15 grudnia 2013

016. Rozdział XIII "Gdzie ukryta jest prawda?"


"Idąc tro­pem marzeń świat pod­da­je nas próbom,
aby spraw­dzić czy jes­teśmy god­ni ich spełnienia" 

 Zbudziła się, kiedy słońce powoli wychylało się zza horyzontu, a noc ustępowała miejsca dniu. Wiatr poruszał lekko oknem, które wczoraj zapomniano zamknąć. Towarzyszyło temu ciągle skrzypienie, lecz Lucy najwyraźniej nie zwracała na to uwagi. Przed jej oczami dalej widniały obrazy, jakie niespodziewanie powróciły w czasie snu. Przyłożyła palce do skroni, czując natłok nowych informacji, z których ponadto większość owiana była tajemnicą. Pytanie "dlaczego" doprowadzało ją powoli do szaleństwa. Gdyby miała chociaż wskazówkę, gdzie iść dalej i komu pomóc.
"Najpierw pomóż sobie"
Podskoczyła, słysząc obcy głos, lecz nie dochodził on zza okna, czy też z innego pomieszczenia. Wydobywał się on wprost z jej głowy. Jednak krył w sobie prawdę. Nie dokona czegoś, sama dalej stojąc w tym samym miejscu.
 - Wybaczcie przyjaciele - szepnęła, zaciskając pięść. Nie była silnym magiem i z pewnością nie poradziłaby sobie w pojedynkę z kimś takim jak Natsu. Jednak nadal może wiele, musi tylko w siebie uwierzyć... Tak jak robili to jej przyjaciele.
 Zaczęła się ubierać. Zanim dotrze do gildii, wstąpi jeszcze w jedno miejsce.

 Zapach książek zawsze wywoływał na twarzy Lucy uśmiech. Biblioteka. Miejsce, w którym mogłaby przesiedzieć długie godziny i nie spostrzec nawet, kiedy zamiast słońca na niebie widnieć będzie księżyc. Mijając kolejne regały zastanawiała się, czego tak dokładnie szuka. Niezbyt pewna skręciła w lewo, podchodząc do jednej z półek. Opasłe tomy z lekko powyginanymi rogami stały przed nią w szeregu. Każdy z nich zapewne użyty już przez wielu ludzi z całkiem różnych i odmiennych powodów. Spojrzała do góry, na złotą plakietkę o zaokrąglonych krawędziach. Historia magii, to hasło było z pewnością przez wielu krytyków uważane za zbyt uogólnione. Jednak kategorii znalazłoby się o wiele za dużo, by móc wszystkie ulokować na tak małej powierzchni. W końcu tym księgom przeznaczono tylko jeden rząd, a spokojnie mogłyby wypełnić całą bibliotekę. Pochwyciła egzemplarz, z wyglądu wydający się najbardziej dotknięty używalnością człowieka. Czerwona oprawka niemal całkowicie się zdarła, zostawiając po sobie gdzieniegdzie resztki materiału. Lucy przez myśl przeszło, kto mógłby być jej ostatnim użytkownikiem. Zdecydowała na razie wziąć tylko jedną książkę, w razie czego zapamiętując rząd, gdzie istniała szansa, że czegoś się dowie.  Jeżeli w ogóle się czegoś dowie. Usiadła przy długim drewnianym stole, który wydawał się nie mieć końca. Poczuła szybsze bicie serca, a jeśli nigdy nie znajdzie odpowiedzi? Pokręciła gwałtownie głową, otwierając gruby tom na pierwszej stronie. Jak szybko się zawiodła. Pismo było nie do rozszyfrowania.
 Na ciemnym blacie znalazło się sporo książek w podobnym stanie do pierwszej, jaką wzięła. Jak się okazało, każda z nich była dla Lucy zrozumiała. Niestety żadna nie stanowiła pożytku, a zaczerpnięta wiedza nijak się miała do rzeczy, które zaprzątały jej głowę. Westchnęła, czując bezradność. Kolejno stawiała tomy na odpowiedniej półce, w zachowanej wcześniej kolejności.
 "Jesteś bliżej niż myślisz, Lucy"
Głos znów rozszedł się echem po jej głowie, a ona ze strachu upuściła jeden z tomów. Zatkała uszy, lecz to nie pomagało. Słyszała teraz równomierny oddech, jakby ktoś nieco niższy stał tuż za nią i wydmuchiwał powietrze prosto w jej szyję. Lecz nikogo takiego nie było...
 "Nie możesz jej oddać"
Podniosła książkę, w tym samym czasie słysząc jeszcze raz ciche "oddać". Przerażona spostrzegła, zerwany czerwony materiał na jej wierzchu, a wyróżniał się on wystarczającą na tle innych ciemnofioletowych okładek, które dzisiaj przejrzała. Pierwsza księga z niezrozumiałym tekstem musiała mieć jakiś związek z tym dziwnym głosem. Zdecydowanie nie powinna zwracać jej jeszcze dzisiejszej nocy.
 - Już tak późno - jęknęła, spoglądając na okrągły zegar. Podeszła do bibliotekarki, a później opuszczając budynek ruszyła biegiem w stronę Fairy Tail.

 Do jej uszu dobiegły znajome głosy, dochodzące z różnych stron gildii. Poznając wśród tych wszystkich, śmiech Levi, od razu skierowała się w stronę jednego ze stolików. Tak, jak przypuszczała, zastała tam dziewczynę, wciąż zagadywaną przez Jet'a i Droy'a. Co dziwnie, siedział obok nich również Gajeel.
 - Hej chłopaki, mogę na chwilę zabrać wam Levi?
Niebieskowłosa spojrzała lekko zaskoczona na przyjaciółkę.
 - Coś się stało Lu-chan?
 - Eh, tak jakby...
Usiadły przy pobliskiej ławie i wtedy Lucy zdecydowała się opowiedzieć jej o wszystkim. Każde swoje przypuszczenie, niepewność i sen z przeszłości, przy którym jednak pominęła parę szczegółów, nie mogąc powstrzymać się od delikatnego rumieńca. Na koniec pokazała wróżce dziwną książkę i niezrozumiałą jej zawartość.
 - Dałabyś radę to przetłumaczyć, Levi-chan?
McGarden ze skupieniem przyglądała się słowom, marszcząc brwi. Westchnęła, jednak unosząc głowę, można było dostrzec na jej twarzy uśmiech.
 - Wydaje mi się, że już gdzieś miałam z tym do czynienia. Spokojnie, poradzę sobie, ale potrzebuje niestety więcej czasu.
 - Oh, rozumiem... Ale i tak dziękuję Levi-chan - przytuliła przyjaciółkę, odzyskując powoli nadzieje.

 Minuty mijały, przeistaczając się w godziny, a jasnowłosa czekała i czekała, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Odpychała od siebie nieprzyjemne myśli, zastanawiając się jednak nad tym, co będzie gdy pozna treść księgi. Kilkakrotnie próbowała ponownie porozumieć się z głosem w swojej głowie, mając nadzieje, że nie zwariowała i nie mówi sama do siebie. Lecz odkąd wyszła z biblioteki, nie usłyszała go ani razu. Stanęła przed gildią, głęboko wdychając świeże powietrze. Spojrzała na słońce i kiedy już myślała, że wcześniejszy głos był tylko jej wybujałą wyobraźnią, ponownie przemówił.
"Nie zapomnij o kluczach"
 - Lu-chan!
Odwróciła się widząc biegnącą Levi. Machała do niej książką, o wyblakłej szkarłatej okładce.
 - Udało mi się Lucy! Proszę, teraz zrozumiesz wszystko.
Przejrzała parę stron i przytaknęła. Teraz naprawdę mogła przeczytać każde słowo.
 - Levi-chan, jesteś cudowna! - jeszcze raz uścisnęła mocno dziewczynę i wchodząc do środka, szybko zajęła miejsce w dalszej części gildii, by oddać się lekturze.

~*~

 - To jest to! - gwałtownie wstała, co wzbudziło zainteresowanie u innych. Nikt z przyjaciół nie rozumiał zachowania dziewczyny. Lekko się rumieniąc wyszła z gildii. Miała zamiar szybko dojść do domu i dopiero wtedy sprawdzić w praktyce to, czego się przed chwilą dowiedziała z dziwnej książki. Teraz przyciskała ją do piersi, jakby była jej największym odkryciem.
 Zamknęła za sobą niedbale drzwi, czując znajomy zapach. Była u siebie. Z ostrożności przed wtargnięciem Natsu zamknęła okno i szczelnie przysłoniła zasłoną. Nie czekając już na nic, sięgnęła po jeden z kluczy zaraz przyzywając duchy bliźniaków. Gemini. Podeszła bliżej, czując coraz to mocniejsze zdenerwowanie.
 - Proszę, przemieńcie się w tego kim byliście ostatnio.
 Duchy skinęły głowami, po czym stykając się ze sobą ciałami zaczęły coraz mocniej pobłyskiwać. W końcu transformacja się zakończyła, a Lucy nagle zesztywniała. Jej usta się otworzyły, lecz żaden dźwięk nie był stanie się z nich wydostać. Źrenice były minimalnych rozmiarów. Na całej twarzy po prostu widać było szok.
Co tak ją wzburzyło? Właśnie pewna osoba, przyodziana jedynie w spodnie i krzyż zwisający z szyi. Klatkę całą miała owiniętą bandażem. Jasnowłosa przełknęła głośno ślinę, czując przechodzące po jej ciele dreszcze. Nie spodziewała się ujrzeć przed sobą Graya, a nawet gdyby, to niemal od razu wykluczała tą opcję. 
 - Pamiętacie może kiedy ostatnio opuściliście świat gwiezdnych duchów?
 - Od twojego ostatniego wezwania cały czas tam byliśmy - w tym czasie powróciły do swojej pierwotnej postaci.
 - Jesteście pewne?
Nim przytaknęły, ostatni raz przejrzały wszystkie wspomnienia zawarte w ich małych główkach. Jednak coś się nie zgadzało. Jeden z Gemini zawahał się na moment, co nie przeszło uwadze Lucy.
 - Co się stało?
Wiedziała, że nie powinna przeszkadzać im w takim momencie. Niestety strach o swoich przyjaciół był silniejszy.
 - Nie możemy tego zrozumieć, ale...
 - Jakaś luka istnieje w naszej pamięci.
 - Nie mamy możliwości jej w żaden sposób odczytać.
Odpowiadały na zmianę, wznosząc się w górę. Jasnowłosa przymknęła powieki, zastanawiając się nad słowami duchów. Stracone wspomnienia...gdzieś już kiedyś to słyszała. Otworzyła oczy, patrząc na bliźniaki.
 - A to co? - zmarszczyła brwi, kucając przy Mini. Ostrożnie wyjęła wystający zza czarnej szarfy kawałek materiału. Przyłożyła do nosa i powąchała, prawie że od razu odsuwając go i kaszląc. Zapach był mocny i mogła przysiąc, że skądś go znała.
 - Perfumy... - pokręciła głową i uderzyła pięścią w otwartą dłoń. Wybiegła z domu, nie śpiesząc się z zamknięciem drzwi. Duchy leciały tuż za nią.

 Musiała opowiedzieć teraz wszystkim o jej odkryciu. Pragnęła, by w końcu członkowie gildii przejrzeli na oczy i uwierzyli w jej słowa, jednak ku temu miała pewne wątpliwości.
 "Nie martw się, tobie na pewno uwierzą"
Słowa zabrzmiały w głowie blondynki, a ta poczuła nagle większą pewność. Przywróci w oczach przyjaciół Graya Fullbaster'a z zaświatów.
 Ogromne drzwi trzasnęły, powodując tym samym nagłą ciszę wśród wszystkich zebranych. Erza czując niepokój podeszła bliżej. Inni jedynie wytężyli słuch.
 - Duchy, on, żyje, duchy, były, misja, one... - plątał jej się język, przy czym z trudnością próbowała zaczerpnąć tchu. Zauważyła białowłosą zmierzającą do niej ze szklanką wody i szybko zatrzymała ją ruchem dłoni. Nie teraz. Wciągnęła głęboko powietrze, wypuszczając je zaraz ze świstem. Wyprostowała się całkiem, mierząc wzrokiem każdą wpatrzoną w nią twarz.
 - Gray żyje! - krzyknęła, na co dalej odpowiedziała jej głucha cisza przerwana dopiero później dźwiękiem tłuczonego szkła. Mira zasłoniła dłońmi twarz, robiąc krok w tył.
 Jednak Lucy czekała na coś innego. Nigdzie nie mogła doszukać się szafirowych tęczówek osoby stojącej w osłupieniu. Wróżka wody przepadła w tłumie, bądź po prostu nie było jej w gildii. To drugie wydawało się bardziej prawdopodobne.
 - Słyszycie, on żyje, ja wi...
 - Nie żartuj sobie blondi! - przerwał jej głośno Gajeel opierający się o jedną ze ścian. Skrzyżował ręce, lekko przechylając do przodu głowę.
 - Wasz kochany Gray leży teraz gdzieś pod ziemią i wącha kwiatki od spodu!
Natsu stojący nieopodal nie mógł puścić tej uwagi mimo uszu. Wierzył Lucy, jak nikomu innemu. Rzucił się na smoczego zabójcę, uderzając go wprost w brzuch, sam po chwili obrywając podobnie.  Pięści Heartfilii zacisnęły się na tyle mocno, że paznokcie wbiły się w jej bladą skórę, przebijając ją prawie do krwi.
 - Przestańcie! - wrzasnęła na całą gildię, na co oboje spojrzeli prosto na nią z uniesionymi brwiami. Dostrzegli jak z oczu dziewczyny skapują gorzkie łzy.
 - Widziałam go! I to nie tylko ja - w tym momencie przeniosła wzrok na Salamandra. Skinęła głową na duchy, które na zawołanie przemieniły się w dawnego przyjaciela. Odwróciła głowę, nie mogąc znieść drugi raz tego widoku. Nie to co inni, których oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
 - Gemini skopiowały go jako ostatniego... - wyszeptała, w myślach powtarzając sobie ciągle, że to niemożliwe. Ostatnim razem przecież były przeistoczone w nią samą, więc jak...
 - Co masz na myśli Lucy? - Erza stanęła tuż przed blondynką przysłaniając jej wszystko inne swoją zbroją. Mag gwiezdnych duchów spojrzała na nią z powagą, poruszając po chwili wargami.
 - One również zostały porwane.
I usłyszeć to była w stanie tylko jedna osoba.

~*~

 Pustynia rozciągała się aż po horyzont, a drzewa, jakie widzieli wcześniej przez okno pociągu dawno zniknęły. W przedziale znajdowało się aktualnie pięć osób, jeśli wliczyć można w to również latającego kota. Tuż przy samych drzwiach siedziała czerwonowłosa kobieta, trzymająca na swych kolanach zieloną głowę Natsu, który prawdopodobnie zasnął otumaniony uderzeniem. Dalej, naprzeciwko ku zdziwieniu wielu zajmował miejsce Froiz tłumacząc, że nieopodal pustynnego miasta znajduje się cel jego misji. Nikt o nic więcej nie pytał. Obok niego siedziała nieco zniecierpliwiona Lucy, pogrążona we własnych myślach. Droga strasznie jej się przedłużała i zaczynała zastanawiać się, czy nie byłoby szybciej, gdyby pobiegła... Najwyżej poleciała z Happy'm.
 W końcu po długich oczekiwaniach dziewczyna usłyszała gwizd pociągu, który chwilę potem się zatrzymał. Wybiegła, kierując się następnie przed siebie w zapamiętanym kierunku. Przysłoniła dłonią oczy, by zapobiec dostania się do nich piasku, który z kolei niemiłosiernie sypał z każdej strony. Spory kawałek za nią szedł Natsu wraz z Happy'm. Tytania nadal stała przed wejściem do wagonu, aż nie wyszedł z niego zamaskowany osobnik.
 - Jesteś pewien, że sobie poradzisz samemu? - zapytała, na co chłopak skinął głową i skierował się w powrotną stronę, skąd przyjechała maszyna. Czerwonowłosa zmarszczyła brwi. Dlaczego nie wysiadł wcześniej? Zaraz dołączyła jednak do swoich towarzyszy.

