28 marca 2013

011. Rozdział VIII "Pewien zły przeciwnik" cz. 2


"...za chmurą jest chmura, a za nią 
szeleszczący rozwija się wszechświat"

 Szli prosto przed siebie, mijając zniszczone budynki, bądź to co po nich zostało. Różowowłosy cały czas zachowywał powagę, skupiając się na odczuwanym zapachu. Na jego głowie siedział przejedzony kot, któremu owe groźne roślinki zasmakowały...aż za bardzo. Trzymał się za duży brzuch, co chwila czkając. Lucy kroczyła tuż za przyjacielem, pogrążona w swych rozmyślaniach. W pewnym momencie Dragneel porwał się biegiem, zrzucając przyjaciela na ziemię. Nie minęło dużo czasu, a ujrzeli w oddali parę osób, nie wyglądających dosyć przyjaźnie.
- Porywacze - syknął smoczy zabójca, wciągając powietrze nosem. Skinął głową dla potwierdzenia swych słów. Teraz i blondynka patrzyła na nich z jawną wściekłością.
 W ich skład wchodziło dwóch mężczyzn i kobieta. Wszyscy na oko w tym samym wieku, jak i z tym samym kpiącym uśmieszkiem. Jeden o czerwonej czuprynie, niczym nie różniącej się od włosów Erzy. Prawe oko skrywał pod czarną przepaską, drugie zaś miał koloru zielonego. Wyglądał na pewnego siebie, lecz również taki właśnie był. Dokładnie jak jego białowłosy towarzysz, o kosmykach sięgających prawie że do pasa. Tęczówki chłopaka barwiły się błękitem. U dziewczyny zaś górował na całym ciele szmaragd. I oczy, jak i pasma na jej głowie były dokładnie tego koloru. Wszyscy okryci płaszczami z przyszytym do nich znakiem gildii, czarnym wężem z rozwartą paszczą, obwiązanym wokół miecza.
 Nie była ona dozwolona i znajdowała się zapewne na czarnej liście w radzie. Należało do niej niewiele osób, co nie oznaczało, że mało ludzi o niej słyszało. Bowiem, należała do najbardziej rozchwytywanych i poszukiwanych. Rzadkością niestety było spotkać kogokolwiek z jej członków, a właśnie teraz Fairy Tail mogło nacieszyć się widokiem nawet więcej niż jednego z nich.
- Mają przewagę liczebną, to nie jest sprawiedliwe! - prychnęła, przypatrując się trójce magów. Przez chwilę wydawało jej się, że widzi jeszcze jedną osobę...
Czerwonowłosy nic sobie nie robiąc ze słów dziewczyny, ruszył do ataku. Ściskając mocniej palce na mieczu, zaczął cicho mamrotać jakąś formułkę. Po chwili rozpłynął się w powietrzu, co mocno zdziwiło jego rywalkę. Z każdą sekundą znajdował się coraz bliżej zdezorientowanej Lucy. Momentalnie wzbił się w powietrze, szykując się do zadania ciosu. Nagle ostrze się zatrzymało, tuż przed głową jasnowłosej. Oczy chłopaka znacznie się rozszerzyły.
- Nie waż się tknąć Lucy! - warknął smoczy zabójca, waląc go prosto w brzuch. Uderzenie Natsu odrzuciło go, pozbawiając swej niewidzialności. Tym razem mag gwiezdnych duchów mogła z łatwością dostrzec przeciwnika.
- Otwórz się bramo do panny: Virgo! - z uniesionego klucza wystrzelił promień, wywołujący jednego z duchów. Nie musiała nic mówić. Przebrana za pokojówkę fioletowłosa od razu przystąpiła do ataku. Wwiercając się w ziemię, wywołała zamieć, przez którą jej Pani nie potrafiła nic zobaczyć. Zakaszlała, czekając na rozwój akcji. Nigdy nie lekceważyła przeciwnika, dlatego cały czas była czujna i ostrożna.
- Czy to już czas na karę księżniczko? - na nagłe słowa ducha ze strachu podskoczyła. Przyjrzała się jej dokładnie, ostatecznie stwierdzając, że nie ma żadnych ran cielesnych.
- A co z chłopakiem?
- Uziemiony - słysząc to, odetchnęła z ulgą. Odesłała zodiakalną pannę, kierując się następnie w stronę reszty przyjaciół. Niestety zaraz ją coś zatrzymało...a raczej czyjś szyderczy śmiech.
- Gwiezdna magia? Ciekawe... - odparł, zrzucając z siebie podartą marynarkę. Parę szkarłatnych kosmyków opadło na jego bladą twarz, przysłaniając z lekka zieloną tęczówkę. W niej zaś nie tliło się tyle złości i nienawiści, ile okazywał chłopak. Z czym się to wiązało? Lucy w zamyśleniu przypatrywała się członkowi gildii. Otrzymała od niego ironiczny uśmiech, w którym jednak jej coś nie pasowało. Był inny od swych towarzyszy. Widziała, że się wyróżniał.
- Nie sądziłem, że będę musiał walczyć z wami na poważnie - westchnął, przykładając ostentacyjnie dłoń do czoła. Po chwili ściągnął czarną opaskę, ukazując drugie, równie szmaragdowe oko. Jednakże pobłyskiwało o wiele bardziej od lewego, ciągle odsłoniętego. Można było dostrzec w nim błysk, nie wróżący niczego dobrego.
- Wzywanie duszy - mruknął, łącząc dłonie - przeniesienie.
Stanął w jasnych płomieniach, a jego ciało powoli się wypalało. Kiedy całkiem zniknęło, ów ogień zatoczył w powietrzu koło, lecąc następnie w kierunku dziewczyny. Nim zdążyła zareagować ugodził w nią, przez co upadła na kolana. Zaczęła oddychać coraz szybciej, nie mogąc w żaden sposób się podnieść. Czuła, jakby coś próbowało przejąć kontrolę nad jej ciałem, a ona była zbyt słaba, by móc dłużej się sprzeciwiać.  

