28 marca 2013

011. Rozdział VIII "Pewien zły przeciwnik" cz. 2


"...za chmurą jest chmura, a za nią 
szeleszczący rozwija się wszechświat"

 Szli prosto przed siebie, mijając zniszczone budynki, bądź to co po nich zostało. Różowowłosy cały czas zachowywał powagę, skupiając się na odczuwanym zapachu. Na jego głowie siedział przejedzony kot, któremu owe groźne roślinki zasmakowały...aż za bardzo. Trzymał się za duży brzuch, co chwila czkając. Lucy kroczyła tuż za przyjacielem, pogrążona w swych rozmyślaniach. W pewnym momencie Dragneel porwał się biegiem, zrzucając przyjaciela na ziemię. Nie minęło dużo czasu, a ujrzeli w oddali parę osób, nie wyglądających dosyć przyjaźnie.
- Porywacze - syknął smoczy zabójca, wciągając powietrze nosem. Skinął głową dla potwierdzenia swych słów. Teraz i blondynka patrzyła na nich z jawną wściekłością.
 W ich skład wchodziło dwóch mężczyzn i kobieta. Wszyscy na oko w tym samym wieku, jak i z tym samym kpiącym uśmieszkiem. Jeden o czerwonej czuprynie, niczym nie różniącej się od włosów Erzy. Prawe oko skrywał pod czarną przepaską, drugie zaś miał koloru zielonego. Wyglądał na pewnego siebie, lecz również taki właśnie był. Dokładnie jak jego białowłosy towarzysz, o kosmykach sięgających prawie że do pasa. Tęczówki chłopaka barwiły się błękitem. U dziewczyny zaś górował na całym ciele szmaragd. I oczy, jak i pasma na jej głowie były dokładnie tego koloru. Wszyscy okryci płaszczami z przyszytym do nich znakiem gildii, czarnym wężem z rozwartą paszczą, obwiązanym wokół miecza.
 Nie była ona dozwolona i znajdowała się zapewne na czarnej liście w radzie. Należało do niej niewiele osób, co nie oznaczało, że mało ludzi o niej słyszało. Bowiem, należała do najbardziej rozchwytywanych i poszukiwanych. Rzadkością niestety było spotkać kogokolwiek z jej członków, a właśnie teraz Fairy Tail mogło nacieszyć się widokiem nawet więcej niż jednego z nich.
- Mają przewagę liczebną, to nie jest sprawiedliwe! - prychnęła, przypatrując się trójce magów. Przez chwilę wydawało jej się, że widzi jeszcze jedną osobę...
Czerwonowłosy nic sobie nie robiąc ze słów dziewczyny, ruszył do ataku. Ściskając mocniej palce na mieczu, zaczął cicho mamrotać jakąś formułkę. Po chwili rozpłynął się w powietrzu, co mocno zdziwiło jego rywalkę. Z każdą sekundą znajdował się coraz bliżej zdezorientowanej Lucy. Momentalnie wzbił się w powietrze, szykując się do zadania ciosu. Nagle ostrze się zatrzymało, tuż przed głową jasnowłosej. Oczy chłopaka znacznie się rozszerzyły.
- Nie waż się tknąć Lucy! - warknął smoczy zabójca, waląc go prosto w brzuch. Uderzenie Natsu odrzuciło go, pozbawiając swej niewidzialności. Tym razem mag gwiezdnych duchów mogła z łatwością dostrzec przeciwnika.
- Otwórz się bramo do panny: Virgo! - z uniesionego klucza wystrzelił promień, wywołujący jednego z duchów. Nie musiała nic mówić. Przebrana za pokojówkę fioletowłosa od razu przystąpiła do ataku. Wwiercając się w ziemię, wywołała zamieć, przez którą jej Pani nie potrafiła nic zobaczyć. Zakaszlała, czekając na rozwój akcji. Nigdy nie lekceważyła przeciwnika, dlatego cały czas była czujna i ostrożna.
- Czy to już czas na karę księżniczko? - na nagłe słowa ducha ze strachu podskoczyła. Przyjrzała się jej dokładnie, ostatecznie stwierdzając, że nie ma żadnych ran cielesnych.
- A co z chłopakiem?
- Uziemiony - słysząc to, odetchnęła z ulgą. Odesłała zodiakalną pannę, kierując się następnie w stronę reszty przyjaciół. Niestety zaraz ją coś zatrzymało...a raczej czyjś szyderczy śmiech.
- Gwiezdna magia? Ciekawe... - odparł, zrzucając z siebie podartą marynarkę. Parę szkarłatnych kosmyków opadło na jego bladą twarz, przysłaniając z lekka zieloną tęczówkę. W niej zaś nie tliło się tyle złości i nienawiści, ile okazywał chłopak. Z czym się to wiązało? Lucy w zamyśleniu przypatrywała się członkowi gildii. Otrzymała od niego ironiczny uśmiech, w którym jednak jej coś nie pasowało. Był inny od swych towarzyszy. Widziała, że się wyróżniał.
- Nie sądziłem, że będę musiał walczyć z wami na poważnie - westchnął, przykładając ostentacyjnie dłoń do czoła. Po chwili ściągnął czarną opaskę, ukazując drugie, równie szmaragdowe oko. Jednakże pobłyskiwało o wiele bardziej od lewego, ciągle odsłoniętego. Można było dostrzec w nim błysk, nie wróżący niczego dobrego.
- Wzywanie duszy - mruknął, łącząc dłonie - przeniesienie.
Stanął w jasnych płomieniach, a jego ciało powoli się wypalało. Kiedy całkiem zniknęło, ów ogień zatoczył w powietrzu koło, lecąc następnie w kierunku dziewczyny. Nim zdążyła zareagować ugodził w nią, przez co upadła na kolana. Zaczęła oddychać coraz szybciej, nie mogąc w żaden sposób się podnieść. Czuła, jakby coś próbowało przejąć kontrolę nad jej ciałem, a ona była zbyt słaba, by móc dłużej się sprzeciwiać.  