~*~

 Czuł się słabo. Już dawno nie brakowało mu siły, a teraz ledwo trzymał się na nogach. Odruchowo zacisnął palce na kwadratowym pudełku trzymanym w wewnętrznej kieszeni płaszcza. Wczorajszy dzień powrócił z niesamowitą prędkością. To wszystko działo się zbyt szybko.
 - Cholera - syknął, upadając na kolana. Mógł tylko dziękować losowi, że był w ten czas poza gildią, jak i miejscem przebywania jego "Pana".
 Nie rozumiał dlaczego od ostatniego zajścia minęło tak mało czasu. Ponowna przemiana kosztowała go sporo wysiłku, nawet w tym świecie. Jednak musiał to zrobić, innego wyjścia nie było. Inaczej wszystko przepadłoby równie szybko, co ta nagła zmiana, kiedy znajdował się w przerażającym mieście Trodus. Mimo misji jaką przyjął, kierował się cały czas śladami drużyny Natsu i popełnij spory błąd zdejmując kaptur. Akurat wtedy musiały zobaczyć go Gemini i akurat wtedy czar musiał tak nagle prysnąć, a włosy ponownie przybrały swoją dawną barwę. Jednak perfumy, jakie udało mu się zabrać mrocznej gildii wystarczyły, by duchy zapomniały większość wydarzeń. Przemieniały się nieświadomie w Graya w różnych miejscach przed ich właścicielką, co pozwalało zostać mu dalej w ukryciu.
 - A oni nadal wierzą, że braciszek żyje - mruknął cicho, naciągając bardziej chustę na twarz. Nie mógł się z tym nie zgodzić, w końcu sam mu służył.
 Z trudnością podniósł się i ruszył dalej. Pan na niego czekał. "Jak to zabawnie brzmi" pomyślał ironicznie, stawiając kolejne kroki na rozgrzanym piasku. Tylko na chwilę odwrócił głowę, by upewnić się, że Scarlet go już nie obserwuje. Nie mógł wysiąść wcześniej, kryjówka bowiem była wtedy zbyt blisko, a to przyciągnęłoby tylko niepotrzebnie uwagę magów. A Go jeszcze nikt z nich nie mógł zobaczyć na oczy.

~*~

 - Lucy, poczekaj! Lucy! - wydawać by się mogło, że głos smoczego zabójcy nie docierał do dziewczyny, pragnącej w tej chwili tylko jednego. Poznać prawdę bez znajdywania nowych pytań nie mających jasnych odpowiedzi.
 - Lucy!
Tym razem stanęła, lecz nie przez nawoływania przyjaciela. Tuż przed nią zaczął unosić się piasek, tworząc wieżyczki, jakie widziała ostatnim razem. Po chwili mogła już dostrzec znajomą budowlę pokrytą zewsząd piaskiem. Przełknęła głośno ślinę, jednak ani razu się nie zawahała. Wejście stało przed nią otworem, tak więc podeszła znacznie bliżej dostrzegając starszą kobietę. Jej twarz wykrzywiona była w uśmiechu, a jej oczy lekko przymknięte wokół których gromadziło się wiele zmarszczek.
 - Witajcie - odezwała się, a ciepło biło od niej na kilometr.
 - Dzień dobry.
Lucy, jak i reszta pochylili się lekko do przodu. Jasnowłosa zastanawiała się kim była owa postać, jednak wpierw musiała dowiedzieć się czegoś o wiele ważniejszego.
 - Jeśli to nie kłopot, chciałabym rozmawiać z panem Trevotem.
Kobieta lekko rozszerzyła swoje minimalnych rozmiarów oczy.
 - Z kim?
 - Z Vincent'ym Trevotem. Jesteśmy z gildii Fairy Tail i ostatnio mieliśmy przydzieloną tu misję.
 - Bardzo mi przykro - na te słowa Heartfilia zmarszczyła brwi - jednak żaden Vincent Trevot nigdy tu nie pracował.

~*~
 
 Nawet nie wiecie, jak jest mi przykro. Nie tylko z tego powodu, że nie dodawałam, ale również z tego, że nie miałam czasu do czytania blogów innych. Jestem strasznie do tyłu ze wszystkim, co związane z anime, a w szczególności z Fairy Tail. Wszystkiemu winna jest nauka oraz ja sama, ponieważ gdybym od początku całkowicie poświęciła się nauce teraz nie musiałabym "walczyć" o lepsze oceny na semestr. Powiem tylko tyle, że chemia nigdy nie była moją mocną stroną, tak samo jest i teraz, więc przez te miesiące moja szansa na pewną trójkę zmieniła się na dwa. D: No cóż, nie chce was tu dłużej zamęczać, jak się sprężę, to uda mi się dziś w nocy przeczytać chociażby połowę blogów i nadrobić zaległości. Dziękuję wam bardzo, że jesteście cierpliwi. Mogę obiecać, że tą historię skończę, bo dalsze wydarzenia mam co do ostatniego zaplanowane, a nawet parę dalszych rozdziałów napisanych, to spokojnie dobrnę do końca...kiedyś. No właśnie, kiedyś. Mam nadzieję, że nie będziecie musieli czekać aż tak długo na kolejne wpisy. Postaram się jak najszybciej coś napisać w wolnym czasie, którego jest jak na złość tak mało. Pozdrawiam serdecznie was wszystkich, kochani. Do napisania. ;>
 

14 września 2013

015. Rozdział XII "Duchy, duchy wszędzie - a na czele czarnowłosy mag".


 "Tyle jasnych barw ukradziono światu,
 niewidzialny płacz niesie się wśród drzew.
Życie daje nam przeżyć w jednym z poematów, 
wśród niewidzialnych krat, z których uciec nie da się"
~ Claudy

 Woda wylewała drzwiami i oknami, a czerwonowłosy wylądował na drugim końcu sali. Każdy powoli tracił powietrze. Lecz po chwili wszystko ustało, a w gildii nie było już ani kropli wody. Erza nie powstrzymała się od uderzenia towarzyski, by ta na moment straciła przytomność.
- Czy wszyscy są cali? - zapytała, rozglądając się po sali. Nie potrzebowała jednak odpowiedzi, to też zaraz skierowała swoje spojrzenie na rozmasowującego głowę chłopaka. Pewne słowo trafiło do niego zbyt mocno.
- O co tu chodzi?
Uniósł głowę, lecz nie był w stanie nic powiedzieć. Prawda była taka, że Akachi wiedział tyle samo, co każdy mag w Fairy Tail. Jak każdy, poza Juvią, która w tej chwili nie była zdatna do czegokolwiek. - Nazwała mnie...
- Nazwała cię zdrajcą, lecz nadal nie wiem dlaczego - przerwała mu, a chłopak słysząc "zdrajca" zmarkotniał jeszcze bardziej.
- Ja...
- Zdrajca nie ma prawa głosu! - odparła niebieskowłosa, powoli się podnosząc. Szykowała się do kolejnego uderzenia. W jej oczach można było dostrzec strach pomieszany z nienawiścią.
 Poczuł kolejne uderzenie. Tak, jakby słowo mogło dosięgnąć go fizycznie. Zdrajca, zdrajca, zdrajca. Już to kiedyś usłyszał.
- Uspokój się Juvia!
Krzyk Erzy w tym momencie zdziwił naprawdę wielu. Lockser tylko przez moment się zawahała.
- Nie! Ten człowiek zhańbił imię panicza Graya! - uniosła dłoń z czarną opaską, zaciskając na niej palce - stoi za zniknięciem nagrobka! Jest zwykłym zdrajcom!
Oczy wszystkich, nawet Tytani się rozszerzyły.
- A co jeśli to prawda...
- Nie, to nie możliwe.
- Przecież to jego.
- Od początku uważałem go złego.
- No właśnie, tak szybko... To nie możliwe.
W całej gildii słychać było szepty, które z czasem stawały się coraz głośniejsze. Juvia wciąż stała w tym samym miejscu, czekając tylko na usunięcie się z drogi Erzy.
- Cisza! - czerwonowłosa powoli traciła cierpliwość. Nie pozwoli zaatakować członka Fairy Tail. Nie wierzyła w to, że mógłby ich oszukiwać.
- Ten człowiek nie jest zdrajcą.
- To jak wytłumaczysz to?! - syknęła Juvia, nie będąc świadomą tego, co robi. Pragnęła jedynie zniszczyć osobę, która ośmieliła się w jakikolwiek sposób zaszkodzić jej ukochanemu.
 Nie odpowiedziała.
- Więc jednak jest zdrajcą - szepnęła, mrużąc oczy. Zacisnęła pięści, biorąc jedną rękę za siebie, wokół której zaczęła zbierać się woda. Przesunęła się w bok, wyciągając potem dłoń z cieczą i wewnętrzną jej część kierując w stronę wroga. Strumień wrzącej wody wystrzelił, lecz Erza wykonując szybką przemianę, zatrzymała go tarczą.
- Juvia, uspokój się - tym razem odezwała się spokojniej, będąc dalej w gotowości na atak.
Tamta z kolei nie odpowiadając, przygotowała się do kolejnego uderzenia. Jednak w ostatniej chwili się wycofała.
- Uciekł - zazgrzytała zębami, każąc wodzie wsiąknąć w jej ciało. W miejscu, gdzie siedział Akachi teraz nikogo nie było. To wydarzenie wstrząsnęło prawie wszystkimi.
- Natsuu, chodź. Ty też pokażesz jaki jesteś silny - mruknęła chłopakowi do ucha Lucy, ciągnąc go za ramię bliżej środka sali. Salamander zaś zachował się całkiem inaczej niż zwykle. Kto by się spodziewał, że wiecznie kochający walczyć smoczy zabójca po prostu wyjdzie z gildii, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Lucy po chwili wybiegła za nim.
- Natsu, natsu! Czekaj!
Lecz coś zwróciło na siebie uwagę chłopaka. Stanął, czując coraz mocniejsze kłucie w klatce piersiowej.

 W chwili, gdy chciała podbiec do Natsu coś w niej drgnęło. Zatrzymała się, spoglądając jeszcze za ukochanego, na kogoś całkiem innego. Czarne, niczym smoła włosy lekko powiewały na wietrze. Twarz chłopaka jak zwykle była w pełni blada, a ciało nie okryte zbędną odzieżą umięśnione z paroma siniakami i zadrapaniami. Zaślepiona, poczuła ból, zwalający ją dosłownie z nóg. Lecz klęcząc, dalej patrzyła tylko na przybyłego. Nie mogła uwierzyć, podobnie jak smoczy zabójca. Oboje mieli przed sobą z dawna zaginionego przyjaciela. A on jakby nigdy nic się do nich uśmiechał. Jasnowłosej tak bardzo brakowało tego widoku. Jej zamglone oczy odzyskały ponownie utracone barwy, a policzki nabrały rumieńców.
- Gray - drżąc, wstała i nie myśląc o niczym, ruszyła w kierunku maga. Wszystko wokół przestało się liczyć. Dokładnie tak jak na łodzi. Tak samo jak w przypadku lustra. Był tylko on, przez którego zdołała wylać już tyle łez.
Biegła, ale czarnowłosy powoli się rozmazywał. I to nie przez słony płyn gnieżdżący się w oczach Lucy. Gray po prostu zanikał w świetle miliona gwiazd.
- Gray!
Nim się zorientowała złapała dłonią jedynie powietrze, a uścisk Natsu obronił ją w ostatniej chwili przed upadkiem. Chciała krzyczeć, pokazać wszystkim jak teraz okropnie się czuła. Jakie uczucia wyszły powtórnie na wierzch...bezskutecznie. Go tak naprawdę nie było, więc co widziała?
- Natsu...
- Ja też go widziałem - przerwał jej, przez co spojrzała na niego z zaskoczeniem. W ich głowach przemieszczało się wiele myśli. Czy to mógł być on...
 Odskoczyła od Salamandra, czując powracającą energię. To klucze... Wzięła jeden z nich do ręki. Pobłyskiwał bardziej od innych, tak jakby duch zaczerpnięty z niego dopiero co powrócił. Lecz Heartfilia nie wzywała przez ostatni czas nikogo.
- Co się stało Lucy?
- Sama nie wiem - westchnęła.
- Wyczuwam magię...już kiedyś gdzieś ją czułem, ale nie jest ona dobra.
Spojrzała na przyjaciela, który utrzymywał powagę. Ponownie przyjrzała się bliźniętom, które nie przestawały się świecić.
- Mam złe przeczucia.

~*~  

 Wchodząc do glidi, spojrzenia wszystkich skierowały się właśnie na nią, co lekko speszyło blondynkę.
- Natsu, o co im chodzi? - szepnęła, lecz chłopak zdążył wdać się już w bójkę. Przywołało ją spojrzenie Miry, tak też skierowała się do baru.
- O, widzę, że jesteś o wiele spokojniejsza Lucy.
- Huh? Co masz na myśli mówiąc...
Nie dane jej było dokończyć, gdyż Dragneel trafił prosto w barek, zwalając i roztrzaskując większość napoi alkoholowych. Cana skwitowała to głośnym jękiem. Zaś Lucy...
- Ty idioto! Musisz ciągle wszystko niszczyć?! - pacnęła go ręką po głowie, klnąc dalej pod nosem. Nie miała dziś humoru, zaś Mirajane z pewnością się myliła, uważając ją za oazę spokoju. Odgarniając włosy z twarzy, poczuła na sobie znowu wiele spojrzeń.
- Dlaczego wszyscy się tak na mnie patrzą? Jestem brudna, czy co? - zapytała barmanki, która również zdziwiła się zachowaniem dziewczyny.
- Czyżby czar prysnął?
Ponowne pytanie, na które Lucynka odpowiedzi nie znała.
- Eh, jaki czar Mira-chan? O co chodzi? - tym razem niespodziewaną odpowiedź uzyskała od Cany, biorącą się za kolejną flaszkę.
- Gdy byłaś na misji ktoś użył na tobie jakiegoś czaru, czy coś takiego... - przechyliła butelkę, wlewając w siebie kolejne litry alkoholu.
- Sprawił on, że na wierzch wyszły twoje wszystkie uczucia do Natsu! - Mira radośnie zaświergotała, a wokół niej unosiły się serduszka. Blondynka jedynie westchnęła, jednak zaraz gwałtownie podskoczyła, kończąc na twardej ziemi.
- J-jakie uczucia?
- Oh, daj spokój, khy, byłaś w nim po uszy zakochana.
- Co?! - jej twarz przypominała teraz dojrzałego pomidora. Dlaczego akurat Natsu? Jak teraz spojrzy mu w oczy, po tym co się działo przez ostatni czas.
- Właściwie c-co takiego robiłam...
- Niech ci sam powie.
Instynktownie przekręciła głowę, jeszcze bardziej się rumieniąc. Nie zauważyła nawet kiedy chłopak zdołał wyczołgać się zza lady, a już stał za nią. "W dodatku z tym niewinnym uśmieszkiem" przeszło jej przez myśl.
- O, Lucy jest już sobą.
- Dopiero zauważyłeś!
Zaśmiał się cicho i wyszczerzył, jak to tylko on miał w zwyczaju. Nie była w stanie nie odwzajemnić uśmiechu... Niestety nie trwało to zbyt długo. Ścisnęła w palcach jego policzki, ciągnąc je w dwie przeciwne strony.
- Masz mi powiedzieć co się działo przez ostatnie dni.
- Lucy się kleiiiiiła do Natsu - zamruczał mały kotek, wzbijając się wysoko w powietrze, poza zasięg dziewczyny. Z mowy Salamandra natomiast nie dało się niczego zrozumieć, przez wciąż rozciągniętą twarz. W końcu zrezygnowana i czerwona puściła go, od razu odwracając wzrok.
 Po otrzepaniu się, dodał z szerokim uśmiechem.
- Cieszę się, że już nic ci nie jest Lucy.
Przytaknęła. To, co się stało już się nie odstanie. Mimo tego, że czuła się dziwnie z pustką w głowie dotyczącą ostatnich dni, to jednak nie mogła się długo tym zamartwiać. Natsu nie wydawał się być zły na nią za jej dziwne zachowanie.
 Spojrzała na przyjaciół, wiedząc, że na nich zawsze może liczyć. Tym razem jednak nie była pewna, czy powinna im się zwierzyć z wcześniejszego zdarzenia. Nadal nie rozumiała wielu rzeczy, a to wszystko potęgował ból z braku przyjaciela, jaki powrócił z większą dawką po ujrzeniu jego twarzy. Czy to naprawdę mógł być Gray? Przecież nie było go tyle czasu, więc dlaczego miałby powrócić tak nagle.
- Wybaczcie, przejdę się po mieście, może znajdę ciekawą książkę.
- My z Happym też pójdziemy.
- Aj, sir! - zatrzymała wzrok na Natsu, bijąc się z myślami. Chciała pobyć sama, zastanowić się nad tym wszystkim.
- Może innym razem...
Posłała im wymuszony uśmiech, po czym ruszyła w stronę wyjścia. Tak bardzo chciała się odnaleźć. Niestety nim zdołała rozwikłać chociażby jedną zagadkę, już nachodziły ją kolejne. Czy to wszystko mogło być ze sobą powiązane?

 Słońce wysoko świeciło na niebie, ale Lucy wcale to nie cieszyło. Wolałaby, aby pogoda odzwierciedlała teraz to, jak się czuję. Pragnęła aby padał deszcz, grad, a jednocześnie, aby przez ciemne chmury przedzierały się promienie słońca. Chciała burzy i silnego wiatru, jak i tęczy na czystym niebie. Była po prostu zagubiona. Nie potrafiła połączyć pewnych części układanki.
"Gray, dlaczego cię nie ma, jak tak bardzo cię potrzebuje". Nie wiedziała czy był blisko, czy daleko. W końcu zobaczyła go kolejny raz i to nie tylko ona. To nie mogła być więc aluzja, on musiał być prawdziwy. Westchnęła, spoglądając na wodę, płynącą teraz tak spokojnie. Chciałaby aby i w jej głowie panował spokój.