~*~

 Nakłuł palec, po czym przyłożył go do zimnej skały. Przejście się otworzyło, pozwalając mu wkroczyć do środka głównej kwatery. Ściany w większości pokryte roślinnością, a niekiedy wbite w nie były co rusz gasnące pochodnie. Panowała tam wyczuwalna wilgoć, lecz mieszkającemu nie zbyt ona przeszkadzała. Wręcz cieszył się z takich warunków.
 Po pewnym czasie korytarz się skończył, ukazując sporych rozmiarów salę, w której jedyne światło stanowił oczywiście ogień. Woda niekiedy skapywała z sufitu. Było tam o wiele chłodniej. Skierował się do siedzącego mężczyzny na głazie w kształcie fotela. Wszystko tutaj wykonane zostało z twardego kamienia.
- Pierwszy okres za nami.
Podszedł bliżej i kłaniając się, oddał zapisany papier.
Mag przyglądał się swemu Panu, który w trakcie czytania już nie pierwszy raz zmarszczył brwi. Coś najwyraźniej wyprowadziło go z równowagi.
 - Co to ma znaczyć?! - w mgnieniu oka zamienił kartkę w pył, ulatujący następnie powoli z wiatrem. 
 - Podąża za tobą.
- Tyle zdążyłem się domyślić - mruknął, mrużąc powieki. Podwładny wzruszył jedynie ramionami, milknąc. Wpatrywał się w zamyślonego chłopaka, zastanawiając się co takiego, tym razem wymyśli. I jakie znów dostanie polecenie, zadanie do wykonania.
Ten spoglądał to na gasnącą świecę, to na wydobywające się ze szczeliny nikle światło. Myślał o czymś intensywnie, a z każdą sekundą emanował coraz większą złością.
- Cholera - syknął, waląc pięścią w jeden z pobliskich głazów. Jednak po chwili na jego twarz wpełznął fałszywy uśmiech, a zaraz towarzyszył mu również szyderczy śmiech. Byli tak blisko, a zarazem znacznie dalej niż powinni. Błądzili, pozwalając mu na kolejny ruch.
- Otrzymałem dodatkowe punkty.
Rzucił odłamkiem szkła, niczym sześcienną kostką. Dla niego była to tylko i wyłącznie gra, której znał już zakończenie. Miał asa w rękawie, jakim w tym przypadku okazał się być zamaskowany mag. Pokręcił głową, cicho chichocząc. Ponownie zasiadł na wysokim, kamiennym tronie, oczami wyobraźni widząc przed sobą padające tłumy. Każdy z wbitym mieczem, albo też bez głowy. Wszyscy klęczący przez wieczność. Oddający mu cześć, uważający za najwyższego z najwyższych, za króla niebios, ziemi, jak i czeluści piekieł. Rząd obumarłych ciał ogarniający całą planetę, lecz i to mu nie wystarczy. Nadejdzie czas na inne światy, a władza tyrana nigdy nie dobiegnie końca.
- Gdzie się przeniesiesz? - usłyszał głos czarnookiego, przywracający go do rzeczywistości. Ziewnął, przeczesując dłonią włosy.
- Nigdzie. Zostanę tu do końca.
- Jak to? - westchnął, czując wzbierającą się w nim irytacje. Po chwili jednak spokojnie odpowiedział.
- Jestem dla nich niewidoczny. Nie ma więc potrzeby zmieniania zakwaterowania - spojrzał na swego sprzymierzeńca, po czym dodał ciszej - nigdy nie było takiej potrzeby.
On w odpowiedzi skinął głową, następnie kierując się do wyjścia. Zdziwił go fakt, że członkowie Fairy Tail dostali się akurat tutaj. Dlaczego właśnie w tym mieście przesiadywali porywacze duchów Lucy? Uniósł głowę, widząc granatowe niebo. Nienawiść przepełniała to miejsce, płynąca tylko od jednej osoby. Wiedział, że magowie kierują się węchem różowowłosego, jednak skąd pewność, że nie zaprowadzi on ich akurat do jego "Pana"? Musiał coś przed nim ukrywać, co nie znaczyło o niczym dobrym. Zacisnął pięści. Brakuje mu naprawdę niewiele by zdobyć w pełni zaufanie u ukrywającego się chłopaka. Poprawił chustę na twarzy, po czym zmierzał do wyjścia. Wykonał zadanie, więc nic go tu dłużej nie trzymało. Dosiadł konia i odjechał w stronę gildii, jakiej od kilku tygodni był częścią.
A raczej próbował to zrobić... Coś jednak nie dawało mu spokoju.