~*~

 Nakłuł palec, po czym przyłożył go do zimnej skały. Przejście się otworzyło, pozwalając mu wkroczyć do środka głównej kwatery. Ściany w większości pokryte roślinnością, a niekiedy wbite w nie były co rusz gasnące pochodnie. Panowała tam wyczuwalna wilgoć, lecz mieszkającemu nie zbyt ona przeszkadzała. Wręcz cieszył się z takich warunków.
 Po pewnym czasie korytarz się skończył, ukazując sporych rozmiarów salę, w której jedyne światło stanowił oczywiście ogień. Woda niekiedy skapywała z sufitu. Było tam o wiele chłodniej. Skierował się do siedzącego mężczyzny na głazie w kształcie fotela. Wszystko tutaj wykonane zostało z twardego kamienia.
- Pierwszy okres za nami.
Podszedł bliżej i kłaniając się, oddał zapisany papier.
Mag przyglądał się swemu Panu, który w trakcie czytania już nie pierwszy raz zmarszczył brwi. Coś najwyraźniej wyprowadziło go z równowagi.
 - Co to ma znaczyć?! - w mgnieniu oka zamienił kartkę w pył, ulatujący następnie powoli z wiatrem. 
 - Podąża za tobą.
- Tyle zdążyłem się domyślić - mruknął, mrużąc powieki. Podwładny wzruszył jedynie ramionami, milknąc. Wpatrywał się w zamyślonego chłopaka, zastanawiając się co takiego, tym razem wymyśli. I jakie znów dostanie polecenie, zadanie do wykonania.
Ten spoglądał to na gasnącą świecę, to na wydobywające się ze szczeliny nikle światło. Myślał o czymś intensywnie, a z każdą sekundą emanował coraz większą złością.
- Cholera - syknął, waląc pięścią w jeden z pobliskich głazów. Jednak po chwili na jego twarz wpełznął fałszywy uśmiech, a zaraz towarzyszył mu również szyderczy śmiech. Byli tak blisko, a zarazem znacznie dalej niż powinni. Błądzili, pozwalając mu na kolejny ruch.
- Otrzymałem dodatkowe punkty.
Rzucił odłamkiem szkła, niczym sześcienną kostką. Dla niego była to tylko i wyłącznie gra, której znał już zakończenie. Miał asa w rękawie, jakim w tym przypadku okazał się być zamaskowany mag. Pokręcił głową, cicho chichocząc. Ponownie zasiadł na wysokim, kamiennym tronie, oczami wyobraźni widząc przed sobą padające tłumy. Każdy z wbitym mieczem, albo też bez głowy. Wszyscy klęczący przez wieczność. Oddający mu cześć, uważający za najwyższego z najwyższych, za króla niebios, ziemi, jak i czeluści piekieł. Rząd obumarłych ciał ogarniający całą planetę, lecz i to mu nie wystarczy. Nadejdzie czas na inne światy, a władza tyrana nigdy nie dobiegnie końca.
- Gdzie się przeniesiesz? - usłyszał głos czarnookiego, przywracający go do rzeczywistości. Ziewnął, przeczesując dłonią włosy.
- Nigdzie. Zostanę tu do końca.
- Jak to? - westchnął, czując wzbierającą się w nim irytacje. Po chwili jednak spokojnie odpowiedział.
- Jestem dla nich niewidoczny. Nie ma więc potrzeby zmieniania zakwaterowania - spojrzał na swego sprzymierzeńca, po czym dodał ciszej - nigdy nie było takiej potrzeby.
On w odpowiedzi skinął głową, następnie kierując się do wyjścia. Zdziwił go fakt, że członkowie Fairy Tail dostali się akurat tutaj. Dlaczego właśnie w tym mieście przesiadywali porywacze duchów Lucy? Uniósł głowę, widząc granatowe niebo. Nienawiść przepełniała to miejsce, płynąca tylko od jednej osoby. Wiedział, że magowie kierują się węchem różowowłosego, jednak skąd pewność, że nie zaprowadzi on ich akurat do jego "Pana"? Musiał coś przed nim ukrywać, co nie znaczyło o niczym dobrym. Zacisnął pięści. Brakuje mu naprawdę niewiele by zdobyć w pełni zaufanie u ukrywającego się chłopaka. Poprawił chustę na twarzy, po czym zmierzał do wyjścia. Wykonał zadanie, więc nic go tu dłużej nie trzymało. Dosiadł konia i odjechał w stronę gildii, jakiej od kilku tygodni był częścią.
A raczej próbował to zrobić... Coś jednak nie dawało mu spokoju.

~*~

- Huh? - podniosła się z ziemi, nie zważając na obolałe nogi, a szczególnie kolana. Zewsząd otaczały ją kraty uniemożliwiające ucieczkę. Podeszła do brzegu klatki, zaciskając palce na metalowych prętach.
- Gdzie ja jestem?- jej głos rozniósł się echem po... No właśnie, po czym? Widziała jedynie rażącą w oczy biel. W niektórych miejscach była ona z lekka ciemniejsza. Stała tak niczego nie rozumiejąca. Nagle pojawiły się przed nią różne obrazy. Dopiero po pewnym czasie spostrzegła, że są one wycinkami z jej życia. Fragmentami z przeszłości.
- Mamo, mamo! - uśmiechnięta jasnowłosa dziewczynka tuląca się do matki. Do kobiety, która nieszczęśliwie umarła kilkanaście lat temu. Jedna, pojedyncza, słona kropla spłynęła po policzku wróżki. Oglądała kolejno chwile ze swojego dzieciństwa, a także i niedalekich dni, tygodni. Miesięcy. Niektóre wywołujące uśmiech, inne zaś gorzkie łzy.
 Ona z zapałem ucząca się magii. Poznająca po trochu świat tak piękny, a zarazem tajemniczy. Dzień wyjazdu z przesiąkniętej smutkiem rezydencji i ogromne pragnienie dołączenia do Fairy Tail. O żadnej innej nigdy nie myślała. Spotkanie różowowłosego oraz innych członków gildii. Stanie się częścią wielkiej rodziny. Walka w obronie domu i swych przyjaciół. A na sam koniec, także i jego zniknięcie.
- Nie - pisnęła, zasłaniając dłońmi twarz. Drugi raz miała przed oczami tą tragiczną misję, z której nie wrócili wszyscy.
 Jedynie chwila nieuwagi i widok spadającego ciała przyjaciela w otchłań. Jak wysoko już byli? Łzy napływające do oczu, gdy na jego twarzy można było dostrzec przerażenie i coś jeszcze. Czego nie zapomni do dnia dzisiejszego, jak i zapewne już nigdy. Nie wymaże z pamięci i nie pojmie znaczenia tego gestu. Nagła ciemność, po czym widoczna tylko biel, towarzysząca od początku zjawienia się jej w tym miejscu.
- Nie jesteś niczego warta. Mogę teraz spokojnie z tobą skończyć...
Jej ręce wykonywały takie same ruchy, co czerwonowłosy. Sposób w jaki ułożone były palce dziewczyny mógł znaczyć tylko jedno.
- Przestań! - słyszała swój krzyk w głowie. W końcu odczuwała to samo, co jej ciało. Nie pozwoli mu się zabić. Pamiętała dobrze jego oczy i wszystko co przez ułamek sekundy udało się z nich wyczytać. Było to przerażenie. Strach przed popełnieniem zbrodni, przed morderstwem.
- Nie chcesz tego robić!
- Co ty niby wiesz? Jestem w końcu w mrocznej gildii. Muszę pokonać swojego wroga - cyniczny uśmieszek przyozdobił twarz chłopaka i tym samym Lucy. Lecz nie podda się tak łatwo. Z całych sił uniosła ręce choć trochę wyżej, by pokazać, że też może kontrolować ciało należące do niej. Nawet będąc teraz jedynie pozbawioną czegokolwiek duszą. 
- Jestem silniejszy - zaśmiał się cicho - nie masz niestety szans.
- Może i jestem słaba - zacisnęła pięści, przygryzając dolną wargę - ale wierzę w siebie! W przyjaciół. I ta wiara pozwoli mi z tobą...wygrać!
- Jeszcze zobaczymy - jej dłonie gwałtownie zbliżały się do brzucha. Otworzyła szeroko oczy, a wokół niej zalśniło jasne światło.
- Niee! - krzyknęła, czując ogarniające ją ciepło, które po chwili przemieniło się w krystaliczną wodę, spływającą po rozgrzanym ciele.
- Zostawcie mnie!
Czyj to głos? Wyczuwało się z niego przeogromny smutek wymieszany z przerażeniem. Poczęła się rozglądać, a obraz nagle się przed nią pojawił.