 Dostrzegła w oddali znajomą czerwoną czuprynę. Siedział na murku, pozwalając nogom zwisać nad taflą wody. Z początku ucieszyło ją to spotkanie. Może to mu powinna się wyżalić? Mimo, że Akachi nie znał nigdy maga lodu... Może przez to uda mu się jej pomóc?
 Podchodząc bliżej, zauważyła, że jego policzki błyszczą. Patrzyła na twarz chłopaka, dopóki nie skrył jej w ramionach, przysłaniając dodatkowo kosmykami włosów.
- Akachi-kun?
 Przez chwilę myślała, że mógł po prostu nie dosłyszeć. Sama z trudnością zrozumiała wypowiedziane przez siebie słowa. Jednak było inaczej, gdyż zaraz podniósł głowę.
- Ah - wyrwało jej się, kiedy zobaczyła w jakim stanie jest chłopak. Jego oko było przekrwione, a poliki, jak wcześniej myślała, nie błyszczały od słońca. Tylko od łez.
- Czy coś się stało Lucy?
- To raczej ja powinnam o to spytać... - mruknęła, wzdychając. Usiadła obok, nie spuszczając z niego wzroku.
- Nie rozumiem - odparł lekko zaskoczony, zaraz się szeroko uśmiechając - u mnie wszystko w porządku.
- Nie umiesz kłamać.
Tym razem nie mógł powstrzymać śmiechu, co całkiem zbiło z tropu Lucy.
- Oczywiście, że umiem. Jestem w tym świetny - spoglądał jeszcze dłuższą chwilę na blondynkę, patrząc później na horyzont. Lucy również milczała, przez co słyszalna była jedynie woda, obijająca się raz po raz o kamienny mur. Wzburzały ją natomiast statki przybijające do portu.*
- Znowu poczułem to samo... Ten sam strach, kiedy oskarżono mnie o zabicie ojca.
Jego uśmiech zniknął.
- Może to jest mi pisane? Być na każdym kroku tym złym, zdrajcom. Może źle wybrałem przychodząc tu z wami - trudno jej było uwierzyć, że ten zimny głos należał do tej samej osoby. Znów nie umiała nic zrozumieć. Nie potrafiła teraz go o nic zapytać.
- Wcześniej byliście szczęśliwi, uśmiechnięci. Widziałem w was światło, jakiego sam nie posiadałem nigdy... Od czasu, kiedy tu jestem ono powoli znika - zacisnął palce, wciąż jednak na twarzy zachowując powagę - ale teraz to już nie ważne, prawda? Ja...wiesz co? Nieważne. Pójdę już.
Wstał, czując zaraz na ramieniu czyjąś dłoń. Dobrze wiedział czyją.
- To już naprawdę nieważne, Lucy - odpowiedział, śmiejąc się. Jej ręka bezwładnie opadła, a on ruszył przez miasto z jedną łzą, którą szybko starł.

~*~

 Nie rozumiała niczego, a na domiar złego, kolejne informacje przybywały, przyprawiając ją o ból głowy. Jej przyjaciel cierpiał, lecz nie wiedziała dlaczego. Mogła przecież zapytać, zatrzymać go dłużej przy sobie. Niestety stała tylko i patrzyła jak odchodzi. Cały czas milczała, milczała.
 Zrozumiała, że była zbyt samolubna. Myśląc jedynie o swoich problemach, nie dopuszczała do siebie smutków innych osób. Jak mogła tak się zachować, po tym jak Akachi uznał ją za osobę, której może się zwierzyć ze wszystkiego... Uważał, że da radę mu pomóc, dlatego się wyżalił ze swoich problemów. Jednak ona nie odezwała się ani słowem. Nawet nie mogła zrozumieć jego bólu, ponieważ za mało czasu mu poświęcała.
"Tak samo Natsu", pomyślała, spuszczając głowę. Jej zachowanie mogło go zranić. Gdyby bardziej się tym przejęła, może doszukałaby się prawdy.
 Stawiała kolejno kroki w stronę domu. Mimo wczesnej pory, miała zamiar resztę dnia spędzić w mieszkaniu, mając nadzieję nie zastać tam nikogo. Wyjęła klucz i przekręcając go, odczekała chwilę za nim pociągnęła za klamkę. Cisza, nikogo nie ma. Weszła do środka, zapalając od razu światło. Pusto, zupełnie tak jak za dawnych czasów, kiedy wracała do swojej posiadłości z samego rana. Nieraz wymykała się nocą z domu, by wrócić dopiero kolejnego dnia. Spędzała wtedy czas w towarzystwie dzieci, mieszkających niedaleko w małych domkach. Nie miały nic przeciwko, że była z tych bogatszych. To wtedy nie miało znaczenia.
 Uśmiechnęła się nikle na wspomnienia, po czym wzięła krótki prysznic. Kładąc się do łóżka, dostrzegła słońce, które powoli zachodziło za horyzont.

 Drzewa otaczały ich ze wszystkich stron, co raczej nie było dziwną rzeczą, skoro znajdowali się w lesie. Mieli za zadanie złapać bandę złodziei, nic trudnego. A przynajmniej tak im się wydawało.
 Szli już dłuższy czas i nawet Natsu powoli zaczął tracić trop. Blondynka nagle stanęła, splatając swoje dłonie.
- Przepraszam, gdybym bardziej skupiła się na walce, to pewnie by nie uciekli.
- To nic takiego Lucy - oznajmił Salamander, poklepując ją po ramieniu. Gdy tylko na niego spojrzała, posłał jej promienny uśmiech, którym niemal od razu się zaraziła.
- Właśnie. Najważniejsze, że nic ci się nie stało.
Gray krzyżując ręce, również się uśmiechnął i po chwili spojrzał w ledwo widocznie przez konary drzew niebo. Na niebieskim firmamencie gwiazdy iskrzyły niemal tak mocno jak księżyc. Widok może i nie był zbyt dobry, lecz wystarczającą piękny, by zatrzymać na nim dłużej wzrok.
- Dobra ludzie, rozbijamy namiot, to nie ma sensu - dodał czarnowłosy, przerywając tym samym ciszę. Wskazał dłonią na miejsce, gdzie mieli spać, po czym zaczął rozkładać dwie pałatki. Pozostała dwójka zajęły się w tym czasie ogniskiem.

 Noc nie należała do najchłodniejszych, jednak powiew wiatru sprawiał, że po ciele wróżki raz po raz przechodziły dreszcze. Obaj chłopcy niemal od razu to dostrzegli, przystawiając jej przed nos pled. Podziękowała, zapraszając ich gestem ręki bliżej siebie. Teraz w trójkę siedzieli blisko palącego się drewna.
- A gdzie jest Happy?
- Pewnie poszedł szukać jedzenia - na te słowa smoczemu zabójcy zaburczało głośno w brzuchu. Lucy cicho zachichotała, zaraz dodając.
- Albo leży już na ziemi gdzieś obżarty.
- Tak myślisz? - zapytał Salamander i niemal natychmiast popędził przed siebie, nie czekając na żadną odpowiedź. Tym razem nie tylko blondynka się śmiała z zachowania przyjaciela. Spojrzała na Graya, uśmiechając się.
- Dobrze sobie radzi.
- Masz racje - westchnął, przeczesując włosy - ale i tak to głupek.
- Wierzysz w to, że odnajdzie kiedyś Ignela?
Odwrócił głowę w jej stronę, chwilę milcząc.
- A ty wierzysz?
- Pewnie, że tak.
- No to ja też - odparł, nie spuszczając z blondynki wzroku. Zapatrzyła się przez moment w jasne płomienie, jakby bijąc się z myślami.
- A jak z tobą?
Zdziwił się lekko, nie do końca rozumiejąc.
- Ze mną?
- No tak... Wspominałeś kiedyś, że miałeś brata.
Jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. Lucy wpatrywała się w niego, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. W końcu przełknąwszy ślinę, zdecydował się odezwać.
- Owszem, miałem.
- Czy on już...
- Niestety.
Jasnowłosa lekko się zmieszała, spuszczając głowę. Płomienie odbijały się w jej brązowych oczach.
- Przepraszam.
- Nie, nie masz za co.
- Przykro mi - dodała, przytulając się do maga lodu. On niezbyt zręcznie objął ją, potem delikatnie gładząc po głowie.
- Był naprawdę wspaniały.
Podniosła wzrok ponownie na jego twarz, chcąc upewnić się czy może o to spytać.
- Jaki on był jeszcze?
- Interesuje cie to? - uniósł brwi, lecz widząc jak dziewczyna przytakuje, posadził ją obok siebie, obejmując ramieniem. Wiedział, że nadal jest jej zimno, a bliskość drugiej osoby pomagała najlepiej.
 Przymknął na chwilę powieki, chcąc przypomnieć sobie dokładnie swojego brata. Bolało go to, jednak dla niej był gotów przywrócić bolesne wspomnienia. A jak widział swojego braciszka? Dokładnie jak małego chłopca, na oko pięcioletniego. Ponieważ to wtedy ostatni raz widział go, zanim całkiem przepadł.
- Był prawie, że taki sam jak ja. Jednak on był lepszy. Mimo, że to ja miałem miano starszego brata, to i tak uważałem go za lepszego, wspanialszego. Potrafił pocieszyć każdego, posłać uśmiech nawet wrogowi i podać mu pomocną dłoń. W tym akurat nie byłem najlepszy - podrapał się po głowie, zażenowany - uczestniczyłem w wielu bójkach. Robiłem wiele kawałów innym, za co obrywał mój brat.
- Czy to znaczy, że z wyglądu byliście identyczni? - wtrąciła, w momencie gdy chłopak się akurat zastanawiał.
- Włosy.
- Huh?
-  Różniły nas jedynie włosy. Ich kolor. No, może i jeszcze trochę budowa ciała. Alois był chudszy.
- Więc twój brat nazywał się Alois.
Na dźwięk imienia brata, drgnął. Sam przed chwilą nieumyślnie je wypowiedział. Nie powinien tego robić.
- Tak - odparł, lecz bardziej oschle niż wcześniej.
- R-rozumiem.
Lekko zmieszana spuściła głowę. Między dwójką magów ponownie zapanowała cisza. Jednak czarnowłosy nie chciał jej dalej przeciągać.
- To dzięki niemu stać mnie teraz na więcej. Dodał mi odwagi, jaką utraciłem po śmierci rodziców - chwycił palcami medalion, z którym się nigdy nie rozstawał - to on mi go podarował...dawno temu. 
Spojrzała na Graya, widząc w nim już nie tylko przyjaciela, a także osobę, na jakiej mogła się wzorować. Po wielu trudach on się nie poddawał i wciąż brnął przed siebie. 
Chociaż Lucy pogodziła się z tym, że wszyscy jej bliscy są już po drugiej stronie, to wciąż stała w miejscu.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś Gray - uśmiechnęła się - nadszedł czas bym i ja ruszyła do przodu. 
- Lucy...
Wyszeptał jej imię, będąc zaskoczony tymi słowami. Tak często go zadziwiała. Uniósł kąciki ust, ciesząc się, że ma ją przy sobie i nie panując nad sobą, położył dłoń na jej dłoni. Poszerzył uśmiech, widząc delikatnie rumieńce na twarzy przyjaciółki. 
 I niespodziewanie poczuł jak drobne palce zaciskają się na jego chłodnej skórze. 

~*~

 Tak, rozdziały po...bardzo długim czasie powracają. Dlaczego? Przecież tyle miesięcy nic nie pisałam, a tu nagle pojawia się coś nowego... Może dlatego, że przez te wszystkie dni myślałam uporczywie nad tym opowiadaniem. Wiedziałam, że je skończę, jednak nie miałam pojęcia kiedy. Mimo, że sama z trudnością orientuje się we wszystkich wątkach, które *ah, co ze mnie za potwór* prawie wszystkie pojawiają się chyba w każdym nowym rozdziale. Jednak nie umiem inaczej tego połączyć, wybaczcie. Obiecuje, że z czasem wszystko się będzie wyjaśniać. Tym razem może i nadal jest jedna, wielka niewiadoma, lecz doszła nowa informacja. Otóż, braciszek Graya. 

*Dobrze wiem, że statków tam jakoby żadnych nie ma, jednakże nic innego mi nie pasowało. Prawdę mówiąc cała moja historia jest sprzeczna z mangą i anime... Może jedynie poza gildią i imionami postaci. ;_; Chyba zrobię listę z rzaczami i wydarzeniami, jakie zgadzają się z prawdziwym Fairy Tail, by nie było żadnych niejasności. 
Okey, tym razem to wszystko. Pozdrawiam serdecznie wszystkich (jeżeli komuś chce się jeszcze tu wchodzić >.<).

20 maja 2013

014. Rozdział XI "Marzenie ściętej głowy"


"Ciem­ność... kiedy wszys­tko co znałeś i kochałeś zos­ta­je ci zab­ra­ne..."

 Sprawa ze znikającymi pracownikami została wyjaśniona nazbyt szybko. Już następnego dnia, niebieski Exceed natrafił na dziwnie zachowującą się kobietę. Jej zapach przypominał Natsu o różowym dymie i bez zbędnych pytań po prostu się na nią rzucił. Po przyprowadzeniu związanej brązowowłosej, magowie Fairy Tail odkryli kolejną szokującą wiadomość. Otóż, owa dama była żoną kierownika, pana Vincenta Trevota. Mężczyzna zdołał wybaczyć jej niszczenie jego ciężkiej pracy, lecz nadal nie poznano powodu postępowania nieznajomej. Natsu, ucieszony z nagrody pragnął jak najszybciej opuścić to dziwaczne miejsce, niestety przetrzymano ich tam kolejne dwa dni z powodu burzy piaskowej. Oczywistym było, że smoczemu zabójczy ona nie zagrażała, ale darmowy posiłek zdołał załatwić wszystkie niedogodności. Głównym problemem okazała się być Lucy, której sposobu odczarowania nikt nie chciał mu zdradzić. Ostatecznie zdecydował się wyruszyć, dyskretnie podwędzając jeden z flakoników. Niestety szczęście ponownie mu nie dopisało i zamiast lekarstwa dla przyjaciółki, zdobył produkt na szybki porost wąsów.
  Zmieszali właśnie przez pustynię, a chłopak zmuszony był nieść maga gwiezdnych duchów na plecach.
 - Ne, Natsu...dlaczego mnie ignorujesz? - łzy powoli zbierały się w kącikach jej oczu, lecz on wciąż z kamienną miną szedł przed siebie. Kolejne pytania zbywał w podobny sposób, bądź od czasu do czasu pomrukiwał coś cicho pod nosem. Sytuacja w jakiej się znalazł, kazała mu zmienić nagle podejście do dziewczyny. Westchnął, w myślach klnąc. "Dlaczego akurat ja?"
 Z trudnością wszedł do pociągu, każąc blondynce usiąść naprzeciwko. W tej chwili zaprzątałby sobie głowę zdarzeniem sprzed kilku godzin... Lecz choroba lokomocyjna w pełni mu to uniemożliwiła. Tym razem był jej jednak wdzięczny.
- Natsuu, nie martw się. Ja się tobą zajmę - zaśmiała się perliście, kładąc po chwili go na całej szerokości siedzenia. Kiedy miał próbować zasnąć, stała się rzecz niezbyt mu odpowiadająca. Bowiem, poczuł zaraz na sobie ciężar, jakim okazała się właśnie Lucy. Rozłożyła się na nim, dając Salamandrowi widok jedynie na jej nazbyt widoczne piersi.
- L-lucy - wyjąkał, pokrywając się czerwienią na w połowie fioletowej twarzy.
- Możesz spokojnie spać. Teraz mam wszystko pod kontrolą - uśmiechnęła się szerzej, muskając wargami delikatnie szyję Dragneela oraz przypadkiem trącając kolanem jego krocze.

~*~

 Jaskinia dobrze zamaskowana przez zarośla, pozwalała odpędzić od siebie różnego rodzaju drapieżniki. Wewnątrz zaś panowała wilgoć, a gdzieniegdzie z sufitu skapywały krople wody. Mech porósł prawie, że cały obszar przy wejściu. Dalej już poświata księżyca nie docierała, to też panowała tam ciemność. Kroki, ledwo dosłyszalne, lecz wystarczające by przebudzić czujną dziewczynę. Z czasem stawały się one coraz głośniejsze, aż w końcu na ścianie jaskini dostrzec można było cień postaci. Po chwili również i jej bladą twarz oraz pobłyskujące wręcz srebrne pasma.
- Przyniosłem leki - głos mężczyzny był prawie, że nazbyt obojętny, ale zdążyła się już przyzwyczaić i po prostu to zignorowała. Świeca, która zgasła jakiś czas temu, ponownie oświetliła owe miejsce. Teraz z łatwością można było spływające po jej policzkach słone łzy. Skinęła głową, zmieniając opatrunek na brzuchu swej mniejszej wersji. Wzięła ciało zielonowłosej w ramiona, przyciskając je zaraz do siebie o wiele mocniej. Nie mogła dopuścić do śmierci dziecka, swej własnej siostry.
- Połóż się - usłyszała w oddali, jednak ani na moment nie poluźniła uścisku. Ciemność znów zapanowała między nimi, a dziewczyna siedziała, dygocąc z zimna. Mimo towarzyszki będącej tak blisko, nie mogła się ogrzać. Zacisnęła pięści. Odpłaci się Fairy Tail, a wtedy ich popamiętają. W szczególności smoczy zabójcy, których nienawidziła całym sercem.

