"Amor, ut lacrima ab oculo oritur, in pectus cadit"
- Nie, nie mogę w to uwierzyć... - mówiła zrozpaczona jasnowłosa, zasłaniając dwiema dłońmi twarz. Pokręciła po raz wtóry głową z dezaprobatą, ponownie wpatrując się to w przyjaciela, to w widok za nim.
- Naprawdę spaliłeś całe trzy posiadłości i większą część lasu?!
- Tak jakoś wyszło - odezwał się. Na twarzy jego widniał charakterystyczny szeroki uśmiech oznaczający, że dobrze się bawił. Co innego można było powiedzieć o Lucy wypłakującej powoli stratę dwóch srebrnych kluczy. Otóż właśnie je dostać miała za wykonanie dobrze misji. Mimo, że nikt nie musiał już się obawiać napadu ze strony wilkopodobnego potwora, to jednak tak wielkiego pożaru nie dało się nie zauważyć. A wszystko z powodu małej myszki, uciekającej w pogoni przed wygłodzonym od trzech godzin niebieskim kotem oraz o wiele groźniejszym przeciwnikiem, Natsu Dragneel'em. Pierwszy nie sprawiał problemu latając w lewo, w prawo za biednym gryzoniem. Niestety nie można było powiedzieć tego samego o różowowłosym towarzyszu. Resztki rozumu maga wypaliły się, po czym zostały wypuszczone wraz z ogniem przez jego usta. Jak szalony biegał po lesie, podpalając przy okazji pobliskie domostwa. Na szczęście dziewczynie udało się go w końcu zatrzymać, przez co reszta mieszkańców wioski mogła odetchnąć z ulgą.
- Wracamy Happy - powiedział w kierunku małego przyjaciela.
- Aj sir! - odparł kot, niestety zamiast lecieć dalej zatrzymał się na plecach dziewczyny. - Lucy, mogłabyś bardziej uważać.
- Ty bezczelny kocie, sam na mnie wpadłeś!
I ponownie krzyki jasnowłosej rozniosły się hen daleko, a to tylko za sprawą dwójki sprzymierzeńców, za których mogłaby oddać własne życie.
~*~
Wchodząc do gildii, wyczuli wśród innych podniecenie i niezwykłą ciekawość. Smutek już nie był tak wielki, jak paręnaście dni temu, jednak nikt o nim nie zapomniał. Nikt nie śmiał wymazać go z pamięci.
- Witaj Lucy-chan! - zawołała radośnie Levi, machając w stronę przybyłej dwójki. Większość nie zauważyła nawet ich wejścia. Zajęci byli jedną niewiadomą.
- Hej Levi-chan. Co się stało? Dlaczego wszyscy są tacy przejęci.
Nim niebieskowłosa zdążyła cokolwiek powiedzieć, Natsu już porwał się w stronę powstałego tłumu, robiąc jeszcze większe zamieszanie. Obok obu dziewczyn pojawiły się charakterystyczne kropelki, po czym jedna z nich westchnęła, zaś druga cicho zachichotała.
- W czasie, kiedy byliście na misji, do gildii wstąpił ktoś nowy. Nazywa się Froiz i przyznam, że jest strasznie tajemniczy i małomówny. Choć, poznasz go. - uśmiechała się cały czas, ciągnąc Lucy w stronę nieznajomego. Zrozumiała o co chodzi, dopiero stojąc przed nowym członkiem Fairy Tail. Co prawda jedyne możliwe do ujrzenia były ciemne oczy. Wszystko poza tym zakrywały bandaże i płaszcz. Nie wyglądał na silnego, lecz pozory zawsze mogą mylić.
- To Lucy Heartfilia, jest magiem gwiezdnych duchów. - słyszała jak Levy ją przedstawia. Chłopak skinął głową, nadal milcząc. Stawało się to dosyć...niekomfortowe. Bowiem wszystko było lepsze od niezręcznej ciszy. Jasnowłosa wpatrywała się w tęczówki poznanego, próbując cokolwiek z nich wyczytać. Po chwili poczuła, jakby już je kiedyś widziała.