- Z-zostaw...cie.
Ujrzała małe dziecko. Zaledwie kilkuletniego chłopczyka o rozwianych czerwonych włosach, przypominających spływającą krew. O zielonych oczach, niczym świeża trawa rosnąca na łące, lecz bez iskierki radości. W nich gnieździły się jedynie łzy, poruszające serca wielu. Skromne ubranko, w większości miejscach przedarte i poplamione szkarłatną cieczą. Liczne siniaki przyozdabiające jego małe ciałko i rany, z których ulatniała się powoli krew. Leżąc na brudnej ziemi, zakaszlał parę razy. Powiew wiatru sprawił, że zatrząsł się kilkakrotnie, wypłakując kolejne słone krople. Został pobity przez dawnych przyjaciół. Przez ludzi, jacy kiedyś wwiercili się głęboko w serce chłopca i pozwolili zaufać. Za coś, czego tak naprawdę nie zrobił. Ciągle słyszał w głowie słowa rzucane bezpodstawnie, a zarazem sprawiające duże cierpienie. "To on! On jest zabójcą"... "Morderca!".
- T-tato - przetarł oczy, drugą rękę ściskając na prawym ramieniu. Ono było najbardziej pokaleczone. Nie zabił ojca, nie mógłby dokonać się takiego czynu. Dlaczego więc nikt nie chciał mu uwierzyć? Jak ludzie znający go na tyle dobrze, oskarżyli, nie dając chwili na słowa wyjaśnienia? W końcu można nazwać to przypadkiem, zbiegiem okoliczności. Nikt nie słuchał, że nóż został wciśnięty w drobne rączki czerwonowłosego. Nie zaufali po raz drugi, gdy wmawiano im o dobrych zamiarach dziecka. On dawno został już przekreślony, a jego dni w tym miasteczku kończyły się.
Opuścił swój dom bez pożegnania z kochającą matką. Skazał ją na samotne i ciężkie życie w obliczu różnych niebezpieczeństw. I mimo, że ona jako jedyna wierzyła, nie zmienił zdania. Odkąd wyruszył, słuch o niewinnym chłopcu zaginął. Rzadko się zdarzało by rodzice opowiadali dzieciom o "małym zabójcy", przedstawiając go, jako wielkiego grzesznika i złego człowieka. Nikt już w tym miasteczku nie pozna prawdy. Niemożliwym jest również zmienić przeszłość.
 Często zdarzało mu się znikać. Być przezroczystym i zlewać się z powietrzem. W ten czas był dla każdego duchem, niespokojnym powiewem wiatru. Wdzierając się wiele razy do umysłów innych, wydarzenia z dzieciństwa powoli zaczynały zanikać. Pewnego dnia nie pamiętał już nic, w pełni zamykając swoje serce na jakiekolwiek odczucia. Trafił do mrocznej gildii, a jego nowym celem w życiu stała się śmierć innych. Gdyż w głowie wciąż miał słowa, kierowane niegdyś do niego... Do niewłaściwej osoby.

 Wspomnienia rozpłynęły się, pokazując Lucy ponownie biel. Zacisnęła zęby, nie umiejąc powstrzymać emocji. Fragmenty z życia jej przeciwnika były niczym wyjęte z koszmaru. Nie mogąc się opanować, zacisnęła powieki, a z jej ust wydobył się przeraźliwy krzyk. On także wrzeszczał i nie tylko dlatego, że robiła to jasnowłosa. Sam tego potrzebował, szczególnie po tym, co ujrzał kilka sekund temu.
 Ostrze zatrzymało się w ostatniej chwili, dotykając bluzki dziewczyny. Jego ręce trzęsły się, wypuszczając miecz i pozwalając mu bezwładnie opaść na ziemię. Nie spostrzegł nawet, kiedy opuścił ciało jasnowłosej. Wpatrywał się teraz w swoje dłonie z szeroko rozszerzonymi oczami. Jakim cudem odzyskał większość wspomnień? Kto mu je podarował, by mógł poznać lepiej przeszłość z nim związaną? Przymknął powieki, po czym przeszły go nagłe dreszcze. Już nie widział przysłoniętego mgłą obrazu. Przyglądał się momentom ze swojego dzieciństwa. Pierwszy raz ujrzał twarz brata i ponownie zobaczył kochaną rodzicielkę.
- Już dobrze - usłyszał nad sobą czyjś głos. Tak delikatny, podobny do tego, jaki miał możliwość słyszeć wcześniej w głowie. Czyżby to jednak ona tam była? Pomogła mu, mimo że pragnął jej śmierci. Skierował na Lucy szmaragdowe tęczówki i zdziwiony dostrzegł u niej łzy. Dlaczego ona płakała? Nad nim? Nie, niemożliwe. W końcu byli od początku wrogami. Poczuł coś mokrego na policzkach. Tym razem to jego łzy, on zapłakał nad swym marnym losem. Jednakże był gotów ponieść karę za porażkę. Wcisnął w dłonie dziewczyny miecz, czekając na to, aż zada decydujący cios. Zamiast tego usłyszał brzdęk metalu, a następnie ciepło powoli rozchodzące się po ciele. Przytuliła się do niego, szepcząc cicho dwa słowa.
- Wybaczam ci.
Już nie musiał oszukiwać. Popełniać zbrodni i ranić innych. Odzyskał to, co utracił, a nienawiść drzemiąca głęboko w nim zniknęła. Uleciała z kolejnym powiewem wiatru, w postaci łez.