 Szelest pośród krzaków, sprawił, że palce Reiko bardziej zacisnęły się na ciele dziewczynki, a oczy nagle szeroko rozwarły. Białowłosy obudził się prawdopodobnie w tym samym momencie i był gotów w każdej chwili zaatakować potencjalnego wroga.
- No proszę, proszę - ciemna postać stała przed wejściem, lecz twarzy jej dalej nikt z dwójki nie mógł dostrzec. Zaśmiała się ochryple, nie śpiesząc się z ujawnieniem.
- Kim ty...
- Kim jestem? Hmm... A mogę być jednym z twoich koszmarów? - ponownie przybysz zarechotał, przez co zielonooka zacisnęła ze złości zęby.
- Mniejsza o to - dodał po chwili, przybliżając się do członków Cobras Hunter* - mam dość... ciekawą propozycję.
Wykonał kolejne kroki, a wraz z nimi płomień świecy oświetlał go bardziej. Bez wahania zrzucił z siebie czarny płaszcz, ukazując nagą klatkę piersiową. Źrenice magów zmalały, a brwi uniosły się jeszcze wyżej.
- Ty... kim ty do cholery jesteś? - zapytała ze spokojem, kryjąc rosnące powoli przerażenie. Nieznajomy szeroko się uśmiechnął.
- Kimś, kto pozwoli wam zemścić się za jej śmierć - wskazał dłonią na nieprzytomne dziecko. Dziewczyna od razu przygarnęła ją do siebie jeszcze bardziej. Lecz coś się nie zgadzało. Wcześniejszy ledwo co wyczuwalny oddech, całkowicie zanikł, a skóra znacznie pobladła.
- Nie... - prawda okazała się zbyt bolesna, nie do pojęcia.
- Wystarczy się zgodzić, a ja uczynię was silniejszymi...
- Reiko - Thor spojrzał na swą kompankę ze strachem, a obojętność już w pełni wyparowała z jego twarzy. Zielonowłosa puściła ciało siostry, pozwalając mu z głuchym hukiem opaść na ziemię. Zacisnęła pięści, wykrzywiając się w pół grymasie, a w pół uśmiechu.
- Zapłacą mi za to... - w jaskini rozległ się szaleńczy śmiech, a jej oczy zapełniły się chęcią mordu - Fairy Tail mi zapłacą!

~*~

  Wciąż czuł jej ciepłe wargi na swoich, chociaż były one za materiałem szalika. Odruchowo dotknął swych dwoma palcami, jakby usta dziewczyny dopiero co zniknęły. Mimo tych kilku dni on dalej odczuwał to nazbyt dobrze. Nie rozumiał różnych emocji targających jego ciałem. Przystanął, spoglądając na błękitne niebo. Zaraz spuścił wzrok, wbijając go w chodnik.
- Lucy - szepnął, zaciskając pięści. Ona nie była sobą, to tylko magia. Czar, który w końcu musi minąć. Prysnąć, jak bańka mydlana, a wtedy będzie jeszcze gorzej. Westchnął głęboko, klnąc pod nosem. Ne mógł odwzajemniać jej uczuć, gdyż nie stanowiły one prawdy. Miłość pokryta fałszem to najgorszy scenariusz dalszego życia. Tylko dlaczego go to, aż tak bolało... Zagryzł wargę, z trudnością pokonując kolejne metry. Każdy krok zbliżał różowowłosego do gildii, jaka tak nagle stała się dla Natsu bardziej obca, niż zwykle. Ponieważ wiedział, że znów zostanie czule przywitany. Obdarzony uczuciem trwającym jedynie przez określony czas.
- Nie pozwolę... - szedł coraz szybciej, aż w końcu biegł nie zważając na trącanych przechodniów - nie pozwolę ci tak żyć, Lucy!
Odstawił na bok własne problemy, chcąc pomóc swej przyjaciółce. Zawsze przy nim była i to ona podnosiła na duchu po zniknięciu Graya. Powstrzymywała przed nieprzemyślanymi decyzjami i posyłała uśmiech, jaki był dla niej czymś trudnym, ledwo możliwym. A jednak, robiła to wszystko dla dobra smoczego zabójcy. Teraz nadeszła pora się odwdzięczyć. Szczególnie, że przed misją sprawił jej zapewne wiele bólu. Pokręcił głową, ocierając twarz. Musi iść dalej i się nie poddawać. Właśnie dla dobra Lucy.

 Gwałtownie otworzył drzwi gildii i zaczął się rozglądać, w poszukiwaniu maga gwiezdnych duchów.
- Lu... - przerwał nagle, wpatrując się wielkimi oczami w siedzącą przed nim dziewczynę...zamkniętą w runach. Skrzywił się, otwierając potem szeroko usta.
- Fried!
Zielonowłosy przekręcił głowę w stronę poddenerwowanego chłopaka, po czym cicho westchnął. Odchrząknąwszy, ostentacyjnie machnął ręką.
- Sprawiała za dużo kłopotów.
- Wyśniła sobie, że wszyscy jesteśmy tobą... Tyle że w przebraniu... - wyjaśnił zaraz inny mag, masując obolałą twarz.
- I co w tym złego? - sam Natsu nadal nie rozumiał jaki był powód zamknięcia Hearfili. W odpowiedzi większość mężczyzn spuściła głowy. Wspomnienia nie należały do najprzyjemniejszych.

Blondynka cicho nucąc, skakała szczęśliwie w stronę dobrze znanego budynku. Myśl o zobaczeniu chłopaka sprawiała nagłe motyle w brzuchu i przywoływała rumieńce. Po dotarciu, poczęła poszukiwania swej miłości, niestety wokół znajdowały się same nieinteresujące ją twarze. Bez zastanowienia podeszła do jednego z przyjaciół, po czym pociągnęła mocno za polik.
- Natsu? - słysząc jedynie jęknięcie, zrobiła to samo z nosem. Po upewnieniu się, że to z pewnością nie Salamander, skierowała się do kogoś innego. Niestety efekt za każdym razem był prawie, że taki sam. Niekiedy któryś cierpiał dłużej, a wszystko z powodu upartości dziewczyny.
- Oddajcie mi Natsu! - krzyknęła, łapiąc za pobliski przedmiot. Zaraz powędrował on na drugi koniec sali, bądź też rozbił się na czyjejś głowie. Czasami zdarzało się rzucić jej magiem... Lecz tylko, czasami.

- Nie było tak źle - wtrącił się mistrz, leżąc na blacie baru i machając radośnie nogami. Jego poliki pokryte byłe czerwoną szminką. Wtem zainteresowany zaczął dostrzegać na twarzach innych liczne siniaki i zadrapania. Wystraszył się nie na żarty. W końcu nie miał bladego pojęcia do czego jeszcze zdolna jest jego przyjaciółka.
- Natsuu - blondynka chciała podbiec do chwilowego obiektu westchnień. Niestety owa klatka uniemożliwiła jej jakiegokolwiek kontaktu z nim. W odpowiedzi wyjęczała imię Dragneela, a do jej oczu napłynęły łzy. Powoli podszedł do niej, czując ogromny ból z każdą kroplą skapującą na ziemię. Wciąż nic do niego nie docierało. Nic poza szlochem dziewczyny, który nie tyle co ranił, jak i dawał nikłe, a zarazem fałszywe nadzieje.
- Fried, zdejmij runy.
- Nie sądzę by był to...
- Zdejmij je do cholery! - wrzask chłopaka dał zielonowłosemu do myślenia. Kręcąc głową, anulował zaklęcie i wzruszył ramionami. Natsu zaś poczuł nagle silny uścisk i znany zapach. Lucy wtuliła się w niego, cicho mrucząc niczym najprawdziwszy kocur. Sięgała już do szyi przyjaciela, jednak ten w porę zatrzymał ją i ostrożnie odsunął.
- Lucy, a teraz mnie posłuchaj - przytaknęła, wpatrując się w brązowookiego rozmarzonym wzrokiem - pobawimy się później.
Mina nagle jej zrzedła, lecz posłusznie nie rzuciła się znów na chłopaka. Ten z ulgą, wykonał krok w tył, by potem podbiec do krzątającej się Miry.
- Pomóż mi! - wyjęczał, gdy ona odstawiała ostatnie kufle na swoje miejsce. Nieumyślnie zrzucił Makrova z blatu, po czym rozłożył się na nim. Zaczął rozlewać się powoli z dwóch stron.
- Sądziłam, że ci się to spodoba.
Spiorunował ją, nie widząc w tym nic ciekawego. Mirajane jedynie się zaśmiała, jednak po chwili przybrała pozę myśliciela. Kątem oka spojrzała na wciąż sterczącą w bezruchu jasnowłosą, która prawie, że pożerała towarzysza wzrokiem. Przeczuwała, że nie będzie to proste zadanie.

 W czasie gdy inni poszukiwali różnych sposobów na wybudzenie z transu jasnowłosą, Juvia siedziała w oddali przy jednym ze stolików, wpatrując się beznamiętnie w szklankę z sokiem. Była w całkiem innym świecie, pogrążona we własnych myślach. Nerwowo przejechała opuszkami palców po kieszeni, w której znajdował się prawdopodobnie dowód. Jeśli był on prawdziwy, to sprawca znajdował się bliżej, niż mogło się komukolwiek wydawać. Westchnęła, spuszczając głowę. Nie rozumiała kumulujących się w niej emocji. Możliwe, że się bała, lecz przerażało ją to jeszcze bardziej, niż zniknięcie nagrobka.
- Gray-sama - mruknęła, a oczy dziewczyny zaszły mgłą. Drzwi zaskrzypiały, dając znać, że powinno się je już dawno naoliwić. Chłodny powiew wiatru przywołał ją do rzeczywistości. Zesztywniała jednak, kiedy do gildii wkroczyła dwójka magów.
- Dziękuję za pomoc panie Akachi - jako pierwsza odezwała się niebieskowłosa smocza zabójczyni, idąca tuż obok wyższego kolegi. Chłopak z przysłoniętym okiem jedynie się uśmiechnął, czochrając ją zaraz delikatnie po głowie.
- Wendy z pewnością by sobie sama poradziła - wtrąciła się mała kotka, odwracając się od przyjaciółki z grymasem na twarzy. Dało się słyszeć cichy chichot ze strony dziewczyny.
 Mag wody przyglądała się temu z jawnym niesmakiem. Parę kosmyków opadło bezwładnie na jej bladą twarz. Wymruczała coś cicho, dostrzegając ich powoli podchodzących. Szeroko uniesione kąciki ust ani na trochę nie opadały, co bardzo irytowało wielbicielkę Graya. Mimo, że stanęli tuż przed nią, ona nadal skupiała się na szklance.
- Pani Juvia nas nie słyszy?
- Nie, jestem pewny, że tylko żartuje - odparł czerwonowłosy, radośnie się szczerząc. Loxar ponownie na moment sparaliżowało. Zacisnęła palce na szklance i wyszeptała drugi raz to samo.
- Zdrajca.
Poczuła, jak się na nią pochyla i wiedziała, że będzie musiała to powtórzyć. W końcu zmuszona była spojrzeć na rozradowaną twarz Akachiego, z lekko uniesionymi brwiami.
- Huh? Co takiego? 
- Zdrajca.
Te słowa ledwo wychodziły z jej ust, lecz obiecała sobie, że odpłaci za upokorzenie ukochanego. Nie zostawi tego na pewno bez żadnej zemsty. Gwałtownie wstała, wciskając palec w jego klatkę piersiową.
- Ten człowiek jest zdrajcą! - kipiała ze złości. Włosy dziewczyny zaczęły się unosić co raz wyżej. Zła aura wokół jasnowłosej nie wskazywała niczego dobrego - I Juvia uważa go za wroga!
Nikt w tej chwili nie zdołał zareagować. Nie na tyle szybko. Strumienie wody wydobyły się nagle z jej ciała. Niestety nie było osoby potrafiącej to zrozumieć. A całe Fairy Tail w ułamku sekundy znalazło się pod wodą.

~*~

*Nazwa wymyślona przez Igę Kuroki, której bardzo dziękuję. c:

 Jej, cóż napisać więcej? Rozdział nareszcie dodany, zaś kolejny pojawi się o wiele szybciej, a dokładnie jeszcze w tym tygodniu. Teraz, kiedy już testy mi niegroźne, a nauka prawie, że skończona, mogę więcej czasu poświęcić mym blogom. Na drugim dodam pracę jutro. Cóż, mam nadzieję, że się spodobało. Jako tako akcji mniej...bodajże. Sama dokładnie tego nie wiem, eh. Mące, mące. Dziękuję wszystkim za zainteresowanie. Każdy opinia w komentarzu motywuje mnie do większego działania. :> Aż trudno mi uwierzyć, że strona ma swoje siedem tysięcy wejść. Jesteście kochani. ^^ Pozdrawiam serdecznie każdego osobno i dziękuję raz jeszcze. Do napisania.

1 maja 2013

013. Rozdział X "Kłopotliwy urok"


"Miłość wymuszona nie jest żadną miłością"

 Obudziła się, leżąc na miękkim łóżku. Spojrzała odruchowo w stronę łazienki i westchnęła głośno, widząc leżące na podłodze resztki po drzwiach. Prawdopodobnie Natsu rozwalił je, bojąc się o stan przyjaciółki. Mimowolnie się uśmiechnęła. Tak bardzo o nią dbał... A jednak wczoraj zachował się okropnie. Nie wiedziała co w niego wstąpiło, lecz niech nie myśli, że ujdzie mu to na sucho. Pewnie wstała, łapiąc się szybko za głowę. Niemiłosiernie mocno bolała. Najchętniej nigdzie by się nie ruszała, jednak zbliżająca się opłata powoli dawała o sobie znać. Szczególnie, że nie posiadała nawet połowy klejnotów.

 W gildii panowała dość przyjemna atmosfera. Wiele osób już z samego rana wyruszyło na misje. Niektórzy dalej siedzieli przy stołach, głośno się śmiejąc, bądź kłócąc. Przy jednym z nich znajdowała się czwórka mężczyzn, a raczej trójka. Jeden z nich zbyt podekscytowany, podskakiwał i zaraz upadał na twardą ziemię.
- I naprawdę możesz wejść w ciało każdego? - zachwycał się Elfman, a kiedy Akachi skinął głową, podsumował wszystko krótkim "Ale to męskie!". Jednak to nie on był osobą, która nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Rolę tą odgrywał natomiast smoczy zabójca, z płomieniami w swych oczach.
- Ekstra! Przejmij mnie, tak! - uniósł wysoko rękę, szczerząc się. Nad głowami wszystkich pojawiła się biała chmurka, w której dostrzec można było słowa Salamandra, w postaci krótkiej animacji.
- Po opuszczeniu ciała, stanę się duchem... I w końcu zobaczę swoje plecy. I tyłek też!
- Aj! - znikąd pojawił się Exceed, dodając po chwili ciszej - Natsu ma czasem dziwne pomysły...
Przyjaciele spojrzeli po sobie, później na chłopaka palącego się wręcz do tego. Gwałtownie wybuchnęli śmiechem, przyciągając uwagę innych.
- Jeszcze zarazi się głupotą!
- Jakby chociaż coś w tej głowie było - zachichotał któryś z magów, zderzając się kuflami z innym. Różowowłosy zaczął wymachiwać rękoma, krzycząc coś, co jeszcze bardziej bawiło członków Fairy Tail.
- Zamknij się gołodupcu! - w sali nastała nagła cisza. Natsu zacisnął pięści, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział. Porwał papier ze stołu, po czym wybiegł z gildii. Za nim w pośpiechu ruszył mały niebieski kotek.

 W tym samym czasie  blondynka zmierzała do wspomnianego wyżej miejsca. Planowała wybrać jak najszybciej jakąś misję i wyruszyć, nim spotka ją smoczy idiota. Takie właśnie zdanie miała o nim w tej chwili. Westchnęła głęboko, wracając myślami do ostatnich wydarzeń. Jak mogła zrozumieć, to co widziała? A raczej kogo. Wystarczyło, że czarnowłosy pojawił się chociażby na ułamek sekundy, by ponownie ożywić w niej nadzieję i wiarę w jego powrót. Być może inni kłamali, mylili się. On żył, a nagrobek postawiony na cmentarzu oznaczał jedynie pomyłkę. Przemyślenia przerwał pewien chłopak, z impetem wpadając na Lucy. Syknęła cicho, upadając na twardą ziemię. Spojrzała złowrogo na, jak się zaraz okazało, Salamandra. Ten jedynie rozmasowywał obolałą głowę.
- Co to? - zapytała, wskazując na ściskaną przez niego kartkę.Widząc, że nie miał zamiaru odpowiadać, wyrwała mu papier, zwracając następnie uwagę na treść. Jej oczy powoli się rozszerzały.
- Milion klejnotów?! Idziemy! - krzyknęła entuzjastycznie, a głowa momentalnie przestała boleć. Chwyciła chłopaka pod ramię i pobiegła w kierunku stacji. Taka okazja nie trafia się w końcu często.

