadłoby równie szybko, co ta nagła zmiana, kiedy znajdował się w przerażającym mieście Trodus. Mimo misji jaką przyjął, kierował się cały czas śladami drużyny Natsu i popełnij spory błąd zdejmując kaptur. Akurat wtedy musiały zobaczyć go Gemini i akurat wtedy czar musiał tak nagle prysnąć, a włosy ponownie przybrały swoją dawną barwę. Jednak perfumy, jakie udało mu się zabrać mrocznej gildii wystarczyły, by duchy zapomniały większość wydarzeń. Przemieniały się nieświadomie w Graya w różnych miejscach przed ich właścicielką, co pozwalało zostać mu dalej w ukryciu.
 - A oni nadal wierzą, że braciszek żyje - mruknął cicho, naciągając bardziej chustę na twarz. Nie mógł się z tym nie zgodzić, w końcu sam mu służył.
 Z trudnością podniósł się i ruszył dalej. Pan na niego czekał. "Jak to zabawnie brzmi" pomyślał ironicznie, stawiając kolejne kroki na rozgrzanym piasku. Tylko na chwilę odwrócił głowę, by upewnić się, że Scarlet go już nie obserwuje. Nie mógł wysiąść wcześniej, kryjówka bowiem była wtedy zbyt blisko, a to przyciągnęłoby tylko niepotrzebnie uwagę magów. A Go jeszcze nikt z nich nie mógł zobaczyć na oczy.

~*~

 - Lucy, poczekaj! Lucy! - wydawać by się mogło, że głos smoczego zabójcy nie docierał do dziewczyny, pragnącej w tej chwili tylko jednego. Poznać prawdę bez znajdywania nowych pytań nie mających jasnych odpowiedzi.
 - Lucy!
Tym razem stanęła, lecz nie przez nawoływania przyjaciela. Tuż przed nią zaczął unosić się piasek, tworząc wieżyczki, jakie widziała ostatnim razem. Po chwili mogła już dostrzec znajomą budowlę pokrytą zewsząd piaskiem. Przełknęła głośno ślinę, jednak ani razu się nie zawahała. Wejście stało przed nią otworem, tak więc podeszła znacznie bliżej dostrzegając starszą kobietę. Jej twarz wykrzywiona była w uśmiechu, a jej oczy lekko przymknięte wokół których gromadziło się wiele zmarszczek.
 - Witajcie - odezwała się, a ciepło biło od niej na kilometr.
 - Dzień dobry.
Lucy, jak i reszta pochylili się lekko do przodu. Jasnowłosa zastanawiała się kim była owa postać, jednak wpierw musiała dowiedzieć się czegoś o wiele ważniejszego.
 - Jeśli to nie kłopot, chciałabym rozmawiać z panem Trevotem.
Kobieta lekko rozszerzyła swoje minimalnych rozmiarów oczy.
 - Z kim?
 - Z Vincent'ym Trevotem. Jesteśmy z gildii Fairy Tail i ostatnio mieliśmy przydzieloną tu misję.
 - Bardzo mi przykro - na te słowa Heartfilia zmarszczyła brwi - jednak żaden Vincent Trevot nigdy tu nie pracował.

~*~
 
 Nawet nie wiecie, jak jest mi przykro. Nie tylko z tego powodu, że nie dodawałam, ale również z tego, że nie miałam czasu do czytania blogów innych. Jestem strasznie do tyłu ze wszystkim, co związane z anime, a w szczególności z Fairy Tail. Wszystkiemu winna jest nauka oraz ja sama, ponieważ gdybym od początku całkowicie poświęciła się nauce teraz nie musiałabym "walczyć" o lepsze oceny na semestr. Powiem tylko tyle, że chemia nigdy nie była moją mocną stroną, tak samo jest i teraz, więc przez te miesiące moja szansa na pewną trójkę zmieniła się na dwa. D: No cóż, nie chce was tu dłużej zamęczać, jak się sprężę, to uda mi się dziś w nocy przeczytać chociażby połowę blogów i nadrobić zaległości. Dziękuję wam bardzo, że jesteście cierpliwi. Mogę obiecać, że tą historię skończę, bo dalsze wydarzenia mam co do ostatniego zaplanowane, a nawet parę dalszych rozdziałów napisanych, to spokojnie dobrnę do końca...kiedyś. No właśnie, kiedyś. Mam nadzieję, że nie będziecie musieli czekać aż tak długo na kolejne wpisy. Postaram się jak najszybciej coś napisać w wolnym czasie, którego jest jak na złość tak mało. Pozdrawiam serdecznie was wszystkich, kochani. Do napisania. ;>