~*~

 W tym czasie Natsu unikał ataku ze strony zielonowłosej. Wciąż się śmiejąc, strzelała do niego z karabinu, którym opiekowała się niczym, własnym zwierzęciem. Z gracją przybliżała broń do siebie i namierzała przeciwnika. Następnie pozostawał tylko wystrzał, od którego zirytowany różowowłosy coraz gorzej uciekał.
- Ognista pięść smoka! - wrzasnął, atakując dziewczynę z powietrza. Niestety w ostatniej chwili przysłoniła mu widok chmara srebrnych motylów. Odskoczył, dokładnie im się przyglądając. Nie były to bowiem owady, jedynie małe ostrza w ich kształcie. Pobłyskiwały w świetle księżyca, sprawiając wrażenie, że jest ich znacznie więcej, niż w rzeczywistości. Dragneel nie wiedział, które z nich mogą być prawdziwe. Nie zastanawiając się dłużej buchnął na nie ogniem, lecz z trudnością uchronił się przed dwoma. Płomienie nie zbyt dużo potrafią tu zdziałać.
- Cholera... - syknął, biorąc łapczywie oddech. Owe "motyle" powróciły do swojego właściciela, którym okazał się stojący dalej, niewzruszony mężczyzna. Białe kosmyki pojedynczo opadały na jego znudzoną twarz, co jeszcze bardziej zdenerwowało maga. Kiedy już chciał zaatakować, ktoś nagle złapał go za rękę, ciągnąc lekko w tył. Od razu się wyrwał, kierując wzrok na nowego, potencjalnego wroga.
- Natsu, zajmij się Thorem - usłyszał głos Tytani, podkręcający go do walki. Zrozumiał, że ma pokonać białowłosego, przez co się wyszczerzył.
- Ale się napaliłem! - na te słowa zapłonął żywym ogniem i popędził w stronę przeciwnika. Uśmiech mu z twarzy ani na trochę nie znikał.

- Dużo minęło od ostatniego spotkania Scarlet - mruknęła zadziornie, chichocząc cicho.
- Za dużo, Reiko - wykonała szybką podmianę, odbijając mieczem każdy wystrzelony w jej kierunku pocisk. Obie nie próżnowały, dosyć długo czekały na tą walkę. W pewnym momencie czerwonowłosa wyskoczyła, lecz członkini mrocznej gildii wciąż w nią celowała. Po wylądowaniu z ramienia Erzy trysnęła krew. Było to jedyne miejsce, w jakie przeciwniczka trafiła.
- A jednak. Jesteś dużo lepsza, niż poprzednio - zielonooka pokiwała z uznaniem głową, czekając na jakikolwiek ruch.
- I ty również - odparła Tytania, posyłając miecze na dziewczynę. Ta natomiast uniknęła każdego z nich, po czym się szyderczo zaśmiała.
- Nadal znam każdy twój ruch Scarlet. Nic się nie zmieniło.
"Czyżby..." przeszło jej przez myśl i korzystając z nieuwagi wroga przybrała jedną z najnowszych zbroi. Szybki Błysk. Posiadała ona w ten czas olbrzymią szybkość i zręczność. Niczym błyskawica pojawiająca się tak nagle, bez ostrzeżenia. Wydobywając sztylet, popędziła na Reiko, pozbawiając ją gwałtownie broni. Szmaragdowe oczy dziewczyny rozszerzyły się, nie spodziewając się tak wielkiej siły. Nie była w stanie utrzymać nawet karabinu podczas ataku. Zastanawiała się chwilę, a z jej ust wydobyło się tylko krótkie pytanie.
- Co to?
- Coś nowego - Erza uśmiechnęła się tajemniczo, widząc przy okazji jak Natsu posyła wroga na dużą skałę. Również wygrał, o czym świadczyły radość i satysfakcja wymalowane na jego twarzy. Odzyskali utracony honor i oddali za to, co spotkało wcześniej duchy Lucy. Nagle spoważniała.
- Co zrobiliście Lokiemu i Aries?! - syknęła, chwytając zielonowłosą za materiał bluzki. Nim zdążyła dodać coś jeszcze, usłyszała czyjś głos. Odwróciła głowę i ujrzała przyjaciółkę, na której podpierał się pewien czerwonowłosy chłopak. Skądś go kojarzyła...
- Lucy, uważaj! - krzyknęła, puszczając dziewczynę. Jasnowłosa posłała jej szeroki uśmiech, co zbiło kompletnie wróżkę z tropu.
- Nie martw się. Akachi jest już po naszej stronie.
- Lepiej być ostrożnym - zmierzyła dawnego wroga, nie mając do niego w pełni zaufania. Za wcześnie na to.
 Reiko rzuciła się w kierunku broni, po czym przeładowując szybko amunicję, skierowała ją w stronę swych członków Fairy Tail.
- Zdrajca - spiorunowała go wzrokiem, czując ogarniającą złość. Zdrada była rzeczą najgorszą. Nienawidziła tego, szczególnie jeśli robiła to osoba, tak dużo dla niej znacząca. Zacisnęła zęby, marszcząc brwi. Z zielonego oka wypłynęła momentalnie łza.  Nie chcąc czekać dłużej, wypowiedziała cicho jakąś formułkę, po czym wystrzeliła.
- Otwórz się bramo do lwa: Loki! - krzyknęła Lucy, a wszystko działo się bardzo szybko. Duch wyłonił się z rażącego światła, tworząc natychmiastowo tarczę osłaniającą jego przyjaciół. Lecący promień odbił się, kierując się następnie na zdezorientowaną Erdonę.
- Nie! - dąło się słyszeć pisk, a po chwili ciało małej dziewczynki osuwające się bezwładnie na ziemię.
- Haruhi! - krzyknęła zielonowłosa chwytając siostrę w ramiona. Jednak Lucy nie miała zwidów. Był ktoś jeszcze oprócz owej trójki, a okazała się to właśnie mniejsza kopia wcześniejszej przeciwniczki Erzy. Każdy mógł dostrzec to ogromne podobieństwo, aż nazbyt widoczne.
- Haruhi, nie - zrozpaczona przyglądała się dziecku, w tym momencie nieprzytomnemu. Osłoniła ją, inaczej jej żywot dobiegłby końca.
- Erdona, musimy iść.
W odpowiedzi skinęła głową, zaciskając powieki i tuląc do siebie dziewczynkę o kosmykach koloru trawy. Uniosła drobne ciałko, biegnąc wraz z białowłosym w nieznanym nikomu kierunku.