 Słońce jasno świeciło, próbując dosięgnąć wszystkiego swymi promieniami. Wiatr potrząsał delikatnie gałęziami drzew, strącając pojedyncze liście na ziemie w magicznym tańcu. Niebo błękitne, czyste...wydawało się, jakby można chwycić je dłonią. Puszyste obłoki przelatywały powoli po nim, formując się w najprzeróżniejsze kształty. Stali w milczeniu, czekając na przyjazd pociągu. Mimo wcześniejszego podekscytowania jasnowłosej, była teraz odwrócona plecami do przyjaciela. On postępował tak samo, ignorując jej jakąkolwiek uwagę, bądź komentarz. Nawet Happiemu nie udało się rozluźnić atmosfery, przez co ostatecznie westchnął i zasiadł znużony na czuprynie Natsu. W pewnym momencie dało się słyszeć gwizd ze strony szyn. Chwilę później w trójkę zajmowali już miejsca w przedziale, odliczając kolejno minuty przybycia do miasta. Dziw, Salamander zachowywał się nad wyraz spokojnie, nawet podczas ruszenia pojazdu. Niestety zaraz jego twarz przybrała zielony kolor, a chory rozłożył się na całej szerokości siedzenia. Lucy zaś dalej beznamiętnie wpatrywała się w widok za oknem. Nie chciała spędzać najbliższych paru godzin z różowowłosym. Jednak dla kwoty za wygraną musiała to wytrzymać, wciąż przed oczami mając widok z ostatniej nocy. "Idiota... Jednym słowem idiota". Prychnęła cicho, licząc ze znudzenia mijane drzewa. Zmarszczyła brwi, zauważając znaczny spadek roślinności. Czyżby miasto miało okazać się jedną, wielką pustynią?

~ * ~
 Przemierzała uliczki Magnoli, z ciągnącą się za nią czarną chmurą. Łzy zamazywały jej widok, lecz nie zatrzymywała się. Pragnęła dojść do celu, mimo że nie wierzyła w słowa przyjaciół. Czy to aby nie za wielkie określenie na ich znajomość? Ostatnimi czasy oddaliła się jeszcze bardziej od gildii. Marzyła tylko o ponownym spotkaniu ze swym ukochanym, a serce z każdym dniem kuło tak samo mocno. Wkroczyła wolnym krokiem na cmentarz, omijając starą, ledwo stojącą tablicę z wiadomościami. Po co by jej były informacje o minionych pogrzebach, bądź tych, jakie miały dopiero nadejść? Juvia przyszła tu tylko dla jednej osoby. Zacisnęła mocniej blade palce na bukiecie kwiatów, przywołując za sobą nowe krople deszczu. Po zatrzymaniu się w odpowiednim miejscu, nie mogła uwierzyć. Ziemia wgnieciona, a wokół niej czyjeś ślady. Głaz przypominający o wspaniałym magu zniknął bez słowa.
- Kto? - mruknęła cicho, w pełni zimno i oschle. Parę płatków zleciało na ziemię. Zauważyła leżącą tuż przy nodze czarną opaskę. Schyliła się, a w oczach niebieskowłosej zabłyszczały łzy. Zaciskając palce na przedmiocie, wstała i pobiegła w stronę Fairy Tail. Musiała za wszelką cenę przekazać innym tę złą wiadomość.

~ * ~

 Po około godzinie byli już na miejscu. Blondynka się nie myliła, wokół nich widniał jedynie piach. Zasłonili dłońmi twarze, by niesforne grudki piasku nie wpadły im do oczu. Niebieski kotek skorzystał, chowając się w plecaku chłopaka. Rozglądali się w poszukiwaniu siedziby, z jakiej dostarczono zlecenie. Pustynia wydawała się nie mieć końca.
- To na pewno dobre miejsce? - brązowooka odwróciła się w stronę zamyślonego Salamandra,  krzyżując ręce. Włosy co chwila opadały na jej twarz, przysłaniając doszczętnie widok. Odgarnianie ich przy takim wietrze nie miało żadnego sensu. Dragneel dalej nie odpowiadał, co zaczynało ją lekko irytować. Zrobiła krok w tył, jednak potknęła się o kamień i wylądowała zaraz na ziemi... Oczywiście trzymana w ramionach różowowłosego.
- Nic ci nie jest? - spytał, lecz tym razem to ona postanowiła milczeć. Wyrwała mu się, udając niedostępną i oziębłą. Niech wie, że dziewczyny potrafią mieć też swoje humory.
- Miasto - głos kota zwrócił ich uwagę na jeden punkt. Mianowicie, piach począł powoli się gromadzić, tworząc pokaźną górkę. Tak samo działo się w jeszcze trzech miejscach. Formowały się one dalej w wieżyczki oddzielone od siebie na taką samą długość. W końcu powstały i mury łączące je. Z lotu ptaka cała budowla przypominała kształtem kwadrat. Trójka członków gildii przypatrywała się temu z jawnym zainteresowaniem i rozszerzonymi oczami. Piaskowe drzwi powoli się otwierały, aż zza nich wyszedł wysoki blondyn w podobnym wieku do nich.
- Magowie? Świetnie, pozwólcie, że się przedstawię - odparł z uśmiechem, przybliżając się - Jestem Vincent Trevot, dawny mag i dowódca jednostek ratowniczych.
Ucałował wierzch dłoni dziewczyny, która lekko się zarumieniła.
- Dowódca? Nie jesteś przypadkiem za młody?
Na to pytanie zachichotał, zapraszając drużynę Natsu do środka. Tam, jak się okazało, wszystko wykonane było normalnie, jak w każdym innym domu. Piasek znajdował się jedynie na zewnątrz. Jasnowłosa już chciała coś powiedzieć, lecz ubiegł ją w tym gospodarz.
- To dla bezpieczeństwa i ochrony przed intruzami. A wracając do twojego pytania - tym razem skierował wzrok na chłopaka - nie sądzę by był to problem. Mam już czterdzieści dwa lata.
Oboje stanęli, przypominając w tej chwili posągi.
- Czterdzieści dwa? Haha, to ty jesteś sta, ał! - zanim skończył, dostał z łokcia jasnowłosej w brzuch. Posłała mu jeszcze złowrogie spojrzenie, a następnie już milej spojrzała na mężczyznę.
- Zapewne w waszym mniemaniu wyglądam na młodszego. Chodźcie, pokażę wam - wskazał dłonią, by podążali za nim. Mijali wiele cennych przedmiotów i obrazów. Same ściany zdawały się pokryte prawdziwym złotem, a podłoga wyłożona jakby gorzką czekoladą. Po kilku minutach trafili do
sali pełnej ludzi. Unosiły się tam przeróżne zapachy, a czasem dochodziło w niektórych miejscach do wybuchu. Patrzyli na to dalej nic nie rozumiejąc.
- To tutaj tworzymy perfumy, zapobiegające wielu chorobom. Fiolek posiadamy bardzo dużo - tu wskazał ręką na półki, zajmujące prawie każdą część ściany - lecz każda z nich ma inne zastosowania i w razie złego użycia, skutki uboczne.
- Czyli jesteście zawsze przygotowani by pomóc rannym lub ledwo żyjącym - odezwała się Lucy, której ze wzruszenia zakręciło się parę łez w oczach. Wszystko to robili dla innych ludzi, nieśli im pomoc bezinteresownie.
- Można tak to określić. Jednakże podczas ich stosowania należy zachować ostrożność. Wystarczy jeden zły składnik, a zamiast leku można otrzymać nawet truciznę.
- Ale co to ma wspólnego z twoim wyglądem? - tym razem zapytał Natsu, który powoli gubił się w wyjaśnieniach mężczyzny. Blondyn mrużąc oczy, rozejrzał się po pomieszczeniu i zaraz sięgnął po jeden ze szklanych flakoników. Ciecz w środku barwiła się na szaro, podobnie co jego tęczówki.
-  Od lat stosuje ten specyfik, przez który mogę cieszyć się młodym ciałem - zamilkł na chwilę, kładąc dwa palce na powiece - zmiana koloru oczu to jeden z efektów ubocznych. Ale starczy o mnie, jako moi goście, pozwólcie się oprowadzić.
Dragneel już chciał się sprzeciwiać, lecz Lucy pociągnęła go szybko za nowo poznanym. Jakże mogłaby nie skorzystać z okazji poznania tak niezwykłego miejsca. Dodatkowo towarzystwo Vincentego wcale jej nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, była nim zachwycona.
 Przez kolejne dwie godziny obejrzeli większość pomieszczeń w rezydencji. Zbyt rozpromieniona Heartfilia zapomniałaby o misji, gdyby nie znudzony doszczętnie różowowłosy.
- Lucy, przecież mamy misje...
- Aj - dodał mały Exceed, który po raz pierwszy zdecydował się ujawnić przed właścicielem. Przewróciła oczami, ale przyznała chłopakowi rację. Znajdując się w salonie, skorzystała z okazji, pytając blondyna o cel ich wyprawy.
- Od pewnego czasu...mamy pewne problemy z pracownikami - rzekł ostentacyjnie przykładając wierzch dłoni do czoła - kiedy tylko zatrudnię nowych magów, oni po jakimś czasie odchodzą wraz z paroma starymi pracownikami.
- Może po prostu nie odpowiada im ta praca.
- Ależ skąd! Są oni zachwyceni, gdy ich przyjmuję. A wcześniej nikt się z pracujących nie skarżył - westchnął. Jasnowłosa chwilę analizowała wszystko w swej głowie.
- Rozumiem, że mamy ustalić przyczynę odejść - brzmiało to bardziej jako stwierdzenie niż pytanie.
- Liczę na was.
- Tak! Coś mi się wydaję, że szykuje się walka. Chodź Happy!
- Aj sir!
W mgnieniu oka wyparowali z sali, zostawiając zażenowaną Lucy na kanapie. Mężczyzna stał, odwrócony w stronę biblioteczki z książkami.
- W takim razie ja też już pójdę.
- Poczekaj - nie ruszała się, tak jak prosił. Spojrzała pytającą na Vincenta. On przekręcił głowę w jej kierunku, zachowując powagę.
- Każdy opuszczał mój dom z rozmarzonym wzrokiem. Możliwe, że to wam pomoże.
Stała tak jeszcze przez chwilę, jakby głęboko się nad czymś zastanawiając. Podziękowała i zaczęła poszukiwania jakichkolwiek śladów. Miała także nikłą nadzieję, że jej towarzysze niczego nie zniszczą.

~*~

 Froiz siedział przy barze, wertując wzrokiem kolejne strony swej książki. Po ostatnich zaczepkach Salamandra musiał niestety kupić nową. Na wspomnienie owej sprzeczki zacisnął pięść. Był przecież spokojny, jednakże towarzystwo chłopaka działało na niego od razu pobudzającą. Zrobił błąd, przyjmując wyzwanie. Wystarczyło tak mało, by wszystkie jego starania poszły na marne.
- Dobrze, że jesteś - uniósł głowę, patrząc pytającą na, jak zawsze uśmiechniętą Mirę - Lucy ostatnio cię szukała.
Skinął, kontynuując lekturę. Lecz, co takiego działo się teraz wewnątrz głowy czarnookiego? Zastanawiał się przede wszystkim, co takiego chciała blondynka. Miał nadzieję, że nie było to nic poważnego. Westchnął prawie niesłyszalnie, przymykając na moment powieki. Każdą chwilę zdążył dokładnie poukładać w swym umyśle i ostatecznie stwierdził, że nie miał się czego bać. Prawda nie wyjdzie na jaw, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Kątem oka dostrzegł siedzącą niedaleko Tytanię, zajadającą się kolejnym już ciastem. Instynktownie zwróciła twarz w jego stronę, ale on nie przestawał się wpatrywać. Przerwało to dopiero mocne trzaśnięcie drzwiami.

 Większość nagle ucichła i z niepokojem spoglądała na przemęczoną dziewczynę. Oddychała szybko, co spowodowane było ciągłym biegiem. Kiedy w końcu udało jej się odzyskać mowę, wykrzyczała słowa, wzbudzające niemałe zainteresowanie.
- Nagrobek! Go...nie ma - pokręciła chaotycznie głową - ktoś ukradł nagrobek Gray-sama!
Jeśli wcześniej nie każdy się uspokoił po przyjściu Juvi, to teraz cała sala milczała. Magowie spoglądali na siebie ze strachem i zszokowaniem. Wywołane zostało to również imieniem przyjaciela. Mimo, że na cmentarzu stał jedynie zwykły kamień, głaz z wyrytym nazwiskiem. Mimo, że ciało nigdy nie pozostało odnalezione i zakopane... Członkowie Fairy Tail poczuli się wystarczającą dotknięci tym faktem. Owy nagrobek był symbolem i pamięcią o zaginionym chłopaku. A ktoś po prostu go ukradł, nie zdając sobie sprawy z jego wartości.
- Zwołajcie mistrza - rzekła po chwili czerwonowłosa, przerywając ciszę. Odstawiła kawałek ciasta i z wręcz przerażającą powagą podeszła do Loxar. Spojrzała na nią, a jej wzrok jakby mówił "nie płacz, nie martw się, ktoś każe nam wierzyć, że on nadal żyje".

~*~

 Kierowała się z czasem ciemniejszym korytarzem, nawołując swych nazbyt podekscytowanych przyjaciół. W pewnym momencie spostrzegła zamykające się drzwi. Nie czekając dłużej, otworzyła je i po cichu weszła do środka. Pomieszczenie nie różniło się od innych, jakie zdołała dzisiaj zobaczyć. Staroświecki styl utrzymywany był w każdym centymetrze kwadratowym tej rezydencji, pomijając oczywiście owe laboratorium do produkcji perfum. Podeszła bliżej stojącej przy łóżku szafki i zaczęła poszukiwać jakichkolwiek poszlak. Przerwało jej w tym dopiero trzaśnięcie. Schowała niezauważalnie do kieszeni spodenek plik zgiętych kartek, po czym gwałtownie odwróciła się do wejścia.
- D-dzień dobry - rzekła do kobiety o długich kasztanowych włosach, falami opadających na jej ramiona i plecy. Jej oczy podobnie jak w przypadku właściciela, miały barwę szarą.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się w sposób raczej przerażający. Dopełniał to wszystko jeszcze strój pokojówki.
- A raczej żegnaj - szepnęła, od razu rzucając się na maga gwiezdnych duchów.  

 Walczyła dalej, mając coraz mniej sił. Od razu zauważyła, że kobieta nie była zwykłą pokojówką. W dodatku używała magii zawartej w perfumach. Wtem przypomniała jej się niezbyt lubiana gildia.
-  Powinnaś być bardziej uważna - usłyszała tuż przy uchu, na co aż podskoczyła. Odbiegła od przeciwnika, po czym wyciągnęła jeden ze swoich kluczy.
- Otwórz się bramo do...
- Nie tak prędko kochanie - różowowłosa przerwała jej z głośnym śmiechem. Złoty przedmiot momentalnie wyleciał z dłoni Heartfili, lecz nie zamierzała się poddać. Podniosła rękę i ruszyła biegiem na swego wroga. Zadała jeden cios, niestety przed następnym została odrzucona na przeciwległą ścianę. Zaklęła cicho, przecierając usta. Nie mogła być aż tak słaba, aby pomiatać nią na każdym kroku.
- Lucy! - z jednego z korytarzy dobiegł ją głos Natsu. Zdziwiona pokojówka zaprzestała dalszego ataku. Stała chwilę zamyślona i z entuzjazmem zapytała.
- Kim on jest?
Dziewczyna chwiejnie się podniosła, nie wiedząc, jak się zachować. Walka przeistoczyła się tak nagle w zwykłą rozmowę, co raczej ją przerażało, niż cieszyło.
- Moim...przyjacielem - rzekła, a w odpowiedzi otrzymała szeroki uśmiech. Zielonooka zakręciła się wokół własnej osi, łącząc dłonie.
- Więc niech miłość kwitnie! - krzyknęła i nim Lucy zdążyła zareagować, rozbiła jeden flakonik z perfumami.
Cała sala wypełniła się duszącym dymem o różowej barwie, zaś obca kobieta najnormalniej zniknęła.

 Biegł, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy magu gwiezdnych duchów. Bał się o dziewczynę i przeklinał się w myślach za zostawienie jej samej. Wyważył drzwi, hacząc o nie przez przypadek szalikiem. Później po niego wróci, najpierw musi odszukać przyjaciółkę.
- Lucy?! Khy, khy - zakaszlał, zakrywając dłonią pół twarzy. W oparze różowego dymu nic nie mógł zobaczyć. Tracił nadzieje na ujrzenie czegokolwiek w tym momencie. "Gdzie ona może być, no gdzie" myślał gorączkowo (owszem, on myśli! - dop. autorki). Szedł dalej, kiedy coś nagle stanęło mu na drodze, a potem przejechało czymś gładkim po twarzy Salamandra. Momentalnie poczuł na swych wargach materiał, a zaraz i ciepło przez niego przenikające.



  Stał przez chwilę, nie wiedząc co zrobić. Jaki ruch wykonać... Łapiąc nieznajomą osobę za ramiona, odsunął ją powoli od siebie. W pomieszczeniu robiło się coraz widniej, dzięki czemu czekoladowe tęczówki chłopaka mogły dostrzec o wiele więcej. Lecz zapach sprzed paru sekund nie dawał mu spokoju. Wiedział do kogo on należał, nie mógł się mylić.
- Lucy - szepnął imię jasnowłosej, która później się w niego wtuliła. Wciąż nogi odmawiały mu współpracy, a język plątał wszystkie inne słowa.
- Natsu, uratowałeś mnie. Ah, Natsuu.
Mruczała mu do ucha, a złote kosmyki opadły beztrosko na zarumienioną twarzyczkę. Położyła głowę na torsie zdezorientowanego chłopaka, a jej oddech wywoływał u niego dreszcze. Przełknął ślinę, będąc pewnym, że kłopoty dopiero się zaczną.