~*~

- Huh? - podniosła się z ziemi, nie zważając na obolałe nogi, a szczególnie kolana. Zewsząd otaczały ją kraty uniemożliwiające ucieczkę. Podeszła do brzegu klatki, zaciskając palce na metalowych prętach.
- Gdzie ja jestem?- jej głos rozniósł się echem po... No właśnie, po czym? Widziała jedynie rażącą w oczy biel. W niektórych miejscach była ona z lekka ciemniejsza. Stała tak niczego nie rozumiejąca. Nagle pojawiły się przed nią różne obrazy. Dopiero po pewnym czasie spostrzegła, że są one wycinkami z jej życia. Fragmentami z przeszłości.
- Mamo, mamo! - uśmiechnięta jasnowłosa dziewczynka tuląca się do matki. Do kobiety, która nieszczęśliwie umarła kilkanaście lat temu. Jedna, pojedyncza, słona kropla spłynęła po policzku wróżki. Oglądała kolejno chwile ze swojego dzieciństwa, a także i niedalekich dni, tygodni. Miesięcy. Niektóre wywołujące uśmiech, inne zaś gorzkie łzy.
 Ona z zapałem ucząca się magii. Poznająca po trochu świat tak piękny, a zarazem tajemniczy. Dzień wyjazdu z przesiąkniętej smutkiem rezydencji i ogromne pragnienie dołączenia do Fairy Tail. O żadnej innej nigdy nie myślała. Spotkanie różowowłosego oraz innych członków gildii. Stanie się częścią wielkiej rodziny. Walka w obronie domu i swych przyjaciół. A na sam koniec, także i jego zniknięcie.
- Nie - pisnęła, zasłaniając dłońmi twarz. Drugi raz miała przed oczami tą tragiczną misję, z której nie wrócili wszyscy.
 Jedynie chwila nieuwagi i widok spadającego ciała przyjaciela w otchłań. Jak wysoko już byli? Łzy napływające do oczu, gdy na jego twarzy można było dostrzec przerażenie i coś jeszcze. Czego nie zapomni do dnia dzisiejszego, jak i zapewne już nigdy. Nie wymaże z pamięci i nie pojmie znaczenia tego gestu. Nagła ciemność, po czym widoczna tylko biel, towarzysząca od początku zjawienia się jej w tym miejscu.
- Nie jesteś niczego warta. Mogę teraz spokojnie z tobą skończyć...
Jej ręce wykonywały takie same ruchy, co czerwonowłosy. Sposób w jaki ułożone były palce dziewczyny mógł znaczyć tylko jedno.
- Przestań! - słyszała swój krzyk w głowie. W końcu odczuwała to samo, co jej ciało. Nie pozwoli mu się zabić. Pamiętała dobrze jego oczy i wszystko co przez ułamek sekundy udało się z nich wyczytać. Było to przerażenie. Strach przed popełnieniem zbrodni, przed morderstwem.
- Nie chcesz tego robić!
- Co ty niby wiesz? Jestem w końcu w mrocznej gildii. Muszę pokonać swojego wroga - cyniczny uśmieszek przyozdobił twarz chłopaka i tym samym Lucy. Lecz nie podda się tak łatwo. Z całych sił uniosła ręce choć trochę wyżej, by pokazać, że też może kontrolować ciało należące do niej. Nawet będąc teraz jedynie pozbawioną czegokolwiek duszą. 
- Jestem silniejszy - zaśmiał się cicho - nie masz niestety szans.
- Może i jestem słaba - zacisnęła pięści, przygryzając dolną wargę - ale wierzę w siebie! W przyjaciół. I ta wiara pozwoli mi z tobą...wygrać!
- Jeszcze zobaczymy - jej dłonie gwałtownie zbliżały się do brzucha. Otworzyła szeroko oczy, a wokół niej zalśniło jasne światło.
- Niee! - krzyknęła, czując ogarniające ją ciepło, które po chwili przemieniło się w krystaliczną wodę, spływającą po rozgrzanym ciele.
- Zostawcie mnie!
Czyj to głos? Wyczuwało się z niego przeogromny smutek wymieszany z przerażeniem. Poczęła się rozglądać, a obraz nagle się przed nią pojawił.