~*~

Moja radość jest nie do opisania. Ah, święta, brak w najbliższym czasie zawodów, co oznacza siedzenie w domu i pisanie, pisanie i jeszcze raz pisanie. Dodatkowo jestem w posiadaniu dość dobrego sprzętu, na którym cokolwiek się robi, to robi się to po prostu wspaniale. ^^ Nie wiem, czy tylko mi się to zdaje, czy naprawdę ten rozdział jest...całkiem długi. Oby jednak to nie były moje domysły. Mam tylko nadzieję, że niczego w nim nie pokręciłam, bo sama zaczynałam się powoli gubić w swym rozumowaniu. Jak można zauważyć, blog szczyci się owym szablonem. Wykonanie zawdzięczam Kimi-san, której jeszcze raz bardzo, ale to bardzo dziękuję. Przeszedł on moje najśmielsze oczekiwania i nie sądzę bym go przez kolejne kilka miesięcy zmieniała. Może i nawet dłużej. :> A jakie jest wasze zdanie o nim?
Dodatkowo mam do was kochanieńki pewną sprawę. A mianowicie pytanie... Otóż, brakuje mi pomysłu na nazwę owej mrocznej gildii, z jaką to nasi bohaterowie się spotkali. Jeśli macie jakieś pomysł to podawajcie w komentarzach. Byłabym naprawdę wdzięczna, gdyż w mojej głowie jest najzwyklejsza (któryś już raz z kolei) pustka. Jeśli padnie kilka propozycji, to zrobię ankietę i wtedy wyłoni się zwycięzcę. ^^
Powstała nowa zakładka z bohaterami. Znajdują się w niej obrazki nowych postaci w opowiadaniu, a ich opisy postaram się szybko pouzupełniać. Co o nich myślicie? Trochę męczyłam się nad dobraniem odpowiednich zdjęć, do wizji jaką już sobie ułożyłam wcześniej w głowie.
Następny rozdział jeszcze, uwaga, uwaga...w tym tygodniu. Parę rzeczy zostanie w nim wyjaśnionych. Serdecznie pozdrawiam wszystkich moich kochanych ludków. Nie wiecie nawet, jak bardzo cieszy mnie taka ilość odwiedzić. Do napisania. :*

18 marca 2013

009. Rozdział VII "Pewien zły przeciwnik" cz. 1


"Im większe w człowieku wewnętrzne roz­bi­cie, poczu­cie włas­nej słabości, niepew­ności i lęk, tym większa tęskno­ta za czymś, co go z pow­ro­tem sca­li, da pew­ność i wiarę w siebie"


 Nie minęło dużo czasu, a oni siedzieli już w przedziale pociągu. Natsu od razu po wejściu zrobił się zielony na twarzy, jednak czerwonowłosa szybko zakończyła jego męki, uderzając go prosto w brzuch. Lucy spojrzała współczująco na przyjaciela, a następnie wpatrywała się już tylko w widok za oknem. Nie myślała o niczym sensownym. Liczyła po cichu mijane drzewa, chcąc odpędzić od siebie wspomnienia. Oparła głowę na łokciu, czując się coraz bardziej senna. Happy już dawno trafił do krainy Morfeusza, jedynie Erza siedziała czujna z kamiennym wyrazem twarzy.

~*~

  Przypatrywał się wychodzącym z gildii osobom, obracając w palcach mały klejnot. Już od początku zainteresowała go ta sprawa, a dodatkowo teraz mógł bardziej się w nią zagłębić. Bezszelestnie wstał i ruszył powoli za czwórką przyjaciół. Z każdym jego krokiem płaszcz unosił się lekko, by po chwili bezwładnie opaść. W pewnym momencie zniknął za drzwiami Fairy Tail. Zegar wtem czas wybił godzinę dziesiątą.
 Pociąg odjeżdżał, lecz czarnooki nadal znajdował się na stacji. Zastanowił się chwilę, po czym podszedł do jednego ze stoisk.
- Na cały dzień - odparł, płacąc nieznajomemu za wynajem konia. Przeszył go wzrokiem, jak miał czelność robić z każdym poznanym. Z lekkością wskoczył na zwierzę, ruszając w stronę wioski Trodus. Nie musiał wypatrywać pociągu, gdyż nie była to jego pierwsza podróż w tamtejsze okolice.

~*~

 - Otwórz oczy - jak na komendę uniosła powieki, odgarniając jasne kosmyki sprzed brązowych oczu. Natsu nadal leżał nieprzytomny, więc szybko przeniosła swój wzrok na przyjaciółkę.
- Czy coś się stało ?
- Za chwilę wysiadam - powiedziała czerwonowłosa i widząc zdziwienie na twarzy dziewczyny, szybko dodała - dostałam misję.
- Misję? Ale...jaką - nim skończyła, Scarlet zdążyła opuścić przedział. Po chwili jednak wychyliła głowę zza drzwi, uśmiechając się do dziewczyny pewnie.
- Spotkamy się w gildii. Odpłać im się Lucy, powodzenia - po tych słowach już na dobre wyszła, kierując się następnie na sam koniec wagonu. Nie czekając dłużej wyskoczyła, lądując na suchej, pożółkłej trawie. Zewsząd ogarniał ją jedynie piasek i pojedyncze drzewa. Ruszyła przed siebie, nie zważając na dość silny wiatr. Pochyliła się lekko, nie zwalniając, a jej uśmiech od razu zniknął. Droga była jeszcze długa i męcząca, lecz nie mogła więcej ryzykować, że ktoś ją rozpozna. Tutaj zaś skazała się tylko na swoje towarzystwo.
 Płaszcz, jaki przyodziała powiewał za nią, trzymając się jedynie na sznurkach przewiązanych przez szyję. Od czasu do czasu  wbijał się mocniej w skórę, zostawiając na niej czerwone ślady. Syknęła cicho, stawiając kolejne kroki na piaszczystym podłożu. Dawała z siebie wszystko, mimo że nagroda nie wynosiła wcale tak dużo. Jednak coś liczyło się bardziej od pieniędzy, a mianowicie ktoś, do kogo właśnie zmierzała...

