"Słowa szare jak skały, niepotrzebne, huczące, przetapiały się w złoto"
Minęło już kilka dni od zaginięcia, a raczej porwania Aries. Jasnowłosa poszukiwała swojego ducha godzinami, nie mając czasu na żadną, jakąkolwiek misje z Natsu. Wypytywała mieszkańców Magnoli, jednak oni spoglądali na nią ze zdziwieniem i kręcili przecząco głowami. Nikt nie widział w pobliżu różowej kobiety z rogami, pokrytej wełną. Lecz wciąż się nie poddawała. Biegała od samego ranka po mieście, zaglądając w najgłębsze zakamarki. Nie mogła znieść myśli, że coś złego może stać się z jej przyjaciółką. Zacisnęła mocniej pięści, a w kącikach oczu pojawiły się łzy. Znów dała się ponieść emocjom, była zdecydowanie zbyt wrażliwa, przez co bardzo słaba. Stanowiła łatwy cel dla każdego.
Wyrastający z ziemi korzeń przerwał jej wielogodzinne poszukiwania. Upadła, cicho klnąc pod nosem. Zdarte kolana piekły co raz mocniej, nie mówiąc już o łokciach, dłoniach i czole. Wstała, wycierając pot spływający po twarzy. Teraz dopiero odczuła zmęczenie, przez ciągły ruch. Ze świstem wypuściła powietrze z ust, ruszając powoli przed siebie. Wiatr poruszał gałęziami drzew, które rzucały cień na pobliskie nagrobki. Suche liście pokryły większość połamanych i brudnych ławek. Idąc, czuła się obserwowana. Jakby zmarli starali się zwrócić na siebie jej uwagę. Siadali na kamiennych płytach, próbując oderwać się od monotonności. Pragnęli być przez kogoś dostrzeżeni, lecz po śmierci nie zwracano już na nich takiej uwagi, jak za życia.
Zatrzymała się przed pustą mogiłą. Dlaczego znalazła się właśnie tutaj? Dobrze wiedziała, że nie ma go wśród innych duchów. Nie należał do nich, gdyż nadal był człowiekiem. A jednak nagrobek z jego inicjałami stał wbity twardo w ziemię. Taka przyszłość czekała każdego, jednak nikt nie myślał o swym końcu. Nie dopuszczał do siebie takich myśli. Więc, jak poczułby się żywy człowiek, widząc grób należący właśnie do niego? Kucnęła, chwytając jeden ze zwiędłych kwiatów. Tak, jak inni, został on odstawiony na dalszy plan. Chryzantemy przez dłuższy czas nie zabarwią się ponownie złotem.
- Przepraszam - poczuła coś dziwnego, a zarazem znanego. Ten zapach, energicznie wstała i odwróciła się, a jej oczy momentalnie się rozszerzyły. Poturbowane ciało, świadczące o długich torturach. Zaschnięta krew na wyblakłych, różowych policzkach, a z oczu wbitych w ziemię, cieknące łzy.
- Aries - szepnęła, podbiegając do gwiezdnej przyjaciółki. Widząc, jak się osuwa, szybko złapała ją, upadając na kolana. Nie myślała w tej chwili o fizycznym bólu.
- Proszę, powróć do świata duchów!
- P-przepraszam Lucy - zacisnęła powieki, a po chwili został po niej jedynie unoszący się pył. Jasnowłosa zajrzała do futerału, w którym znajdowały się już wszystkie jej klucze. Przytuliła je mocno do swej piersi, szlochając. Wciąż przed oczami miała widok ducha. Pierwszy raz widziała ją w tak strasznym stanie, za co winiła tylko siebie. Powinna przecież pilnować ich o wiele lepiej.
~*~
W gildii jak zawsze panowała przyjemna atmosfera. Na twarzach wszystkich gościł uśmiech, a humor szczególnie dopisywał pewnemu różowowłosemu chłopakowi, który już od dłuższego czasu próbował odkryć magię przyjaciela.
- Dalej, pokaż mi swoją moc! - krzyczał, rzucając ognistymi kulami w zamaskowanego Froiza. Ten niewzruszony omijał pociski, lecz z czasem tracił cierpliwość do smoczego zabójcy.
- Tak!