- Z-zostaw...cie.
Ujrzała małe dziecko. Zaledwie kilkuletniego chłopczyka o rozwianych czerwonych włosach, przypominających spływającą krew. O zielonych oczach, niczym świeża trawa rosnąca na łące, lecz bez iskierki radości. W nich gnieździły się jedynie łzy, poruszające serca wielu. Skromne ubranko, w większości miejscach przedarte i poplamione szkarłatną cieczą. Liczne siniaki przyozdabiające jego małe ciałko i rany, z których ulatniała się powoli krew. Leżąc na brudnej ziemi, zakaszlał parę razy. Powiew wiatru sprawił, że zatrząsł się kilkakrotnie, wypłakując kolejne słone krople. Został pobity przez dawnych przyjaciół. Przez ludzi, jacy kiedyś wwiercili się głęboko w serce chłopca i pozwolili zaufać. Za coś, czego tak naprawdę nie zrobił. Ciągle słyszał w głowie słowa rzucane bezpodstawnie, a zarazem sprawiające duże cierpienie. "To on! On jest zabójcą"... "Morderca!".
- T-tato - przetarł oczy, drugą rękę ściskając na prawym ramieniu. Ono było najbardziej pokaleczone. Nie zabił ojca, nie mógłby dokonać się takiego czynu. Dlaczego więc nikt nie chciał mu uwierzyć? Jak ludzie znający go na tyle dobrze, oskarżyli, nie dając chwili na słowa wyjaśnienia? W końcu można nazwać to przypadkiem, zbiegiem okoliczności. Nikt nie słuchał, że nóż został wciśnięty w drobne rączki czerwonowłosego. Nie zaufali po raz drugi, gdy wmawiano im o dobrych zamiarach dziecka. On dawno został już przekreślony, a jego dni w tym miasteczku kończyły się.
Opuścił swój dom bez pożegnania z kochającą matką. Skazał ją na samotne i ciężkie życie w obliczu różnych niebezpieczeństw. I mimo, że ona jako jedyna wierzyła, nie zmienił zdania. Odkąd wyruszył, słuch o niewinnym chłopcu zaginął. Rzadko się zdarzało by rodzice opowiadali dzieciom o "małym zabójcy", przedstawiając go, jako wielkiego grzesznika i złego człowieka. Nikt już w tym miasteczku nie pozna prawdy. Niemożliwym jest również zmienić przeszłość.
 Często zdarzało mu się znikać. Być przezroczystym i zlewać się z powietrzem. W ten czas był dla każdego duchem, niespokojnym powiewem wiatru. Wdzierając się wiele razy do umysłów innych, wydarzenia z dzieciństwa powoli zaczynały zanikać. Pewnego dnia nie pamiętał już nic, w pełni zamykając swoje serce na jakiekolwiek odczucia. Trafił do mrocznej gildii, a jego nowym celem w życiu stała się śmierć innych. Gdyż w głowie wciąż miał słowa, kierowane niegdyś do niego... Do niewłaściwej osoby.