~*~

 Tak, dotrwałam do dnia, w którym wstawiam kolejny rozdział. Testy co prawda nie były takie straszne, jednakże przygotowania do nich...to już co innego. Teraz niestety dochodzi jeszcze nauka, gdyż oceny same się nie poprawią. Eh, jak ja chcę wakacje. T^T Cóż, mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Pracowałam nad nim bity tydzień, nie potrafiąc czasem sklecić chociażby jednego zdania. Ojoj, gomen, że nie pisałam prawie, że miesiąc. Zrekompensowałam się tym dłuższym wpisem, lecz i tak przepraszam. Kolejny także zajmie podobną ilość miejsca, co ten. :> Chciałabym zadedykować go mym kochanym ludkom, stałym bywalcom, a nawet i nowo przybyłym. Nie będę już dziękować osobno, zrobię to w następnym poście. Lecz arigato wszystkim czytelnikom. Dodajecie mi siły na pisane. Cieszmy się wolnymi dniami, a w tym czasie uda mi się w końcu nadrobić wszelakie zaległości. Oby... Pozdrawiam serdecznie. :* 

2 kwietnia 2013

012. Rozdział IX "Odwiedziny w snach"


"Smutek jest nienasycony. Żywi się tobą na jawie i we śnie, czy walczysz z nim, czy się poddajesz"

 Powolnym krokiem zmierzali do gildii, domu wielu magów. Już w oddali mogli dostrzec obiekt z logiem Fairy Tail. Najbardziej wyróżniające się miejsce w mieście. Będąc już przed głównym wejściem życzyli sobie dobrej nocy. Niektórzy, jak Natsu i Happy woleli pozostać jeszcze w budynku. Jasnowłosa należała jednak do osób, pragnących szybko położyć się w swym ciepłym i wygodnym łóżku. Owa podróż zmęczyła ją nie tylko fizycznie, co również psychicznie. 
- Lucy, a co z nim? - usłyszała głos Lokiego, niosącego nieprzytomnego chłopaka. Westchnęła, pokazując głową, aby ruszył za nią. Nie zostawi przecież czerwonowłosego na dworze, gdy temperatura na termometrach spadała poniżej zera.
- Połóż go na kanapie - mruknęła, znikając za drzwiami łazienki. Po chwili przebrana i umyta, powróciła do salonu, by sprawdzić stan gościa. Wciąż spał, a jego twarz swą bladością przypominała trupa... Pokręciła głową, wyrzucając z niej takie myśli. Okryła maga kocem, opadając zaraz bezwładnie na poduszkę, która leżała na miękkim dywanie. Sen był jej jedyną potrzebą w tym momencie, dlatego też szybko przeniosła się do krainy morfeusza.

 - Daj spokój Gray, idziemy z tobą! - to samo zdanie powiedziała już któryś raz z kolei blondynka. Mag lodu westchnął, ostatecznie przystając na jej propozycje. Nigdy nie potrafił w pełni odmówić dziewczynie. 
Wyruszyli. I Lucy i Natsu i Happy. I on. Wszyscy zmierzali w stronę olbrzymiej góry, oddalonej od jakiegokolwiek miasteczka o kilkanaście kilometrów. Strome podejście i czekająca ich długa, męcząca wspinaczka. 
- Ale się napaliłem! - Salamander pokrył się ognień. A lód powoli zaczął topnieć.
- Ugaś się zapałko! - warknął chłopak bez koszulki. Między nimi szybko doszło do kłótni. Jednak Lucy nie zatrzymywała się. Wbijała ostre narzędzia w lodową skałę i unosiła coraz wyżej nogi. Niestety wspólny sznur nie pozwolił iść jej dalej. 
- Ruszcie się! - krzyknęła i w tej samej chwili mokra dłoń puściła, a ciało powoli zaczęło obsuwać się w dół. Widziała jedynie przerażone twarze swych przyjaciół. Sama wyglądała i czuła się podobnie... Zesztywniała, nie umiejąc ruszyć nawet palcem. Strach zawładnął nią, każąc oczekiwać na ból, a na końcu i śmierć.

I teraz nie smućcie się,
wasze życie dalej trwa,
wiec pokażcie mi, że warto ciągnąć je do końca.

Łzy spływały bezwładnie po policzkach jasnowłosej. Ktoś ją zatrzymał, uchronił przed upadkiem. Zdołała uchylić powieki. Stanął przed nią obraz skrzywionego Graya. Pobrudzonymi od krwi dłońmi starał się związać zerwany sznur. Przyłożył go do lodu i resztkami sił zamroził. 
- Gray - szepnęła, drżąc.
 

Siedząc na skrzypiącym krześle wzdychasz.
Monotonność wyżera twe spojówki.
Widząc cię, leżę tu z innymi,
i ze skupieniem odliczam kolejne dni i godziny.

Jej oczy momentalnie się rozszerzyły. Złapała za sznur, próbując drugą ręką chwycić Fullbustera. A on wciąż leciał, nie zważając na nasilające się krzyki ze strony towarzyszy. Spadał w przepaść, każąc zapamiętać im wyraz jego twarzy do końca życia. Smutek, żal, rozpacz, ogromny strach. I miłość, jaką ich darzył.

- Gray!!! 


Więc gdy będzie wam mnie brakować,
przypomnijcie sobie, ze wciąż żyjecie,
niech uśmiech wtargnie na smutne twarze
i pokażcie mi, że warto ciągnąć je do końca.

Zlana potem gwałtownie się podniosła. Znów wspomnienia zaczęły napływać do jej głowy, mimo że się temu sprzeciwiała. Nie mogła znieść dłużej widoku spadającego ciała. Jego wyrazu twarzy, jak i wielkiej bezradności u siebie. Spuściła głowę, zdając sobie sprawę, że nadal jest jedną z najsłabszych. To ona była ratowana przez innych, przez niego wtedy też.
- Gdybyś pozwolił mi spaść - szepnęła, powstrzymując łzy. Nie pozwoli nikomu już się za nią poświęcić. Stanie się silniejsza i wiedziała do kogo się zgłosić o pomoc w treningach. Zacisnęła pięści, wyginając lekko kąciki ust. Szybko wstała, padając po chwili na śpiącego chłopaka. Krzyknęła, budząc go nagle, przez co oboje się zarumienili.
- Co ty tu...
- Nie mogłem pozwolić ci spać na ziemi - odparł zmieszany, podnosząc się i podając dziewczynie rękę. Skinęła głową, dziękując za pomoc. Zapewne obudził się wcześniej i położył ją na łóżku. Innego rozwiązania nie brała pod uwagę.
- Jak się czujesz? - zapytała, gdy zauważyła, że jego twarz przybrała kolory.
- O wiele lepiej, tylko dzięki tobie.
Uśmiechnął się szeroko, na co ona odwzajemniła gest. Pierwszy raz widziała u czerowonowłosego szczery uśmiech. Miała nadzieję, ze nie powróci już do mrocznej gildii. Zaprowadziła go tam jedynie bolesna przeszłość, którą Lucy znała nazbyt dobrze. Tak, jak i inne wspomnienie widziane ostatniej nocy, na które zadrżała.
- Chciałbyś pójść do Fairy Tail?
Zamilkł, lecz zaraz ożywiony przytaknął. Cicho zachichotała i po kilku minutach gotowa była już do wyjścia. Mimo chęci zrobienia im śniadania, lodówka świeciła pustkami.
Weszli do uwielbianej przez dziewczynę gildii, a później oboje skierowali się do mistrza. Staruszek siedział jak zwykle na ladzie, tuż przy pracującej Mirajane i od czasu do czasu popijał nieznany nikomu napój. Podniósł wzrok na dwójkę magów, mrużąc oczy przy chłopaku.
- Witka - odparł z szerokim uśmiechem, unosząc prawą dłoń do góry.
- Mistrzu... - westchnęła białowłosa, wycierając jeden z kieliszków.
- Oj tam. Co cię do nas sprowadza?
Akachi wlepił ślepia w podłogę, zakrywając twarz w pełni szkarłatnymi kosmykami. Sam dokładnie nie wiedział, czego tak naprawdę szukał w Fairy Tail. W pewnym momencie zapragnął do niej dołączyć, a było to kiedy ujrzał promienny uśmiech dziewczyny. Teraz niestety nie miał pewności, a język całkowicie mu się poplątał. Czy oni go będą chcieli? Po tym jak walczył przeciwko ich towarzyszom i prawie popełnił zabójstwo... Spojrzał na blondynkę. Ona mu przebaczyła, jednak co z resztą?
- Chcę dołączyć - mruknął cały zesztywniały. Gotów był usłyszeć odmowę, którą w pełni rozumiał.
- Dobrze. Od dziś jesteś członkiem gildii, Miruś! - nawoływana podeszła, składając mu czerwoną pieczątkę na szyi. Dotknął owego miejsca z szeroko otworzonymi oczami. Wszyscy emanowali jedynie radością, a na ich twarzach można było dostrzec podniecenie.
- Nie rozumiem dlaczego mnie tak traktujecie. Przecież byłem waszym wrogiem!
- Było, minęło - odparł niewzruszony Macarow, unosząc kufel do ust - teraz jesteś jednym z nas.
- Jesteś członkiem rodziny Akachi-kun - Lucy posłała mu kolejny uśmiech, który on tym razem lekko odwzajemnił.
- Nie rozumiem was.
Stwierdził oschle, jednakże potem zaśmiał się głośno. Czuł się tutaj wystarczająco dobrze, by nie musieć opuszczać tego miejsca. Był to początek czegoś niesamowitego. Mógł przyznać, że jego życie dopiero się zapoczątkowało w Fairy Tail. W przeszłość postanowił się już nie mieszać, gdyż nie da rady wymazać smutnych wspomnień z pamięci. Teraz myślał o nich o wiele mniej, a czasem i w ogóle.
- No to świętujemy!
Na te słowa każdy aż podskoczył. Jedynie Lucy zaczęła chaotycznie kręcić głową, w poszukiwaniu zamaskowanej osoby. Wiedziała czym skończy się dzisiejsza impreza, kacem na ładne kilka dni. Zaczęła wypytywać każdego, ostatecznie zatrzymując się dłużej na barmance.
- Froiz? Wyruszył na misję. Szybki jest, dopiero co wrócił, a już wziął kolejne zlecenie.
Jasnowłosa stała zamyślona, przypominając sobie spotkanie go w Trodus.
- Mira-chan, a jakie było jego ostatnie zadanie?
- Hmm - odłożyła ścierkę i przeglądała papiery. Spojrzała na Lucy, a przez jej twarz przemknął niepokój, który szybko został zastąpiony uśmiechem - odkrycie tajemnicy opuszczonego miasta.
- To proste, nikt nie chciałby mieszkać obok mięsożernych i zmutowanych roślin - prychnęła, na co Mira wzruszyła ramionami. Czyli nie mogła dziś liczyć na jego pomoc. Lecz wiedziała, że jak tylko chłopak pojawi się w gildii, będzie musiała poprosić o dodatkowe treningi. Stanie się silniejsza i zręczniejsza, a Froiz zapewne okaże się świetnym nauczycielem.

 W tym czasie do gildii wkroczyła najsilniejsza kobieta w swej codziennej, zadbanej zbroi. Miała dosyć dziwny wyraz twarzy, lecz nikt nie śmiał o cokolwiek zapytać. Podeszła do Lucy i poklepała ją po ramieniu. Ona natomiast z trudnością utrzymywała dalej uśmiech, próbując nie pokazywać ile bólu sprawiło powitanie przyjaciółki.
- Jestem dzisiaj taka szczęśliwa i rozpromieniona - rzekła, jednak wciąż zachowywała powagę.
Czerownowłosy przyjrzał się bardziej dziewczynie, po czym zakładając ręce za głowę, uśmiechnął się lekko. Powiedział coś, przez co wielu ścieliłoby sobie już grób.
- Mi bardziej wyglądasz na smutną.
W gildii zapadła cisza. Dało się jedynie słyszeć odgłos spadających kieliszków, bądź czasem i ciał. Tytania podeszła do niego bliżej, mrużąc oczy. Akachi dalej niczego nie rozumiał.
- Rozpromieniona - warknęła, a nad nią roztoczyła się ciemna aura.
- Smutna.
- Rozpromieniona.
- Smutnaa... - dodał, przeciągając ostatnią sylabę. Erza zacisnęła pięści, robiąc kolejne kroki w przód.
- A walnął cię kiedyś ktoś mocno?
Przełknął głośno ślinę, wycofując się powoli.
- Rozpromieniona! rozpromieniona oczywiście! - machał chaotycznie rękoma na wszystkie strony - taka że po prostu happy! Very happy!
Rozejrzał się, omijając złowrogie spojrzenie dziewczyny.
- No... kto powiedział smutna? Przyznać się ludzie. Ja na pewno nie... Ał! - zawracając, trafił prosto na ścianę. Masując obolałą głowę, zdecydował się jak najszybciej oddalić z miejsca grożącemu urażeniom cielesnym.

~*~

 Impreza zdążyła rozkręcić się na całego. Jednak blondynka nie zamierzała się dzisiaj upijać. Jako jedna z nielicznych podjęła tak wielce dojrzałą decyzję. Podczas, gdy inni pili, ona szukała swego przyjaciela. Nie widziała Natsu od powrotu z misji, a przecież on jako ostatni opuściłby możliwość uczestniczenia w bójce, bądź libacji alkoholowej. Westchnęła, poddając się. Nie było go w gildii, tego mogła być pewna. Opuściła Fairy Tail, wdychając nosem świeże, wieczorne powietrze. Wiatr delikatnie potrząsał jasnymi włosami dziewczyny.
Nagle ktoś zakrył jej oczy, przez co zdołała ujrzeć tylko ciemność. Pisnęła, ciesząc się z odzyskania wzroku. Odwróciła się, widząc wyróżniające się szmaragdowe tęczówki wśród czerwonych kosmyków.
- Coś się stało Akachi?
- Bo widzisz Lucy, nie mam za bardzo gdzie spać - podrapał się po głowie.
- Mój dom to nie hotel!
Widząc ją oburzoną, zaśmiał się cicho. Położył rękę na jej ramieniu, uśmiechając się szeroko, jak to on miał w zwyczaju.
- Wystarczy mi podłoga.
 Patrzyła na niego, a raczej na te szmaragdowe oczy, w których tańczyły radośnie ogniki. Pokręciła głową, klnąc w myślach "pieprzonego optymistę". Ruszyła, dając znak, aby i on to zrobił. Jak miała inaczej postąpić? Odmówić? Na pewno nie komuś, kto nie posiada dachu nad głową.
Szli w ciszy, która powoli stawała się nieznośna. Nagle pociągnął ją w całkiem inną stronę od domu.
- Co ty robisz?
- Odpłacam za tymczasowe mieszkanko - wyszczerzył się, nic więcej nie mówiąc.
Biegli jakiś czas, aż zielonooki się zatrzymał, przez co Lucy na niego wpadła.
- Spójrz - uniosła głowę, a jej oczy się rozszerzyły. Wpatrywała się w kołyszącą się na wodzie łódkę. Prawdą była, że chociaż mieszkała tak blisko rzeki, to ani razu po niej nie płynęła.
- Widzę, że pomysł się spodobał - wciąż się uśmiechał. Podał jasnowłosej rękę, pomagając wsiąść. Złapał za wiosła i po chwili ruszyli. Nocne niebo wyglądało przepięknie. Księżyc oświecał im drogę, a jego poświata nadawała wodzie blasku. W pewnym momencie przepłynęli pod mostem, a kiedy już spod niego wypływali, Heartfilię poraziło jasne światło. Na pewno nie pochodziło ono od gwiazd. Spojrzała w kierunku brzegu, a z wrażenia cicho jęknęła.
- Gray - szepnęła, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Gwałtownie się wychyliła - Gray!
- Lucy! - czerwonowłosy z trudnością utrzymywał równowagę. Patrzył na nią ze zdziwieniem, nic nie rozumiejąc. Szybko się przy niej znalazł, następnie wciągając ją bardziej na łódkę. Jednak Lucy nadal napierała na prawo. Nie potrafiła się uspokoić przez nagły przypływ wielu emocji.
- Zostaw! On... Gray! - krzyczała, wyciągając dłoń. Ujrzała go teraz znacznie wyraźniej, mimo otaczającej go wokół mgły. Siedząc na murku, uśmiechnął się szeroko w jej stronę. Ruchem głowy, pokazał aby przyszła, zbliżyła się. A blondynce nie trzeba było powtarzać dwukrotnie. Zrobiła jeszcze jeden krok, lecz jak się okazało, o jeden za dużo. Wylądowała w wodzie, tracąc kontakt z rzeczywistością.