Ucieszył się Natsu, w momencie gdy książka, jaką czytał czarnooki zapaliła się niczym pochodnia. Chwilę później został z niej tylko popiół, który chłopak zacisnął w pięści. Natsu napotkał na sobie jego gniewne spojrzenie. Stanął w pozycji bojowej, czekając na atak i szczerząc się. W końcu zobaczy jaką magią włada, a nieposkromiona ciekawość z każdą sekundą zżerała go coraz bardziej. Widząc, że ruszył, sam wykonał to samo.
- Pięść ognistego smoka - wybił się w powietrze, następnie celując w przeciwnika. Obserwował dokładnie każdy jego ruch, zastanawiając się jakiej taktyki użyje. Jakie wypowie zaklęcie i czym będzie chciał uderzyć roześmianego i podnieconego Dragneela. Sięgnął powoli ręką za plecy, przez co różowowłosego przeszedł dreszczyk emocji. Jednak, kiedy Froiz miał wyjąć prawdopodobnie swoją broń, coś im przeszkodziło. Ich głowy szybko się ze sobą zderzyły, aż oboje po chwili napotkali gniewny wzrok Tytani. Przełknęli głośno ślinę, rozmasowując obolałe miejsca.
- Natsu! - warknęła gniewne najsilniejsza kobieta w Fairy Tail, przez co nie jedna osoba podskoczyła ze strachu. Chłopak zrobił niepewnie krok w tył, lecz Erza chwyciła go gwałtownie za koszulkę, przyciągając bliżej. Z jej oczu tryskały na wszystkie strony pioruny. Nikt nie odważył się w nie spojrzeć.
- Gdzie jest Lucy?
To pytanie go zaskoczyła, lecz widać było, że mu ulżyło. Odetchnął, robiąc dosyć dziwną minę, co miało świadczyć o tym, że się zastanawia. Jakimś cudem myśli.
- Nie widziałem jej dzisiaj - odwrócił głowę w stronę okna, za którym widniało ciemne niebo. - A właśnie, pewnie siedzi u siebie w domu.
Dopiero teraz spostrzegł nieobecność dziewczyny, co jeszcze bardziej rozzłościło czerwonowłosą. Puściła go, sprawiając, że upadł na cztery litery. Zamyśliła się przez chwilę, po czym wskazała palcem na chłopaka.
- Pójdź po nią - oznajmiła, od razu odwracając się i odchodząc do jednego ze stolików. Jak na złość maga gwiezdnych duchów musiało nie być akurat dzisiaj, kiedy to miała jej do przekazania ważną wiadomość. Pokręciła głową z dezaprobatą i zniecierpliwieniem. Czekała ją kolejna misja, należąca do tych trudniejszych i podobnie jak w zwyczaju miał Natsu, paliła się do niej. Do jakiegokolwiek działania.
Zmarszczył brwi, lecz nie śmiał się sprzeciwiać. Wstał i skierował się do wyjścia rozczarowany, że nie poznał jeszcze magii czarnookiego. Zawołał Happy'ego, gdyż mało co się z nim rozstawał. W dodatku jego mały przyjaciel zawsze potrafił rozluźnić atmosferę podczas spotkania się smoczego zabójcy z Lucy. Zazwyczaj odnosiło się to, do krótkiego zażartowania z jasnowłosej, co przynosiło zamierzony efekt. Na samą myśl o wybuchach złości przyjaciółki, uśmiechał się coraz szerzej. Lubił spędzać z nią czas. Każda nowa misja wprawiała go w zachwyt, a to, że miał ją odbyć z dziewczyną, potęgowało te emocje.
- Natsu, myślisz, że Lucy będzie miała coś o jedzenia?
- Mam taką nadzieję.
W tym samym czasie obojgu zaburczało w brzuchu, co spowodowało głośną salwę śmiechu. Szybko znaleźli się przed domem wróżki. Natsu od razu wdrapał się do jej mieszkania przez okno, a następnie zaczął poszukiwania. Co dziwne, nigdzie nie mógł jej wyczuć i powoli odczuwał niepokój.
- Lucy! - sprawdzał każdy kąt i zakamarek mieszkania. Wszystkie pomieszczenia, w tym kilka razy szufladę z bielizną. Do reszty zmartwiony biegł już, co dziwne do drzwi, kiedy ktoś nagle otworzył je z drugiej strony. Został przygwożdżony do ściany, a na jego policzku pojawił się czerwony ślad od uderzenia.
- Huh? - usłyszał czyjś głos, a chwilę później kroki. Pędem wyskoczył zza drzwi, zdając sobie sprawę z tego, kto właśnie wszedł do mieszkania. Przytulił ją mocno, głośno wzdychając. Na jego twarz ponownie wstąpił uśmiech.