- Walcz ze mną!
Krzyk Natsu zwrócił na siebie uwagę wszystkich, tylko nie owej dwójki. Tajemniczy chłopak wykonał krok w bok, tym samym uniemożliwiając Dragneel'owi trafienia. Wciąż jednak spoglądał na stojącą przed nim Lucy, jak i ona nie spuszczała wzroku z niego. Oczy dziewczyny momentalnie się rozszerzyły, a wspomnienia z przed kilkunastu dni wróciły do niej z zawrotną prędkością.
- A więc to ty.
Dopiero teraz zrozumiała, że jej wypowiedź nie była adekwatna do sytuacji. Szybko się poprawiła.
- To znaczy, prawdopodobnie już się widzieliśmy - nerwowo stykała opuszki palców z tymi u drugiej dłoni.
- Braliśmy razem udział w przedstawieniu i, i... - ciągnęła dalej, lekko się rumieniąc - uratowałeś mnie wtedy, a ja nie zdołałam ci podziękować. Uh, dlatego d-dziękuję.
Ten ku rozczarowaniu kilku przypatrujących się tej scence osób, znów skinął wyłącznie głową. Utrzymało to dziewczynę w przekonaniu, że właśnie z nim występowała w trakcie trwania misji. Kiedy uniosła głowę, go już przed nią nie było. Zdziwiona rozejrzała się, lecz zniknął jej całkiem z oczu. Ni widu, ni słychu.
Froiz...cóż to za niespotykane imię? Dziwiła się, parę razy powtarzając je sobie w myślach. Aby w razie czego zawsze pamiętać. W końcu miała u niego dług wdzięczności.
~*~
- W ramach tego, że mamy nowego członka w drużynie czas świętować! Niech alkohol leje się litrami.
Takimi słowami powitał ich na dzień dzisiejszy Makarov. Jak na mistrza przystało musiał dbać o dobre imię gildii, które przez innych, a w szczególności różowowłosego było dogłębnie niszczone. Dlatego też nie często widywano go w Fairy Tail. Kiedy już się tam pojawiał, nie brakowało powodów do wznoszenia toastów i zabawy do białego rana. Nie byli to zwykli sprzymierzeńcy. Wszyscy już dawien dawno stali się wielką rodziną, do której wstąpić mógł prawie że każdy.
- Taak! - taka zaś odpowiedź była ze strony większości. Niektórzy już dobrali się do wina, inni zaś zaczęli od drinków Miry. Nic nie mogło popsuć tej jakże pięknej chwili. Lucy z czasem co raz bardziej przekonywała się do tego, że numerem drugim był właśnie dla jej przyjaciół alkohol. Na pierwszym miejscu stawała oczywiście miłość, jaką darzyli się wzajemnie. Westchnęła, pozwalając uśmiechowi wpełznąć na rumianą twarz.
Koło czwartej nad ranem dalej bawiono się tak, jakby zegar wskazywał dopiero dwudziestą. Naszła chwila na tańce i Lucy przyglądała się wesoło poczynaniom znajomych na parkiecie. Śmiała się w duchu, kiedy to Gayeel nadeptywał Levy. Ona natomiast cały czas łapała w palce jego poliki i ciągnęła za włosy. Można było stwierdzić, że alkohol podziałał na nią dosyć mocno. Jednakże nie tylko niebieskowłosej brakowało trzeźwości. Prawdę mówiąc, Heartfilia łatwiej wymieniłaby osoby trzymające się całkiem dobrze. Mianowicie należały do nich Cana, Wendy, dziwnym trafem Juvia oraz Froiz, który pojawił się tak nagle, jak zniknął. Sama Lucy również nie dała się w pełni ponieść imprezie jak inni, niestety z każdą minutą ulegało to zmianie.