~*~

  Pociąg nagle stanął, powodując tym samym, że różowowłosy padł twarzą prosto na wydatny biust Lucy. Ona oczywiście zareagowała od razu, przez co biedny smoczy zabójca nie miał żadnej możliwości wyjaśnienia.
- Zboczeniec! - krzyknęła, rzucając go na przeciwległą ścianę. W odpowiedzi usłyszała jedynie ciche jęknięcie, czym w ogóle się nie przejęła. Wyszli z pociągu, idąc dalej prosto kamienną ścieżką. Jasnowłosa zastanawiała się nad słowami swej przyjaciółki. Nie wiedziała o żadnej nowej misji, przez co zaczęła się martwić.
- Ehh... - westchnęła, kręcąc głową. Przecież mówiła teraz o Erzie, najsilniejszej kobiecie w Fairy Tail, królowej wróżek. Wielkiej Tytani. Wszelkie obawy ją opuściły, pozwalając odetchnąć z ulgą.
- Wszystko będzie dobrze - szepnęła bardziej do siebie, niż do chłopaka i niebieskiego kota. Była pewna, że oni również tak uważają.
- Szybciej Natsu, nie traćmy całego dnia - ponaglała, popychając lekko go do przodu. Ten posłał jej tylko jeden ze swych znanych uśmiechów, po czym wyskoczył do góry, okrywając ciało ogniem.
- Uważałbyś trochę - odskoczyła nagle, nadymając policzki. Po chwili szli jednak dalej radośnie się śmiejąc. 
 W Trodus znaleźli się po godzinie ciągłego marszu. To, co zobaczyli, przerosło ich oczekiwania. Po złoczyńcach zamieszkujących opuszczoną wioskę z pewnością nie spodziewali się ujrzenia czegoś takiego.
- Jak tu...pięknie!
W oczach jasnowłosej pojawiły się iskierki, a uśmiech znacznie się poszerzył. Na moment oderwała się od rzeczywistości, zapominając powodu przybycia tutaj. Wpatrywała się jak oniemiała w równo przycięty żywopłot, grządki przeróżnych kwiatów pokrytych wszystkimi kolorami tęczy, a także w najbardziej wyróżniające się wielkie drzewo, stojące na samym środku. Otoczone było z każdej strony wodą, mieniącą się promieniami słońca. Później zwróciła także uwagę na wystrojone i zadbane domy oraz wydobywające się z nich radosne śmiechy.
- Coś tu śmierdzi - mruknął Natsu, utrzymując zaledwie przez chwilę powagę - chodźmy to sprawdzić Happy!
- Aj!
Oboje popędzili przed siebie, lecz nagle całkiem zniknęli dziewczynie z oczu. Dokładnie, jakby rozpłynęli się w powietrzu...jeżeli było to w ogóle możliwe.
- Natsu? Happy! - niepewnie kierowała się w stronę bramy - to nie jest śmieszne, gdzie jesteś...cie?
W pewnym momencie pojawili się prosto przed nią, na co Lucy z przerażenia podskoczyła.
- Dlaczego zniknęliście?
- Zniknęliśmy? Cały czas tu staliśmy...
Zaczynała powoli się gubić. Już chciała zapytać, co ich zatrzymało, lecz odpowiedź wyrosła tuż przed nią. Zamrugała parę razy, milcząc. Gdzie się podziały najrozmaitsze kwiaty, cała roślinność? Jeszcze chwilę temu piękny krajobraz zmienił się w widok z koszmaru.
Szarość przepasana krwią. Smród, wyczuwalna zewsząd śmierć. Pożółkłe resztki trawy, a w oddali widoczny napis "stąd nie ma powrotu".
- N-natsu - szepnęła mag gwiezdnych duchów, przysuwając się bliżej chłopaka. Przełknęła głośno ślinę, czując szybszą pracę swojego serca. Była przerażona i w żaden sposób nie potrafiła tego ukryć. Spojrzała na chłopaka, stojącego nieruchomo, z twarzą nie wyrażającą zupełnie nic.
- Natsu, może jednak chodźmy już - dało się słyszeć ciche pojękiwanie niebieskiego zwierzaka.
- Natsu...
- Idziemy dalej - oznajmił chłodno, robiąc pierwsze kroki w stronę piekła. Nie mając wyboru pozostali ruszyli za nim. Oglądając się za siebie, nie widzieli już kamiennej ścieżki, a jedynie to samo, co z przodu.