~*~
- Natsu - wymsknęło jej się, kiedy poczuła na sobie ciepłe ręce chłopaka. Nie mogła się mylić, nikt inny nie był nigdy tak gorący w dotyku jak różowowłosy. Odwróciła się w jego stronę, po czym sama wtuliła w niego. Obrazy sprzed kilku godzin powróciły do niej, przywołując ponownie łzy. A myślała, że więcej już nie zdoła wypłakać. Jakże się myliła, mając po minucie całe mokre policzki i zaczerwienione oczy. Cieszyła się, że wciąż trzymał ją w swych ramionach i jak na razie nie pytał o nic. Lecz wiedziała, że nie mogą trwać tak wiecznie, a pytania wkrótce wypłyną jak potok z ust Natsu. Widziała to w jego ciemnych tęczówkach.
- Znalazłam Aries - odpowiedziała, nim zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Nic jej nie jest?
- Jest w ciężkim stanie. Musiała przejść okropne tortury - pod koniec głos Lucy się załamał. Prędzej, czy później będzie musiała porozmawiać z duchem, jednak na razie pozwalała jej odzyskać siły. Po tym, w jakim stanie ją ujrzała, nie miałaby serca zostawiać ją na tym świecie. A tylko za zgodą jasnowłosej duchy powracały do siebie.
- Chodź - pociągnął zdezorientowaną dziewczynę w stronę gildii. Erza zapewne nie będzie zadowolona z tego, że musiała tyle czekać. Nie przejmował się tym. Myślał teraz o tym, czy zachowanie Lucy mogło być powiązane z nagłym wezwaniem jej przez Tytanię. Co takiego czerwonowłosa chciała od Heartfili? Nie wiedział, lecz przypuszczał, że niedługo się dowie. Weszli do środka, a Scarlet już przy nich stała i spoglądała raz na jedno, raz na drugie. Różnicę stanowił gniew kierowany do chłopaka. Chwyciła Lucy za nadgarstek prowadząc ją do uprzednio zajmowanego stołu.
- Znam miejsce, gdzie przetrzymywano Lokiego i Aries.
- Gdzie się tego dowiedziałaś?
- To nie jest ważne. Z nieznanego mi powodu porywają kolejno gwiezdne duchy. Jesteś im w czym potrzebna, dlatego musimy działać natychmiast - zacisnęła pięść, spoglądając prosto w oczy zdziwionej blondynki. - Teraz czeka nas kolejna misja, wyruszamy jutro z samego rana. Mam pewne przypuszczenia.
Otworzyła usta, lecz nie powiedziała już nic. Lucy zaś biła się z myślami, bojąc się o swych towarzyszy. Skinęła głową. Czekało ją trudne zadanie, ale nie odpuści. Odpłaci ludziom, którzy skrzywdzili jej przyjaciół.
- Kto z nami jedzie?
- Natsu. Nikogo więcej nie potrzeba - mówiła to z wielką pewnością siebie, ale w końcu była to sławna i wielka Tytania. Kobieta przezwyciężająca siłą wielu mężczyzn. Jasnowłosa dawno nie towarzyszyła jej na misjach, dlatego przynajmniej tyle radości wniósł w nią ten wyjazd.
Pożegnała się z przyjaciółmi, nie mogąc znów wśród tłumu odnaleźć smoczego zabójcy. Niegdyś był główną atrakcją w gildii wraz z czarnowłosym. Na tą myśl, zrzedła jej mina. Nie powinna wspominać o takich rzeczach, szczególnie, że tą noc musiała przespać, aby mieć siły na podróż.
~*~
Obudziła się dość wcześnie. O wiele za wcześnie, gdyż słońce dopiero co wysuwało się zza horyzontu i powoli rozjaśniało swym blaskiem granatowe niebo. Wykonała poranne czynności i ubrała przygotowane wieczorem ubranie. Klękając, ułożyła złote klucze w okrąg, kładąc następnie na samym środku zodiakalnego lwa. Nie zdejmując z niego dłoni, zamknęła oczy.
- Otwórz się brano do lwa: Loki - wnętrze okręgu zaświeciło się jasnym, rażącym światłem.
- Łączenie - dodała, spoglądając przed siebie. Widziała rudą czuprynę o wysoko uniesionych kosmykach, a chwilę później również ciemne oczy i lekki uśmiech.
- Witaj Lucy, zapewne chcesz wiedzieć co z Aries.