 Wspomnienia rozpłynęły się, pokazując Lucy ponownie biel. Zacisnęła zęby, nie umiejąc powstrzymać emocji. Fragmenty z życia jej przeciwnika były niczym wyjęte z koszmaru. Nie mogąc się opanować, zacisnęła powieki, a z jej ust wydobył się przeraźliwy krzyk. On także wrzeszczał i nie tylko dlatego, że robiła to jasnowłosa. Sam tego potrzebował, szczególnie po tym, co ujrzał kilka sekund temu.
 Ostrze zatrzymało się w ostatniej chwili, dotykając bluzki dziewczyny. Jego ręce trzęsły się, wypuszczając miecz i pozwalając mu bezwładnie opaść na ziemię. Nie spostrzegł nawet, kiedy opuścił ciało jasnowłosej. Wpatrywał się teraz w swoje dłonie z szeroko rozszerzonymi oczami. Jakim cudem odzyskał większość wspomnień? Kto mu je podarował, by mógł poznać lepiej przeszłość z nim związaną? Przymknął powieki, po czym przeszły go nagłe dreszcze. Już nie widział przysłoniętego mgłą obrazu. Przyglądał się momentom ze swojego dzieciństwa. Pierwszy raz ujrzał twarz brata i ponownie zobaczył kochaną rodzicielkę.
- Już dobrze - usłyszał nad sobą czyjś głos. Tak delikatny, podobny do tego, jaki miał możliwość słyszeć wcześniej w głowie. Czyżby to jednak ona tam była? Pomogła mu, mimo że pragnął jej śmierci. Skierował na Lucy szmaragdowe tęczówki i zdziwiony dostrzegł u niej łzy. Dlaczego ona płakała? Nad nim? Nie, niemożliwe. W końcu byli od początku wrogami. Poczuł coś mokrego na policzkach. Tym razem to jego łzy, on zapłakał nad swym marnym losem. Jednakże był gotów ponieść karę za porażkę. Wcisnął w dłonie dziewczyny miecz, czekając na to, aż zada decydujący cios. Zamiast tego usłyszał brzdęk metalu, a następnie ciepło powoli rozchodzące się po ciele. Przytuliła się do niego, szepcząc cicho dwa słowa.
- Wybaczam ci.
Już nie musiał oszukiwać. Popełniać zbrodni i ranić innych. Odzyskał to, co utracił, a nienawiść drzemiąca głęboko w nim zniknęła. Uleciała z kolejnym powiewem wiatru, w postaci łez.

~*~

 W tym czasie Natsu unikał ataku ze strony zielonowłosej. Wciąż się śmiejąc, strzelała do niego z karabinu, którym opiekowała się niczym, własnym zwierzęciem. Z gracją przybliżała broń do siebie i namierzała przeciwnika. Następnie pozostawał tylko wystrzał, od którego zirytowany różowowłosy coraz gorzej uciekał.
- Ognista pięść smoka! - wrzasnął, atakując dziewczynę z powietrza. Niestety w ostatniej chwili przysłoniła mu widok chmara srebrnych motylów. Odskoczył, dokładnie im się przyglądając. Nie były to bowiem owady, jedynie małe ostrza w ich kształcie. Pobłyskiwały w świetle księżyca, sprawiając wrażenie, że jest ich znacznie więcej, niż w rzeczywistości. Dragneel nie wiedział, które z nich mogą być prawdziwe. Nie zastanawiając się dłużej buchnął na nie ogniem, lecz z trudnością uchronił się przed dwoma. Płomienie nie zbyt dużo potrafią tu zdziałać.
- Cholera... - syknął, biorąc łapczywie oddech. Owe "motyle" powróciły do swojego właściciela, którym okazał się stojący dalej, niewzruszony mężczyzna. Białe kosmyki pojedynczo opadały na jego znudzoną twarz, co jeszcze bardziej zdenerwowało maga. Kiedy już chciał zaatakować, ktoś nagle złapał go za rękę, ciągnąc lekko w tył. Od razu się wyrwał, kierując wzrok na nowego, potencjalnego wroga.
- Natsu, zajmij się Thorem - usłyszał głos Tytani, podkręcający go do walki. Zrozumiał, że ma pokonać białowłosego, przez co się wyszczerzył.
- Ale się napaliłem! - na te słowa zapłonął żywym ogniem i popędził w stronę przeciwnika. Uśmiech mu z twarzy ani na trochę nie znikał.