~*~

 Biegła już dość długo, aż w pewnym momencie zaczęła powoli zwalniać. Ostatecznie stanęła, opierając się dłońmi na kolanach. Dyszała, nie zwracając uwagi na krwiste kosmyki spadające bezwładnie na jej twarz. Nareszcie dotarła do celu, a piasku w tych okolicach prawie w ogóle nie było. Cieszyła się bardzo, gdyż wystarczająco dużo dostało się wcześniej tego pyłu do jej oczu i ust.
- W końcu cię mam - mruknęła uradowana, prostując się i kładąc stopę na pierwszym stopniu. 273, tyle miała jeszcze do pokonania. Co roku tutejsi mieszkańcy dobudowywali kolejny, a ich liczba oznaczała wiek owej wioski. Miała ona bowiem swoją legendę, znaną jedynie tutejszym obywatelom. Nikt obcy nie mógł jej poznać, przez co była silnie strzeżona. Przekazywano ją w sposób bardzo ostrożny, wraz ze składaną przysięgą. Złamanie oznaczać mogło jedynie śmierć, co odpędzało plotkarzy od rozpowiedzenia chociażby małej jej cząstki.
Mijając wiele osób, słyszała różne szepty na swój temat. Należało to do normalności w wielu miastach. Ludzie okazują tym po prostu ciekawość i niepewność względem przybysza. Szła dalej, poszukując wzrokiem czegoś niecodziennego. Wyróżniającego się w tym spokoju i towarzyszącemu mu non stop napięciu.
- Przepraszam - usłyszała cichy, płaczliwy głosik. Spuściła głowę, widząc małą brązowowłosą dziewczynkę z dwoma wysoko upiętymi kucykami. W jej oczach mogła dostrzec łzy.
- Przepraszam! - powtórzyła, wymijając zdezorientowaną czerwonowłosą i zaniosła się płaczem. Po chwili obok Tytani przebiegł także mały chłopiec z wiadrem wody w swych drobnych rączkach. Śmiał się wniebogłosy, goniąc przestraszoną dziewczynkę. Erza przyglądała się temu ze zdziwieniem, lecz ostatecznie nic nie zrobiła. Nie należała do tej wioski i jako gość, nie wolno jej było naruszać panującego tu "spokoju". Poczęła wypytywać sprzedawców kilku stoisk o pewną osobę. Na nieszczęście wszyscy napotkani kręcili przecząco głowami, na co ona jedynie dziękowała i odchodziła. Z każdą chwilą traciła jakąkolwiek nadzieję na odnalezienie go.
- Witaj, już na pierwszy rzut oka widać, że nie jesteś stąd - rzekła kobieta, rozwieszając pranie. Włosy jej były prawie, że takiej samej barwy, jak w przypadku Scarlet. Jednak sięgały nieznajomej jedynie do ramion. Brązowooka od razu odsłoniła część działa, którą zdobił znak gildii.
- Jestem magiem z Fairy Tai. Poszukuję pewnego chłopaka, również należącego do tej gildii - wyjęła z płaszcza zdjęcie, podając je następnie kobiecie.
- Niestety nie jestem najlepsza w kojarzeniu twarzy, przepraszam.
- Na pewno tędy nie przechodził?
W odpowiedzi wzruszyła ramionami, robiąc minę nieszczęśnika.
- Przykro mi. Nikogo takiego nie widziałam w pobliżu.
- Rozumiem, dziękuję - schowała kartkę z twarzą przyjaciela, po czym skinęła głową i odeszła. Chwilę później westchnęła, czując się coraz gorzej. Nie mogła teraz przegrać, w końcu coś sobie obiecała. Coś obiecała mu. "Nie poddam się" pomyślała, a w tym samym czasie pewien obiekt mignął jej przed oczami. Nie zareagowałaby, gdyby nie ujrzała tak dobrze znanego płaszcza, należącego tylko do jednej osoby. Lecz te ruchy nie współgrały ze wspomnieniami. Zmrużyła oczy, wzbijając się w powietrze i przygniatając zaraz mężczyznę do zimnej ściany.
- Skąd to masz?! - syknęła, piorunując go wzrokiem. Przerażony czarnowłosy skulił się pod jej spojrzeniem, starając się cokolwiek powiedzieć.
- Z-znal-lazłe-m - wydusił po pewnym czasie z siebie, spoglądając na swoje podziurawione buty. Widać było, że nie należał on do bogatszej części mieszczan. Erza wypuściła z ust powietrze, decydując się nie zabierać nieznajomemu jego prawie, że jedynej odzieży. Zacisnęła pięści, oddalając się, a złość nachodziła ją z każdej strony.
- Cholera! - go już tu nie było. Trafiła do złego miejsca.