W odpowiedzi kiwnęła głową, na co on kontynuował.
- Jest dużo lepiej, jednak regeneruje się o wiele wolniej niż każdy inny duch po powrocie z ziemi. Jak się tak nad tym zastanowić, ze mną było podobnie, lecz nie odniosłem żadnych ran cielesnych.
- Na szczęście wszystko dobrze - odetchnęła z ulgą, uśmiechając się do niego pewnie. - Nie martw się, dziś wyruszam na misję. Nie pozwolę was więcej skrzywdzić.
- Nie wiem, czy jest to dobry pomysł.
- Huh, dlaczego?
Przez chwilę milczał, jakby starał się dobrać odpowiednie słowa.
- Aries, odkąd się przebudziła, pamiętała tylko spotkanie z tobą. To, co było wcześniej wymazano jej z pamięci. Ja również nie mogłem sobie nic przypomnieć, nie wiem nawet co ze mną robili. Obudziłem się dopiero przed gildią w czasie burzy, myśląc, że o mnie zapomniałaś... A co, jeśli i tobie wymarzą wspomnienia? - wbił wzrok w podłogę. Zacisnęła pięści, kręcąc gwałtownie głową.
- Przestań. Wszystko się ułoży Loki, proszę...uwierz we mnie. Uwierz tak, jak ja nigdy nie wierzyłam i pozwól mi działać.
- Nigdy nie przestałem Lucy. Jednak martwię się... Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz.
Zniknął, nie dając dziewczynie szansy na odpowiedź. Jej ciało przeszły dreszcze, ale szybko schowała klucze do futerału i wyszła z domu. Czas było udać się do pewnej wioski i uwolnić duchy od dalszych cierpień.
~*~
Cała czwórka wymaszerowała z gildii, unosząc na dwa kawałek mięsa trzymanego w lewej ręce. Wyglądało to na drogę, zmierzającą ku nowemu, lepszemu światu. Szli, jak żołnierze na bitwę, na której ponieść mogą liczne obrażenia. Liczyli się dla nich tylko inni i dla nich mogli walczyć, choćby i kilka dni i nocy.
- Lucy pokaże wszystkim na co ją stać - wykrzyczał Happy, robiąc pętle na niebie.
- Żebyś wiedział kocurze - odparła, jednak nie złośliwie, a z jeszcze większym zapałem. Żadne z przyjaciół jej nie poznawało. Gdzie się podziała troskliwa, nie pchająca się do walki, tchórzliwa i wybuchająca bez powodu dziewczyna? W tej chwili stała przed nimi jedynie pewna siebie i gotowa na starcie z każdym wróżka. On również by się tego po niej nie spodziewał. Dlatego właśnie, jak kiedyś go spotka, pokaże mu swoje nowe oblicze, gotowe bronić przyjaciół do ostatniej kropli krwi, a nawet i oddać za nich życie.
~*~
Na początku chciałam przeprosić wszystkich, lecz problemy z laptopem spowodowało późniejsze dodanie rozdziału. Zezłościłam się i od teraz piszę tylko na komputerze, który mi się od tak nagle nie wyłącza. Co przez to można rozumieć? Słaby sprzęt i moje mądre pisanie w wordzie. Straciłam przez to 3/4 rozdziału, dlatego z tego nie jestem zbytnio zadowolona. W kolejnym postaram się, jak najlepiej wszystko opisać, gdyż nie często piszę o walce. Proszę wtedy o wyrozumiałość. ;>
Chciałam serdecznie podziękować każdemu. Rozdział ten dedykuje wszystkim czytelnikom, trudno by mi było wybierać spomiędzy wielu wspaniałych osóbek. Mam dla was również wiadomość. Otóż założyłam niedawno nowego bloga, na którego chętnie wszystkich zapraszam. Pojawiać się będą tam wyłącznie one-shoty, a większość ich będzie zamówieniami. Tak, dokładnie, można na nim zgłaszać paringi, o jakich chcielibyście poczytać. Jak na razie z anime Fairy Tail, jednak może ulegnie to niedługo zmianie. Adres umieściłam w podstronie "O blogu", ale podam również tutaj.
W komentarzu, pod ostatnią notką napisałam, że notki będą się pojawiać dwa razy w tygodniu. Zmieniam podane tam dni, na poniedziałek i czwartek!
Pozdrawiam was kochane i jeszcze raz dziękuję za tyle odwiedzin i komentarzy. Uśmiech ani na chwilę nie opuszcza mojej twarzy. ;*