~*~

Przechodził obok domu swej przyjaciółki wraz z Happym. Znów nie zastał dziewczyny w domu, co lekko go zasmuciło. Westchnął, kąpiąc pobliski kamień, który wpadł później do rzeki.
- No dalej Natsu, nie dąsaj się już - powiedział niebieski Exceed, lecąc obok. Salamander schował tylko bardziej twarz w szaliku, nie odzywając się ani słowem. Szedł, odczuwając straszne znudzenie. Z magiem gwiezdnych duchów przynajmniej było zabawniej. Od razu stanęła mu przed oczami postać jasnowłosej, na co mimowolnie się uśmiechnął.
- Lllllubisz ją - mruknął kotek, zakręcając się w powietrzu.
- Wcale, że nie! - nadymał policzki, starając się nie zarumienić. Nagle usłyszał głośny plusk i automatycznie spojrzał w stronę rzeki. Zszokowany dostrzegł Lucy znikającą powoli pod taflą wody. Nie myśląc, natychmiast ruszył do niej nie zdejmując ubrań. Zanurzył się, po czym szybko odszukał ją wzrokiem. Uderzyła głową o dno, lecz po odbiciu nie opadła ponownie na płaskie podłoże. Dragneel popłynął z wróżką na powierzchnię i ułożył nieprzytomną delikatnie na ziemi. Odwrócił się, lecz łódki już na wodzie nie było. Dostrzegł czerwoną czuprynę, przemieszczającą się na lądzie. Nic sobie nie robił z tego, że nowy szedł właśnie w jego stronę. Sam pobiegł do Akachiego, łapiąc go za koszulę.
- Coś ty jej zrobił?! - syknął, aż cały zapłonął. Drugi wyglądał na jeszcze bardziej zasmuconego. Wyswobodził się, po czym opowiedział wszystko Salamandrowi, w którym poza gniewem potęgowała również frustracja, spowodowana niewiedzą i niezrozumieniem. Wziął dziewczynę na ręce. Dobrze wiedział, co teraz zrobić.

~*~

- Lucy się obudziła! - dało się słyszeć głos Happego, a zaraz ujrzała przed sobą twarz smoczego zabójcy. Wspomnienia sprzed godziny powróciły do niej z zawrotną prędkością, po czym momentalnie się wyprostowała. Dalsze ruchy uniemożliwił chłopak, kładąc ją ponownie na łóżku.
- Gdzie Akachi?
- Zabrałem go do siebie.
- Do tego chlewu? - zdziwiona przypomniała sobie ostatnią wizytę w domu Natsu. Ten zaś odwrócił się od niej, strzelając tzw. focha. Zachichotała.
- No już się nie obrażaj - poczochrała go po włosach, wesoło się uśmiechając.
- Ja się nie obrażam, ja wymownie milczę - wypowiedź chłopaka nie mało zszokowała jasnowłosą.
- Natsu...a od kiedy ty znasz takie słowo jak "wymownie"? No i "milczę" też - ostatnie zdanie dodała nieco ciszej. On najwyraźniej nie miał zamiaru odpowiadać. Kiedy odwróciła głowę maga w swoją stronę, zamknął oczy.
- Natsu! - potrząsnęła nim, tracąc resztki cierpliwości. Osłabienie zniknęło, ustępując miejsca zdenerwowaniu.
- Zrób mi kolacje kobieto - odparł poważny i skrzyżował ręce. Otrzymał po chwili piekący ból, spowodowany uderzeniem w polik.
Wściekła zamknęła się w łazience. Parę łez wypłynęło z brązowych oczu. Podeszła do umywalki i przemyła bladą twarz. Przypomniała sobie, co takiego spowodowało jej wypadek... Zatrzęsła się, spoglądając w lustro.
- Aaa! - odskoczyła, widząc w nim odbicie czarnowłosego. Przylgnęła do ściany, a jej serce nadal biło bardzo szybko. Krople potu wraz z wodą spływały po rozgrzanym ciele.
- Lucy? - usłyszała przyjaciela, lecz nie dała rady chociażby otworzyć ust. Usiadła, kurczowo trzymając się obolałej głowy.
- Lucy! - nie reagowała, a świat jakby zawirował. Przymknęła powieki i po zaledwie kilku sekundach usnęła.

~*~

Ohayo. ^^ W sumie nie wiem, czy ten rozdział mi wyszedł. Jest taki jakiś...nijaki. Czuję, jakby z jednej strony było czegoś za dużo, a z drugiej za mało. Ah, nie potrafię się dzisiaj wysłowić. Jak widać zrobiłam ankietę, gdyż nie mam pewności czy powinnam pisać dalej. Zobaczymy. 
 Mam problem moi kochani. Mianowicie niedługo wypadają testy, a ja jak na razie całkowicie olałam sobie przygotowania do nich i jestem, że tak powiem w d*pie. Przez te kilkanaście dni będę musiała wszystko powtarzać i zakuwać, a moim problemem są rozdziały. Eh, mam nadzieję, że znajdę czas na ich wstawianie. Podobnie z one-shotami na drugim blogu.
A teraz odpowiem na dwa komentarze.

Ciapek ~ Nie no, coś ty. Nie obrażę się, oczywiście, że nie. :> Cieszę się bardzo, że się spodobało, jak i również, że skomentowałaś. Teraz ja muszę zsumować u Ciebie wszystko jakoś w jednym komentarzu. Jestem doprawdy zdumiona, że zrozumiałaś coś z niego, mimo, że nie przeczytałaś poprzednich (nie licząc pierwszego, prawda?). Ja na miejscu czytelnika już dawno pogubiłabym się w swych rozważaniach w owym opowiadaniu. :3

Iga Kuroki ~ Ah, dobrnęłam prawie do końca z rozdziałami u Ciebie na blogu moja droga. Co do szablonu...hah, spodziewałam się, że ktoś coś takiego napisze. Mi również kojarzy się z yaoi (któremu jestem obojętna), jednak nie mogłam się oprzeć. Ten obrazek mnie po prostu urzekł. *-* O, dziękuję za wymyślenie nazwy. Oczywiście się jej zastosuje, a jak. ^^ Nie oceniaj się tak nisko, moje nazwy to dopiero katastrofa. Dlatego wolałam się zapytać o nazwę gildii, niż palnąć coś głupiego...jak zawsze. 

No cóż, pozdrawiam was serdecznie i do napisania. :*

28 marca 2013

011. Rozdział VIII "Pewien zły przeciwnik" cz. 2


"...za chmurą jest chmura, a za nią 
szeleszczący rozwija się wszechświat"

 Szli prosto przed siebie, mijając zniszczone budynki, bądź to co po nich zostało. Różowowłosy cały czas zachowywał powagę, skupiając się na odczuwanym zapachu. Na jego głowie siedział przejedzony kot, któremu owe groźne roślinki zasmakowały...aż za bardzo. Trzymał się za duży brzuch, co chwila czkając. Lucy kroczyła tuż za przyjacielem, pogrążona w swych rozmyślaniach. W pewnym momencie Dragneel porwał się biegiem, zrzucając przyjaciela na ziemię. Nie minęło dużo czasu, a ujrzeli w oddali parę osób, nie wyglądających dosyć przyjaźnie.
- Porywacze - syknął smoczy zabójca, wciągając powietrze nosem. Skinął głową dla potwierdzenia swych słów. Teraz i blondynka patrzyła na nich z jawną wściekłością.
 W ich skład wchodziło dwóch mężczyzn i kobieta. Wszyscy na oko w tym samym wieku, jak i z tym samym kpiącym uśmieszkiem. Jeden o czerwonej czuprynie, niczym nie różniącej się od włosów Erzy. Prawe oko skrywał pod czarną przepaską, drugie zaś miał koloru zielonego. Wyglądał na pewnego siebie, lecz również taki właśnie był. Dokładnie jak jego białowłosy towarzysz, o kosmykach sięgających prawie że do pasa. Tęczówki chłopaka barwiły się błękitem. U dziewczyny zaś górował na całym ciele szmaragd. I oczy, jak i pasma na jej głowie były dokładnie tego koloru. Wszyscy okryci płaszczami z przyszytym do nich znakiem gildii, czarnym wężem z rozwartą paszczą, obwiązanym wokół miecza.
 Nie była ona dozwolona i znajdowała się zapewne na czarnej liście w radzie. Należało do niej niewiele osób, co nie oznaczało, że mało ludzi o niej słyszało. Bowiem, należała do najbardziej rozchwytywanych i poszukiwanych. Rzadkością niestety było spotkać kogokolwiek z jej członków, a właśnie teraz Fairy Tail mogło nacieszyć się widokiem nawet więcej niż jednego z nich.
- Mają przewagę liczebną, to nie jest sprawiedliwe! - prychnęła, przypatrując się trójce magów. Przez chwilę wydawało jej się, że widzi jeszcze jedną osobę...
Czerwonowłosy nic sobie nie robiąc ze słów dziewczyny, ruszył do ataku. Ściskając mocniej palce na mieczu, zaczął cicho mamrotać jakąś formułkę. Po chwili rozpłynął się w powietrzu, co mocno zdziwiło jego rywalkę. Z każdą sekundą znajdował się coraz bliżej zdezorientowanej Lucy. Momentalnie wzbił się w powietrze, szykując się do zadania ciosu. Nagle ostrze się zatrzymało, tuż przed głową jasnowłosej. Oczy chłopaka znacznie się rozszerzyły.
- Nie waż się tknąć Lucy! - warknął smoczy zabójca, waląc go prosto w brzuch. Uderzenie Natsu odrzuciło go, pozbawiając swej niewidzialności. Tym razem mag gwiezdnych duchów mogła z łatwością dostrzec przeciwnika.
- Otwórz się bramo do panny: Virgo! - z uniesionego klucza wystrzelił promień, wywołujący jednego z duchów. Nie musiała nic mówić. Przebrana za pokojówkę fioletowłosa od razu przystąpiła do ataku. Wwiercając się w ziemię, wywołała zamieć, przez którą jej Pani nie potrafiła nic zobaczyć. Zakaszlała, czekając na rozwój akcji. Nigdy nie lekceważyła przeciwnika, dlatego cały czas była czujna i ostrożna.
- Czy to już czas na karę księżniczko? - na nagłe słowa ducha ze strachu podskoczyła. Przyjrzała się jej dokładnie, ostatecznie stwierdzając, że nie ma żadnych ran cielesnych.
- A co z chłopakiem?
- Uziemiony - słysząc to, odetchnęła z ulgą. Odesłała zodiakalną pannę, kierując się następnie w stronę reszty przyjaciół. Niestety zaraz ją coś zatrzymało...a raczej czyjś szyderczy śmiech.
- Gwiezdna magia? Ciekawe... - odparł, zrzucając z siebie podartą marynarkę. Parę szkarłatnych kosmyków opadło na jego bladą twarz, przysłaniając z lekka zieloną tęczówkę. W niej zaś nie tliło się tyle złości i nienawiści, ile okazywał chłopak. Z czym się to wiązało? Lucy w zamyśleniu przypatrywała się członkowi gildii. Otrzymała od niego ironiczny uśmiech, w którym jednak jej coś nie pasowało. Był inny od swych towarzyszy. Widziała, że się wyróżniał.
- Nie sądziłem, że będę musiał walczyć z wami na poważnie - westchnął, przykładając ostentacyjnie dłoń do czoła. Po chwili ściągnął czarną opaskę, ukazując drugie, równie szmaragdowe oko. Jednakże pobłyskiwało o wiele bardziej od lewego, ciągle odsłoniętego. Można było dostrzec w nim błysk, nie wróżący niczego dobrego.
- Wzywanie duszy - mruknął, łącząc dłonie - przeniesienie.
Stanął w jasnych płomieniach, a jego ciało powoli się wypalało. Kiedy całkiem zniknęło, ów ogień zatoczył w powietrzu koło, lecąc następnie w kierunku dziewczyny. Nim zdążyła zareagować ugodził w nią, przez co upadła na kolana. Zaczęła oddychać coraz szybciej, nie mogąc w żaden sposób się podnieść. Czuła, jakby coś próbowało przejąć kontrolę nad jej ciałem, a ona była zbyt słaba, by móc dłużej się sprzeciwiać.  

~*~

 Nakłuł palec, po czym przyłożył go do zimnej skały. Przejście się otworzyło, pozwalając mu wkroczyć do środka głównej kwatery. Ściany w większości pokryte roślinnością, a niekiedy wbite w nie były co rusz gasnące pochodnie. Panowała tam wyczuwalna wilgoć, lecz mieszkającemu nie zbyt ona przeszkadzała. Wręcz cieszył się z takich warunków.
 Po pewnym czasie korytarz się skończył, ukazując sporych rozmiarów salę, w której jedyne światło stanowił oczywiście ogień. Woda niekiedy skapywała z sufitu. Było tam o wiele chłodniej. Skierował się do siedzącego mężczyzny na głazie w kształcie fotela. Wszystko tutaj wykonane zostało z twardego kamienia.
- Pierwszy okres za nami.
Podszedł bliżej i kłaniając się, oddał zapisany papier.
Mag przyglądał się swemu Panu, który w trakcie czytania już nie pierwszy raz zmarszczył brwi. Coś najwyraźniej wyprowadziło go z równowagi.
 - Co to ma znaczyć?! - w mgnieniu oka zamienił kartkę w pył, ulatujący następnie powoli z wiatrem. 
 - Podąża za tobą.
- Tyle zdążyłem się domyślić - mruknął, mrużąc powieki. Podwładny wzruszył jedynie ramionami, milknąc. Wpatrywał się w zamyślonego chłopaka, zastanawiając się co takiego, tym razem wymyśli. I jakie znów dostanie polecenie, zadanie do wykonania.
Ten spoglądał to na gasnącą świecę, to na wydobywające się ze szczeliny nikle światło. Myślał o czymś intensywnie, a z każdą sekundą emanował coraz większą złością.
- Cholera - syknął, waląc pięścią w jeden z pobliskich głazów. Jednak po chwili na jego twarz wpełznął fałszywy uśmiech, a zaraz towarzyszył mu również szyderczy śmiech. Byli tak blisko, a zarazem znacznie dalej niż powinni. Błądzili, pozwalając mu na kolejny ruch.
- Otrzymałem dodatkowe punkty.
Rzucił odłamkiem szkła, niczym sześcienną kostką. Dla niego była to tylko i wyłącznie gra, której znał już zakończenie. Miał asa w rękawie, jakim w tym przypadku okazał się być zamaskowany mag. Pokręcił głową, cicho chichocząc. Ponownie zasiadł na wysokim, kamiennym tronie, oczami wyobraźni widząc przed sobą padające tłumy. Każdy z wbitym mieczem, albo też bez głowy. Wszyscy klęczący przez wieczność. Oddający mu cześć, uważający za najwyższego z najwyższych, za króla niebios, ziemi, jak i czeluści piekieł. Rząd obumarłych ciał ogarniający całą planetę, lecz i to mu nie wystarczy. Nadejdzie czas na inne światy, a władza tyrana nigdy nie dobiegnie końca.
- Gdzie się przeniesiesz? - usłyszał głos czarnookiego, przywracający go do rzeczywistości. Ziewnął, przeczesując dłonią włosy.
- Nigdzie. Zostanę tu do końca.
- Jak to? - westchnął, czując wzbierającą się w nim irytacje. Po chwili jednak spokojnie odpowiedział.
- Jestem dla nich niewidoczny. Nie ma więc potrzeby zmieniania zakwaterowania - spojrzał na swego sprzymierzeńca, po czym dodał ciszej - nigdy nie było takiej potrzeby.
On w odpowiedzi skinął głową, następnie kierując się do wyjścia. Zdziwił go fakt, że członkowie Fairy Tail dostali się akurat tutaj. Dlaczego właśnie w tym mieście przesiadywali porywacze duchów Lucy? Uniósł głowę, widząc granatowe niebo. Nienawiść przepełniała to miejsce, płynąca tylko od jednej osoby. Wiedział, że magowie kierują się węchem różowowłosego, jednak skąd pewność, że nie zaprowadzi on ich akurat do jego "Pana"? Musiał coś przed nim ukrywać, co nie znaczyło o niczym dobrym. Zacisnął pięści. Brakuje mu naprawdę niewiele by zdobyć w pełni zaufanie u ukrywającego się chłopaka. Poprawił chustę na twarzy, po czym zmierzał do wyjścia. Wykonał zadanie, więc nic go tu dłużej nie trzymało. Dosiadł konia i odjechał w stronę gildii, jakiej od kilku tygodni był częścią.
A raczej próbował to zrobić... Coś jednak nie dawało mu spokoju.