- Dużo minęło od ostatniego spotkania Scarlet - mruknęła zadziornie, chichocząc cicho.
- Za dużo, Reiko - wykonała szybką podmianę, odbijając mieczem każdy wystrzelony w jej kierunku pocisk. Obie nie próżnowały, dosyć długo czekały na tą walkę. W pewnym momencie czerwonowłosa wyskoczyła, lecz członkini mrocznej gildii wciąż w nią celowała. Po wylądowaniu z ramienia Erzy trysnęła krew. Było to jedyne miejsce, w jakie przeciwniczka trafiła.
- A jednak. Jesteś dużo lepsza, niż poprzednio - zielonooka pokiwała z uznaniem głową, czekając na jakikolwiek ruch.
- I ty również - odparła Tytania, posyłając miecze na dziewczynę. Ta natomiast uniknęła każdego z nich, po czym się szyderczo zaśmiała.
- Nadal znam każdy twój ruch Scarlet. Nic się nie zmieniło.
"Czyżby..." przeszło jej przez myśl i korzystając z nieuwagi wroga przybrała jedną z najnowszych zbroi. Szybki Błysk. Posiadała ona w ten czas olbrzymią szybkość i zręczność. Niczym błyskawica pojawiająca się tak nagle, bez ostrzeżenia. Wydobywając sztylet, popędziła na Reiko, pozbawiając ją gwałtownie broni. Szmaragdowe oczy dziewczyny rozszerzyły się, nie spodziewając się tak wielkiej siły. Nie była w stanie utrzymać nawet karabinu podczas ataku. Zastanawiała się chwilę, a z jej ust wydobyło się tylko krótkie pytanie.
- Co to?
- Coś nowego - Erza uśmiechnęła się tajemniczo, widząc przy okazji jak Natsu posyła wroga na dużą skałę. Również wygrał, o czym świadczyły radość i satysfakcja wymalowane na jego twarzy. Odzyskali utracony honor i oddali za to, co spotkało wcześniej duchy Lucy. Nagle spoważniała.
- Co zrobiliście Lokiemu i Aries?! - syknęła, chwytając zielonowłosą za materiał bluzki. Nim zdążyła dodać coś jeszcze, usłyszała czyjś głos. Odwróciła głowę i ujrzała przyjaciółkę, na której podpierał się pewien czerwonowłosy chłopak. Skądś go kojarzyła...
- Lucy, uważaj! - krzyknęła, puszczając dziewczynę. Jasnowłosa posłała jej szeroki uśmiech, co zbiło kompletnie wróżkę z tropu.
- Nie martw się. Akachi jest już po naszej stronie.
- Lepiej być ostrożnym - zmierzyła dawnego wroga, nie mając do niego w pełni zaufania. Za wcześnie na to.
 Reiko rzuciła się w kierunku broni, po czym przeładowując szybko amunicję, skierowała ją w stronę swych członków Fairy Tail.
- Zdrajca - spiorunowała go wzrokiem, czując ogarniającą złość. Zdrada była rzeczą najgorszą. Nienawidziła tego, szczególnie jeśli robiła to osoba, tak dużo dla niej znacząca. Zacisnęła zęby, marszcząc brwi. Z zielonego oka wypłynęła momentalnie łza.  Nie chcąc czekać dłużej, wypowiedziała cicho jakąś formułkę, po czym wystrzeliła.
- Otwórz się bramo do lwa: Loki! - krzyknęła Lucy, a wszystko działo się bardzo szybko. Duch wyłonił się z rażącego światła, tworząc natychmiastowo tarczę osłaniającą jego przyjaciół. Lecący promień odbił się, kierując się następnie na zdezorientowaną Erdonę.
- Nie! - dąło się słyszeć pisk, a po chwili ciało małej dziewczynki osuwające się bezwładnie na ziemię.
- Haruhi! - krzyknęła zielonowłosa chwytając siostrę w ramiona. Jednak Lucy nie miała zwidów. Był ktoś jeszcze oprócz owej trójki, a okazała się to właśnie mniejsza kopia wcześniejszej przeciwniczki Erzy. Każdy mógł dostrzec to ogromne podobieństwo, aż nazbyt widoczne.
- Haruhi, nie - zrozpaczona przyglądała się dziecku, w tym momencie nieprzytomnemu. Osłoniła ją, inaczej jej żywot dobiegłby końca.
- Erdona, musimy iść.
W odpowiedzi skinęła głową, zaciskając powieki i tuląc do siebie dziewczynkę o kosmykach koloru trawy. Uniosła drobne ciałko, biegnąc wraz z białowłosym w nieznanym nikomu kierunku.