~*~

 Szli drogą, która wydawała się nie mieć końca. Wiatr powiewał z lekka ich włosami, w które raz po raz zaplątywały się nietoperze. Towarzyszył temu dobrze znany krzyk pewnej blondynki z przerażenia, jak i obrzydzenia.
- Natsuu! Wyciągnij to, szybko! Szybko! - krzyczała, kręcąc się na wszystkie możliwe strony. Chłopak pokręcił głową z aprobatą, po czym wyciągnął czarne stworzonko z kosmyków Lucy.
- Uf, dziękuję - westchnęła z ulgą, uważając na kolejne lecące w ich kierunku "wampirki". Nie było się co dziwić, gdyż słońce w tym miejscu już dawno schowało się za horyzontem, a granatowe niebo ukazało gwiazdy w całych okazałościach. Przez chwilę wpatrywała się w świecące konstelacje i nagle posmutniała. Nie wiedziała dokąd tak naprawdę zmierzają. Zdawali się jedynie na dobry węch smoczego zabójcy, lecz skąd pewność, że on nie zawiedzie? Przetarła dłonie i położyła je na ramionach. Robiło się coraz zimniej, a jej cienka kurtka jak na złość się wywijała ku górze.
- Natsu, zróbmy sobie przerwę.
Złapała go za nadgarstek, ponieważ szedł dalej. Odwrócił się powoli, spoglądając niepewnie na jasnowłosą.
- Naprawdę chcesz tu zostać dłużej Lucy? - zapytał, lecz wiedziała, że nie musi odpowiadać. Westchnął, szukając wzrokiem jakiegoś miejsca do przenocowania. Nie miał dużego wyboru...
- Głodny jestem - stwierdził niebieski przyjaciel, czemu towarzyszyło burczenie w brzuchu. Jednak oczy kotka zrobiły się nagle o wiele większe. Podleciał do, w jego mniemaniu sporych rozmiarów grzyba, aby zaraz go skosztować.
- Jedzonko!
Zatopił zęby w brązowym kapeluszu, lecz szybko się odsunął, plując. Zaciekawiona dwójka podeszła bliżej, niestety nie dane im było stać tam dłużej. Ziemia zatrzęsła się, wydobywając na powierzchnię sporych rozmiarów korzenie. Owy grzyb okazał się być groźniejszym przeciwnikiem.
 Patrzyli właśnie na cztery wielkie muchołówki, które z pewnością nie wyglądały na najedzone. Jednakże różniły się one od tych zwykłych, małych owadożernych roślin. Miały ostre kolce oraz ogromne paszcze. Dokładnie, jakby je zmutowano. W tym miejscu wszystko było możliwe
- Kwiatki stanęły nam na drodze - dłonie Natsu zaczęły płonąć żywym ogniem, a na jego twarz wstąpił chytry uśmieszek.
- Dam im posmakować mojego ognia!
- Natsu, nie! - lecz było za późno. Młody mag zdążył ruszyć w kierunku wrogów. Wycelował prosto w przyziemną część roślin... Nie dało to żadnego efektu, a różowowłosego odrzuciło parę metrów dalej.
- Głupku, co ty chciałeś zrobić?!
Dziewczyna kucnęła przy nim, sprawdzając czy, aby na pewno nic mu nie jest. Oczekiwała jakichkolwiek wyjaśnień, mimo że to zachowanie nie było czymś dziwnym, zaś nadzwyczaj normalnym.
W tym czasie nad głową chłopaka pojawiła się chmurka, w której rodziło się najwięcej pomysłów Dragneela.
- Myślałem, że jak spalę korzenie, to wszystkie głowy zlecą na dół i będę mógł wtedy spokojnie zaatakować.
Na te słowa Lucy pacnęła się jedynie w twarz. Spojrzała na owe muchołówki niezbyt zadowolone z tego, że pomylono je z grzybem. Najwyraźniej szykowały się teraz do ataku, a ich celem jak się zaraz okazało był Natsu.
- Zostawcie go! - krzyknęła, wyciągając swoje klucze. Jednak korzenie podcięły wróżce nogi, przez co duchy wylądowały spory kawałek dalej...w błocie.
- Nie!
Leżała, nie wiedząc co zrobić. Różowowłosy został pożarty, a klucze powoli zanikały w brudnej i lepkiej mazi. Kogo miała uratować?
- Huh? - uniosła głowę, czując coś spływającego po plecach. Zauważyła, że w muchołówkę, w której siedział Natsu została wbita włócznia. Po chwili jednak ktoś ją wyjął i postąpił podobnie z trzema pozostałymi. Wszystkie upadły na ziemie z głośnym hukiem.
- Natsu! - zerwała się na równe nogi, wyciągając przyjaciela z rośliny. Był on cały w zielonej brei, więc tulenie Heartfille zostawiła sobie na potem. Zajęła się w tym czasie wyciąganiem kluczy z głębokiej kałuży błota.
- Na szczęście mam was wszystkie - szepnęła, ściskając mocno swe duchy. Ryzykowała, ale już nigdy nie pozwoli im cierpieć. Zawsze będzie przy nich, tak jak oni przy niej. Nierozerwalna więź łączyła dwa światy. Przyjaźń i wzajemne zaufanie doprowadziły do jedności i zrozumienia.
- Lucy, co on tu robi?!
Głos towarzysza wyrwał ją z rozmyśleń. Przeniosła na niego wzrok, a jej brwi uniosły się wysoko, gdy zobaczyła kogoś jeszcze. Otóż, obok Natsu stał jak zawsze zamaskowany i tajemniczy Froiz.
- Przypadkiem usłyszałem o waszej misji. Przeczuwałem, że sobie nie poradzicie.
- Nie poradzimy? Żartujesz sobie?! Gdyby nie twoje wcinanie się, z tych kwiatków zostałby popiół!
Czarnooki pokręcił głową, wzdychając. Cały czas zachowywał spokój, co często dziwiło członków gildii. Szczególnie, że cierpliwy był nawet przy wybuchowym i irytującym smoczym zabójcy.
- Mogłeś mnie zabić!
- Zdarza się.
- Niech cię...
- Uspokój się - syknęła dziewczyna, waląc chłopaka po głowie. Zwróciła się do drugiego, lekko się pochylając - dziękuję ci za pomoc.
Skinął, udając się w tylko sobie znanym kierunku. Lucy wzruszyła ramionami, po czym razem z Dragneelem również ruszyła dalej. Ich misja dopiero się zaczynała.
- A gdzie jest Happy? 

~*~

Witam po...dosyć pokaźnej nieobecności. Laptop i komputer nie są mi w żaden sposób posłuszne, a na tablecie pisać nie lubię, więc rozdział ten został od samego początku do końca stworzony na telefonie komórkowym. Sprawdzałam to kilkanaście razy, jednak za wszystkie możliwe błędy przepraszam. Takie jest właśnie urzekające pisanie na telefonie, eh. Odcinek wydaje mi się dłuższy od pozostałych i mam nadzieję, że właśnie tak jest. Chciałam się w jakiś sposób odpłacić za długie niepisanie. One-shot na drugim blogu pojawi się jutro, a kolejny według planu. Większą połowę mam zapisaną na tablecie i chyba się na niego przerzucę. Przynajmniej do czasu, aż pozostały sprzęt znów będzie posłusznie spełniał moje "rozkazy". ^^
A teraz reklamy, ehhem...znaczy podziękowania dla paru osóbek. :>

Pacilona - Dziękuję Ci bardzo za komentarze. Cieszę się, że rozdziały się podobają i teraz, mimo ograniczeń (telefon i tablet) postaram się dodawać je częściej. Twoje pozytywne komentarze motywują mnie do dalszej pracy, za co jestem Ci niezmiernie wdzięczna.

Moncia740 - Twoje komentarze są równie pozytywne, dzięki czemu mam jeszcze większą chęć do pisania kolejnych rozdziałów. Miło mi bardzo, że podobają Ci się moje wypocinki. ^^ Ciągłe nadsyłanie przez Ciebie weny naprawdę daje kopa. Dziękuję. 

Harumi - Ah, Harumi. Zaniedbałam ostatnio Twojego bloga i nie komentowałam. Jednakże po raz drugi się nawracam i moja jakże sroga krytyka rusza pełną parą. :) Dziękuję Ci bardzo za sposób, w jaki piszesz komentarze pod rozdziałami. Za każdym razem wypełnia mnie wewnętrzna radość, a uśmiech po prostu nie chce schodzić z twarzy. 

Iga Kuroki - Dziękuję, że znalazłaś czas i wyraziłaś swoją opinię na temat mojego opowiadania. Jest to dla mnie coś cudownego, gdyż od dłuższego czasu śledzę z zaciętością one-shoty u Ciebie na blogu. Są doprawdy fantastyczne, a pomysły za każdym razem przemyślane i dopracowane. Czytam je z wielką przyjemnością i ogromnym zacieszem, w szczególności gdy ujrzę w tytule coś z Grayem. ^^

Dziękuję również wszystkim innym czytelnikom. Kocham was moi kochani ludkowie. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na aż dwunastu obserwatorów i tyle wejść. Moje serduszko się raduje. *^*
Pozdrawiam każdego z osobna. Do napisania.