~*~

- Huh? - podniosła się z ziemi, nie zważając na obolałe nogi, a szczególnie kolana. Zewsząd otaczały ją kraty uniemożliwiające ucieczkę. Podeszła do brzegu klatki, zaciskając palce na metalowych prętach.
- Gdzie ja jestem?- jej głos rozniósł się echem po... No właśnie, po czym? Widziała jedynie rażącą w oczy biel. W niektórych miejscach była ona z lekka ciemniejsza. Stała tak niczego nie rozumiejąca. Nagle pojawiły się przed nią różne obrazy. Dopiero po pewnym czasie spostrzegła, że są one wycinkami z jej życia. Fragmentami z przeszłości.
- Mamo, mamo! - uśmiechnięta jasnowłosa dziewczynka tuląca się do matki. Do kobiety, która nieszczęśliwie umarła kilkanaście lat temu. Jedna, pojedyncza, słona kropla spłynęła po policzku wróżki. Oglądała kolejno chwile ze swojego dzieciństwa, a także i niedalekich dni, tygodni. Miesięcy. Niektóre wywołujące uśmiech, inne zaś gorzkie łzy.
 Ona z zapałem ucząca się magii. Poznająca po trochu świat tak piękny, a zarazem tajemniczy. Dzień wyjazdu z przesiąkniętej smutkiem rezydencji i ogromne pragnienie dołączenia do Fairy Tail. O żadnej innej nigdy nie myślała. Spotkanie różowowłosego oraz innych członków gildii. Stanie się częścią wielkiej rodziny. Walka w obronie domu i swych przyjaciół. A na sam koniec, także i jego zniknięcie.
- Nie - pisnęła, zasłaniając dłońmi twarz. Drugi raz miała przed oczami tą tragiczną misję, z której nie wrócili wszyscy.
 Jedynie chwila nieuwagi i widok spadającego ciała przyjaciela w otchłań. Jak wysoko już byli? Łzy napływające do oczu, gdy na jego twarzy można było dostrzec przerażenie i coś jeszcze. Czego nie zapomni do dnia dzisiejszego, jak i zapewne już nigdy. Nie wymaże z pamięci i nie pojmie znaczenia tego gestu. Nagła ciemność, po czym widoczna tylko biel, towarzysząca od początku zjawienia się jej w tym miejscu.
- Nie jesteś niczego warta. Mogę teraz spokojnie z tobą skończyć...
Jej ręce wykonywały takie same ruchy, co czerwonowłosy. Sposób w jaki ułożone były palce dziewczyny mógł znaczyć tylko jedno.
- Przestań! - słyszała swój krzyk w głowie. W końcu odczuwała to samo, co jej ciało. Nie pozwoli mu się zabić. Pamiętała dobrze jego oczy i wszystko co przez ułamek sekundy udało się z nich wyczytać. Było to przerażenie. Strach przed popełnieniem zbrodni, przed morderstwem.
- Nie chcesz tego robić!
- Co ty niby wiesz? Jestem w końcu w mrocznej gildii. Muszę pokonać swojego wroga - cyniczny uśmieszek przyozdobił twarz chłopaka i tym samym Lucy. Lecz nie podda się tak łatwo. Z całych sił uniosła ręce choć trochę wyżej, by pokazać, że też może kontrolować ciało należące do niej. Nawet będąc teraz jedynie pozbawioną czegokolwiek duszą. 
- Jestem silniejszy - zaśmiał się cicho - nie masz niestety szans.
- Może i jestem słaba - zacisnęła pięści, przygryzając dolną wargę - ale wierzę w siebie! W przyjaciół. I ta wiara pozwoli mi z tobą...wygrać!
- Jeszcze zobaczymy - jej dłonie gwałtownie zbliżały się do brzucha. Otworzyła szeroko oczy, a wokół niej zalśniło jasne światło.
- Niee! - krzyknęła, czując ogarniające ją ciepło, które po chwili przemieniło się w krystaliczną wodę, spływającą po rozgrzanym ciele.
- Zostawcie mnie!
Czyj to głos? Wyczuwało się z niego przeogromny smutek wymieszany z przerażeniem. Poczęła się rozglądać, a obraz nagle się przed nią pojawił.

- Z-zostaw...cie.
Ujrzała małe dziecko. Zaledwie kilkuletniego chłopczyka o rozwianych czerwonych włosach, przypominających spływającą krew. O zielonych oczach, niczym świeża trawa rosnąca na łące, lecz bez iskierki radości. W nich gnieździły się jedynie łzy, poruszające serca wielu. Skromne ubranko, w większości miejscach przedarte i poplamione szkarłatną cieczą. Liczne siniaki przyozdabiające jego małe ciałko i rany, z których ulatniała się powoli krew. Leżąc na brudnej ziemi, zakaszlał parę razy. Powiew wiatru sprawił, że zatrząsł się kilkakrotnie, wypłakując kolejne słone krople. Został pobity przez dawnych przyjaciół. Przez ludzi, jacy kiedyś wwiercili się głęboko w serce chłopca i pozwolili zaufać. Za coś, czego tak naprawdę nie zrobił. Ciągle słyszał w głowie słowa rzucane bezpodstawnie, a zarazem sprawiające duże cierpienie. "To on! On jest zabójcą"... "Morderca!".
- T-tato - przetarł oczy, drugą rękę ściskając na prawym ramieniu. Ono było najbardziej pokaleczone. Nie zabił ojca, nie mógłby dokonać się takiego czynu. Dlaczego więc nikt nie chciał mu uwierzyć? Jak ludzie znający go na tyle dobrze, oskarżyli, nie dając chwili na słowa wyjaśnienia? W końcu można nazwać to przypadkiem, zbiegiem okoliczności. Nikt nie słuchał, że nóż został wciśnięty w drobne rączki czerwonowłosego. Nie zaufali po raz drugi, gdy wmawiano im o dobrych zamiarach dziecka. On dawno został już przekreślony, a jego dni w tym miasteczku kończyły się.
Opuścił swój dom bez pożegnania z kochającą matką. Skazał ją na samotne i ciężkie życie w obliczu różnych niebezpieczeństw. I mimo, że ona jako jedyna wierzyła, nie zmienił zdania. Odkąd wyruszył, słuch o niewinnym chłopcu zaginął. Rzadko się zdarzało by rodzice opowiadali dzieciom o "małym zabójcy", przedstawiając go, jako wielkiego grzesznika i złego człowieka. Nikt już w tym miasteczku nie pozna prawdy. Niemożliwym jest również zmienić przeszłość.
 Często zdarzało mu się znikać. Być przezroczystym i zlewać się z powietrzem. W ten czas był dla każdego duchem, niespokojnym powiewem wiatru. Wdzierając się wiele razy do umysłów innych, wydarzenia z dzieciństwa powoli zaczynały zanikać. Pewnego dnia nie pamiętał już nic, w pełni zamykając swoje serce na jakiekolwiek odczucia. Trafił do mrocznej gildii, a jego nowym celem w życiu stała się śmierć innych. Gdyż w głowie wciąż miał słowa, kierowane niegdyś do niego... Do niewłaściwej osoby.

 Wspomnienia rozpłynęły się, pokazując Lucy ponownie biel. Zacisnęła zęby, nie umiejąc powstrzymać emocji. Fragmenty z życia jej przeciwnika były niczym wyjęte z koszmaru. Nie mogąc się opanować, zacisnęła powieki, a z jej ust wydobył się przeraźliwy krzyk. On także wrzeszczał i nie tylko dlatego, że robiła to jasnowłosa. Sam tego potrzebował, szczególnie po tym, co ujrzał kilka sekund temu.
 Ostrze zatrzymało się w ostatniej chwili, dotykając bluzki dziewczyny. Jego ręce trzęsły się, wypuszczając miecz i pozwalając mu bezwładnie opaść na ziemię. Nie spostrzegł nawet, kiedy opuścił ciało jasnowłosej. Wpatrywał się teraz w swoje dłonie z szeroko rozszerzonymi oczami. Jakim cudem odzyskał większość wspomnień? Kto mu je podarował, by mógł poznać lepiej przeszłość z nim związaną? Przymknął powieki, po czym przeszły go nagłe dreszcze. Już nie widział przysłoniętego mgłą obrazu. Przyglądał się momentom ze swojego dzieciństwa. Pierwszy raz ujrzał twarz brata i ponownie zobaczył kochaną rodzicielkę.
- Już dobrze - usłyszał nad sobą czyjś głos. Tak delikatny, podobny do tego, jaki miał możliwość słyszeć wcześniej w głowie. Czyżby to jednak ona tam była? Pomogła mu, mimo że pragnął jej śmierci. Skierował na Lucy szmaragdowe tęczówki i zdziwiony dostrzegł u niej łzy. Dlaczego ona płakała? Nad nim? Nie, niemożliwe. W końcu byli od początku wrogami. Poczuł coś mokrego na policzkach. Tym razem to jego łzy, on zapłakał nad swym marnym losem. Jednakże był gotów ponieść karę za porażkę. Wcisnął w dłonie dziewczyny miecz, czekając na to, aż zada decydujący cios. Zamiast tego usłyszał brzdęk metalu, a następnie ciepło powoli rozchodzące się po ciele. Przytuliła się do niego, szepcząc cicho dwa słowa.
- Wybaczam ci.
Już nie musiał oszukiwać. Popełniać zbrodni i ranić innych. Odzyskał to, co utracił, a nienawiść drzemiąca głęboko w nim zniknęła. Uleciała z kolejnym powiewem wiatru, w postaci łez.

~*~

 W tym czasie Natsu unikał ataku ze strony zielonowłosej. Wciąż się śmiejąc, strzelała do niego z karabinu, którym opiekowała się niczym, własnym zwierzęciem. Z gracją przybliżała broń do siebie i namierzała przeciwnika. Następnie pozostawał tylko wystrzał, od którego zirytowany różowowłosy coraz gorzej uciekał.
- Ognista pięść smoka! - wrzasnął, atakując dziewczynę z powietrza. Niestety w ostatniej chwili przysłoniła mu widok chmara srebrnych motylów. Odskoczył, dokładnie im się przyglądając. Nie były to bowiem owady, jedynie małe ostrza w ich kształcie. Pobłyskiwały w świetle księżyca, sprawiając wrażenie, że jest ich znacznie więcej, niż w rzeczywistości. Dragneel nie wiedział, które z nich mogą być prawdziwe. Nie zastanawiając się dłużej buchnął na nie ogniem, lecz z trudnością uchronił się przed dwoma. Płomienie nie zbyt dużo potrafią tu zdziałać.
- Cholera... - syknął, biorąc łapczywie oddech. Owe "motyle" powróciły do swojego właściciela, którym okazał się stojący dalej, niewzruszony mężczyzna. Białe kosmyki pojedynczo opadały na jego znudzoną twarz, co jeszcze bardziej zdenerwowało maga. Kiedy już chciał zaatakować, ktoś nagle złapał go za rękę, ciągnąc lekko w tył. Od razu się wyrwał, kierując wzrok na nowego, potencjalnego wroga.
- Natsu, zajmij się Thorem - usłyszał głos Tytani, podkręcający go do walki. Zrozumiał, że ma pokonać białowłosego, przez co się wyszczerzył.
- Ale się napaliłem! - na te słowa zapłonął żywym ogniem i popędził w stronę przeciwnika. Uśmiech mu z twarzy ani na trochę nie znikał.

- Dużo minęło od ostatniego spotkania Scarlet - mruknęła zadziornie, chichocząc cicho.
- Za dużo, Reiko - wykonała szybką podmianę, odbijając mieczem każdy wystrzelony w jej kierunku pocisk. Obie nie próżnowały, dosyć długo czekały na tą walkę. W pewnym momencie czerwonowłosa wyskoczyła, lecz członkini mrocznej gildii wciąż w nią celowała. Po wylądowaniu z ramienia Erzy trysnęła krew. Było to jedyne miejsce, w jakie przeciwniczka trafiła.
- A jednak. Jesteś dużo lepsza, niż poprzednio - zielonooka pokiwała z uznaniem głową, czekając na jakikolwiek ruch.
- I ty również - odparła Tytania, posyłając miecze na dziewczynę. Ta natomiast uniknęła każdego z nich, po czym się szyderczo zaśmiała.
- Nadal znam każdy twój ruch Scarlet. Nic się nie zmieniło.
"Czyżby..." przeszło jej przez myśl i korzystając z nieuwagi wroga przybrała jedną z najnowszych zbroi. Szybki Błysk. Posiadała ona w ten czas olbrzymią szybkość i zręczność. Niczym błyskawica pojawiająca się tak nagle, bez ostrzeżenia. Wydobywając sztylet, popędziła na Reiko, pozbawiając ją gwałtownie broni. Szmaragdowe oczy dziewczyny rozszerzyły się, nie spodziewając się tak wielkiej siły. Nie była w stanie utrzymać nawet karabinu podczas ataku. Zastanawiała się chwilę, a z jej ust wydobyło się tylko krótkie pytanie.
- Co to?
- Coś nowego - Erza uśmiechnęła się tajemniczo, widząc przy okazji jak Natsu posyła wroga na dużą skałę. Również wygrał, o czym świadczyły radość i satysfakcja wymalowane na jego twarzy. Odzyskali utracony honor i oddali za to, co spotkało wcześniej duchy Lucy. Nagle spoważniała.
- Co zrobiliście Lokiemu i Aries?! - syknęła, chwytając zielonowłosą za materiał bluzki. Nim zdążyła dodać coś jeszcze, usłyszała czyjś głos. Odwróciła głowę i ujrzała przyjaciółkę, na której podpierał się pewien czerwonowłosy chłopak. Skądś go kojarzyła...
- Lucy, uważaj! - krzyknęła, puszczając dziewczynę. Jasnowłosa posłała jej szeroki uśmiech, co zbiło kompletnie wróżkę z tropu.
- Nie martw się. Akachi jest już po naszej stronie.
- Lepiej być ostrożnym - zmierzyła dawnego wroga, nie mając do niego w pełni zaufania. Za wcześnie na to.
 Reiko rzuciła się w kierunku broni, po czym przeładowując szybko amunicję, skierowała ją w stronę swych członków Fairy Tail.
- Zdrajca - spiorunowała go wzrokiem, czując ogarniającą złość. Zdrada była rzeczą najgorszą. Nienawidziła tego, szczególnie jeśli robiła to osoba, tak dużo dla niej znacząca. Zacisnęła zęby, marszcząc brwi. Z zielonego oka wypłynęła momentalnie łza.  Nie chcąc czekać dłużej, wypowiedziała cicho jakąś formułkę, po czym wystrzeliła.
- Otwórz się bramo do lwa: Loki! - krzyknęła Lucy, a wszystko działo się bardzo szybko. Duch wyłonił się z rażącego światła, tworząc natychmiastowo tarczę osłaniającą jego przyjaciół. Lecący promień odbił się, kierując się następnie na zdezorientowaną Erdonę.
- Nie! - dąło się słyszeć pisk, a po chwili ciało małej dziewczynki osuwające się bezwładnie na ziemię.
- Haruhi! - krzyknęła zielonowłosa chwytając siostrę w ramiona. Jednak Lucy nie miała zwidów. Był ktoś jeszcze oprócz owej trójki, a okazała się to właśnie mniejsza kopia wcześniejszej przeciwniczki Erzy. Każdy mógł dostrzec to ogromne podobieństwo, aż nazbyt widoczne.
- Haruhi, nie - zrozpaczona przyglądała się dziecku, w tym momencie nieprzytomnemu. Osłoniła ją, inaczej jej żywot dobiegłby końca.
- Erdona, musimy iść.
W odpowiedzi skinęła głową, zaciskając powieki i tuląc do siebie dziewczynkę o kosmykach koloru trawy. Uniosła drobne ciałko, biegnąc wraz z białowłosym w nieznanym nikomu kierunku.

~*~

Moja radość jest nie do opisania. Ah, święta, brak w najbliższym czasie zawodów, co oznacza siedzenie w domu i pisanie, pisanie i jeszcze raz pisanie. Dodatkowo jestem w posiadaniu dość dobrego sprzętu, na którym cokolwiek się robi, to robi się to po prostu wspaniale. ^^ Nie wiem, czy tylko mi się to zdaje, czy naprawdę ten rozdział jest...całkiem długi. Oby jednak to nie były moje domysły. Mam tylko nadzieję, że niczego w nim nie pokręciłam, bo sama zaczynałam się powoli gubić w swym rozumowaniu. Jak można zauważyć, blog szczyci się owym szablonem. Wykonanie zawdzięczam Kimi-san, której jeszcze raz bardzo, ale to bardzo dziękuję. Przeszedł on moje najśmielsze oczekiwania i nie sądzę bym go przez kolejne kilka miesięcy zmieniała. Może i nawet dłużej. :> A jakie jest wasze zdanie o nim?
Dodatkowo mam do was kochanieńki pewną sprawę. A mianowicie pytanie... Otóż, brakuje mi pomysłu na nazwę owej mrocznej gildii, z jaką to nasi bohaterowie się spotkali. Jeśli macie jakieś pomysł to podawajcie w komentarzach. Byłabym naprawdę wdzięczna, gdyż w mojej głowie jest najzwyklejsza (któryś już raz z kolei) pustka. Jeśli padnie kilka propozycji, to zrobię ankietę i wtedy wyłoni się zwycięzcę. ^^
Powstała nowa zakładka z bohaterami. Znajdują się w niej obrazki nowych postaci w opowiadaniu, a ich opisy postaram się szybko pouzupełniać. Co o nich myślicie? Trochę męczyłam się nad dobraniem odpowiednich zdjęć, do wizji jaką już sobie ułożyłam wcześniej w głowie.
Następny rozdział jeszcze, uwaga, uwaga...w tym tygodniu. Parę rzeczy zostanie w nim wyjaśnionych. Serdecznie pozdrawiam wszystkich moich kochanych ludków. Nie wiecie nawet, jak bardzo cieszy mnie taka ilość odwiedzić. Do napisania. :*