~*~

Moja radość jest nie do opisania. Ah, święta, brak w najbliższym czasie zawodów, co oznacza siedzenie w domu i pisanie, pisanie i jeszcze raz pisanie. Dodatkowo jestem w posiadaniu dość dobrego sprzętu, na którym cokolwiek się robi, to robi się to po prostu wspaniale. ^^ Nie wiem, czy tylko mi się to zdaje, czy naprawdę ten rozdział jest...całkiem długi. Oby jednak to nie były moje domysły. Mam tylko nadzieję, że niczego w nim nie pokręciłam, bo sama zaczynałam się powoli gubić w swym rozumowaniu. Jak można zauważyć, blog szczyci się owym szablonem. Wykonanie zawdzięczam Kimi-san, której jeszcze raz bardzo, ale to bardzo dziękuję. Przeszedł on moje najśmielsze oczekiwania i nie sądzę bym go przez kolejne kilka miesięcy zmieniała. Może i nawet dłużej. :> A jakie jest wasze zdanie o nim?
Dodatkowo mam do was kochanieńki pewną sprawę. A mianowicie pytanie... Otóż, brakuje mi pomysłu na nazwę owej mrocznej gildii, z jaką to nasi bohaterowie się spotkali. Jeśli macie jakieś pomysł to podawajcie w komentarzach. Byłabym naprawdę wdzięczna, gdyż w mojej głowie jest najzwyklejsza (któryś już raz z kolei) pustka. Jeśli padnie kilka propozycji, to zrobię ankietę i wtedy wyłoni się zwycięzcę. ^^
Powstała nowa zakładka z bohaterami. Znajdują się w niej obrazki nowych postaci w opowiadaniu, a ich opisy postaram się szybko pouzupełniać. Co o nich myślicie? Trochę męczyłam się nad dobraniem odpowiednich zdjęć, do wizji jaką już sobie ułożyłam wcześniej w głowie.
Następny rozdział jeszcze, uwaga, uwaga...w tym tygodniu. Parę rzeczy zostanie w nim wyjaśnionych. Serdecznie pozdrawiam wszystkich moich kochanych ludków. Nie wiecie nawet, jak bardzo cieszy mnie taka ilość odwiedzić. Do napisania. :*

3 komentarze:

  1. Swietny rozdzial! Tylko zeby go zrozumiec mam jeszcze kilka do nadrobienia chyba piec :P tylko sie nie obrazaj! W polowie go... Rozumiem c: no tak jak by c: Ence Pence! ;-; sorki ale czasami wyskakuje z dziwnymi slowami by wyrazic moja radosc... Dzisiaj z powodu nowego chapka ft c: weny i milego zycze dnia c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakby ci to...ten baner śmierdzi yaoi.
    H: Te twoje skojarzenia. I ty niby jesteś anty-yaoi?
    K: Odpuść Higi, odpuść.
    Cóż, rozdział jest interesujący. Czytałam na jednym...oddechu? Kuro-chi, można tak powiedzieć?
    K: Zwarcie-zwarcie.
    I na cholerę ja cię trzymam...O, nazwa dla tej gildii to może być, może Cobras Hunter, ale ja jestem kiepska w wymyślaniu nazw.
    H: Dlatego mamy takie beznadziejne imiona.
    Pozdrawiam i Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział rzeczywiście długi Ci wyszedł, ale i ciekawy!
    Przyjemnie się czytało i te wspomnienia... aż łezka się w oku kręci ): Okej lece czytać następny rozdział, pozdrawiam :*

    PS. Przepraszam, że komentuje tak późno, ale dopiero teraz miałam więcej czasu, żeby przeczytać ^^

    OdpowiedzUsuń