- No to hyp Lucy, teraz za to, że masz t-hyp takie wspaniałe duchy. - Loki siedział obok swej "pani", podając jej kolejny kufel z winem.
- Co ty tam mruczysz? - zapytała już nieźle wstawiona. A przecież miała nie pić. Przynajmniej nie tyle, by zalać się doszczętnie w trupa. Wzięła od chłopaka błogosławiony napój, lecz uniesienie go przerastało jej możliwości. Ów przedmiot wypadł z drobnych dłoni jasnowłosej, po czym spadł z hukiem na ziemię. Po drodze zdążył oblać zdezorientowane dziewczę, które tym samym osłoniło przed umoczeniem swego ducha.
- Lucyyy - mruknął Happy, zygzakiem latając po sali - masz teraz hyp, mokre balony.
Machnęła ręką, prawie że upadając.
- A co ty tam wiesz... - szepnęła, po czym chwiejnie ruszyła w kierunku łazienki. Miała przynajmniej nadzieję, że zmierzała w dobrą stronę. Bowiem kompas w jej głowie kręcił się niczym oszalały, prowadząc ją Bóg jedyny wie gdzie.
~*~
- To lustro jest takie ładne - stwierdziła, widząc na nim smugę krwi. Jej krwi. Syknęła cicho, łapiąc się za głowę. Bolała, jednak starała się nie zwracać na to większej uwagi. Siedziała na zimnej podłodze, oparta o równie chłodną ścianę. Wzdychała co jakiś czas, niemiłosiernie się nudząc. Jaka była jej radość, kiedy drzwi zaskrzypiały, a kroki rozległy się echem w pomieszczeniu. Uśmiechnęła się, widząc niewyraźny zarys postaci.
- Ktoś się ze mną pobawi - stwierdziła zachrypniętym głosem, z trudnością wstając. Utrzymując równowagę, ruszyła powoli do nieznajomego. Jeszcze trochę i będzie w stanie ujrzeć jego twarz.
- Nie schowasz się hyp, ja wiem gdzie jesteś.
Nagle potknęła się, wpadając przy tym w ramiona chłopaka.
- Znalazłam cię - szepnęła, a z jej ust można było wyczuć alkohol. Przysunęła się bliżej, lecz została gwałtownie odsunięta. Spróbowała raz jeszcze i raz, aż w końcu pociągnęła delikatnie za materiał i pogłaskała go po policzku.
- Nie masz szans. Zawsze cię znajdę - na te słowa, po raz pierwszy oczy chłopaka lekko się rozszerzyły. Był to minimalny ruch, a tyle znaczący. Niestety nie dla pijanej Lucy. Nie mogąc się powstrzymać, musnęła jego usta, a następnie podgryzła delikatnie dolną wargę. Jednak nie było to na tyle ostrożne z jej strony, aby nie zostawić mu śladu paznokci na szyi, do której zdołały dotrzeć dłonie jasnowłosej.
- Ojjej.
Cichy jęk wydobył się z niej, po czym poczuła coś dosyć przyjemnego. Jakby wzbiła się wysoko i leciała. Ah, jaki ten lot był przyjemny, a uśmiech ani na chwilę nie opuszczał jej twarzy. Po jakimś czasie musiał ustać, a organizm dziewczyny jak na złość wprowadził ją w stan głębokiego snu, nim zdołała w pełni ujrzeć choćby oczy nieznajomego.
~*~
Na tym kończę kolejny rozdział. Przez to, że zaczął się tydzień, szkoła nie pozwalała mi w żaden sposób zbliżyć się do komputera. Jednakże cieszę się, że udało mi się napisać chociażby tyle. Swymi komentarzami sprawiacie mi niewyobrażalną radość. W następnej notce postaram się wam bardziej za nie podziękować. Oficjalniej? Heh, możliwe, w końcu nic nie wiadomo. Życzę miłej lektury.
Pozdrawiam wszystkich, autorka Claudy.