"Miłość wymuszona nie jest żadną miłością"
Obudziła się, leżąc na miękkim łóżku. Spojrzała odruchowo w stronę łazienki i westchnęła głośno, widząc leżące na podłodze resztki po drzwiach. Prawdopodobnie Natsu rozwalił je, bojąc się o stan przyjaciółki. Mimowolnie się uśmiechnęła. Tak bardzo o nią dbał... A jednak wczoraj zachował się okropnie. Nie wiedziała co w niego wstąpiło, lecz niech nie myśli, że ujdzie mu to na sucho. Pewnie wstała, łapiąc się szybko za głowę. Niemiłosiernie mocno bolała. Najchętniej nigdzie by się nie ruszała, jednak zbliżająca się opłata powoli dawała o sobie znać. Szczególnie, że nie posiadała nawet połowy klejnotów.
W gildii panowała dość przyjemna atmosfera. Wiele osób już z samego rana wyruszyło na misje. Niektórzy dalej siedzieli przy stołach, głośno się śmiejąc, bądź kłócąc. Przy jednym z nich znajdowała się czwórka mężczyzn, a raczej trójka. Jeden z nich zbyt podekscytowany, podskakiwał i zaraz upadał na twardą ziemię.
- I naprawdę możesz wejść w ciało każdego? - zachwycał się Elfman, a kiedy Akachi skinął głową, podsumował wszystko krótkim "Ale to męskie!". Jednak to nie on był osobą, która nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Rolę tą odgrywał natomiast smoczy zabójca, z płomieniami w swych oczach.
- Ekstra! Przejmij mnie, tak! - uniósł wysoko rękę, szczerząc się. Nad głowami wszystkich pojawiła się biała chmurka, w której dostrzec można było słowa Salamandra, w postaci krótkiej animacji.
- Po opuszczeniu ciała, stanę się duchem... I w końcu zobaczę swoje plecy. I tyłek też!
- Aj! - znikąd pojawił się Exceed, dodając po chwili ciszej - Natsu ma czasem dziwne pomysły...
Przyjaciele spojrzeli po sobie, później na chłopaka palącego się wręcz do tego. Gwałtownie wybuchnęli śmiechem, przyciągając uwagę innych.
- Jeszcze zarazi się głupotą!
- Jakby chociaż coś w tej głowie było - zachichotał któryś z magów, zderzając się kuflami z innym. Różowowłosy zaczął wymachiwać rękoma, krzycząc coś, co jeszcze bardziej bawiło członków Fairy Tail.
- Zamknij się gołodupcu! - w sali nastała nagła cisza. Natsu zacisnął pięści, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział. Porwał papier ze stołu, po czym wybiegł z gildii. Za nim w pośpiechu ruszył mały niebieski kotek.
W tym samym czasie blondynka zmierzała do wspomnianego wyżej miejsca. Planowała wybrać jak najszybciej jakąś misję i wyruszyć, nim spotka ją smoczy idiota. Takie właśnie zdanie miała o nim w tej chwili. Westchnęła głęboko, wracając myślami do ostatnich wydarzeń. Jak mogła zrozumieć, to co widziała? A raczej kogo. Wystarczyło, że czarnowłosy pojawił się chociażby na ułamek sekundy, by ponownie ożywić w niej nadzieję i wiarę w jego powrót. Być może inni kłamali, mylili się. On żył, a nagrobek postawiony na cmentarzu oznaczał jedynie pomyłkę. Przemyślenia przerwał pewien chłopak, z impetem wpadając na Lucy. Syknęła cicho, upadając na twardą ziemię. Spojrzała złowrogo na, jak się zaraz okazało, Salamandra. Ten jedynie rozmasowywał obolałą głowę.
- Co to? - zapytała, wskazując na ściskaną przez niego kartkę.Widząc, że nie miał zamiaru odpowiadać, wyrwała mu papier, zwracając następnie uwagę na treść. Jej oczy powoli się rozszerzały.
- Milion klejnotów?! Idziemy! - krzyknęła entuzjastycznie, a głowa momentalnie przestała boleć. Chwyciła chłopaka pod ramię i pobiegła w kierunku stacji. Taka okazja nie trafia się w końcu często.
Słońce jasno świeciło, próbując dosięgnąć wszystkiego swymi promieniami. Wiatr potrząsał delikatnie gałęziami drzew, strącając pojedyncze liście na ziemie w magicznym tańcu. Niebo błękitne, czyste...wydawało się, jakby można chwycić je dłonią. Puszyste obłoki przelatywały powoli po nim, formując się w najprzeróżniejsze kształty. Stali w milczeniu, czekając na przyjazd pociągu. Mimo wcześniejszego podekscytowania jasnowłosej, była teraz odwrócona plecami do przyjaciela. On postępował tak samo, ignorując jej jakąkolwiek uwagę, bądź komentarz. Nawet Happiemu nie udało się rozluźnić atmosfery, przez co ostatecznie westchnął i zasiadł znużony na czuprynie Natsu. W pewnym momencie dało się słyszeć gwizd ze strony szyn. Chwilę później w trójkę zajmowali już miejsca w przedziale, odliczając kolejno minuty przybycia do miasta. Dziw, Salamander zachowywał się nad wyraz spokojnie, nawet podczas ruszenia pojazdu. Niestety zaraz jego twarz przybrała zielony kolor, a chory rozłożył się na całej szerokości siedzenia. Lucy zaś dalej beznamiętnie wpatrywała się w widok za oknem. Nie chciała spędzać najbliższych paru godzin z różowowłosym. Jednak dla kwoty za wygraną musiała to wytrzymać, wciąż przed oczami mając widok z ostatniej nocy. "Idiota... Jednym słowem idiota". Prychnęła cicho, licząc ze znudzenia mijane drzewa. Zmarszczyła brwi, zauważając znaczny spadek roślinności. Czyżby miasto miało okazać się jedną, wielką pustynią?
~ * ~
Przemierzała uliczki Magnoli, z ciągnącą się za nią czarną chmurą. Łzy zamazywały jej widok, lecz nie zatrzymywała się. Pragnęła dojść do celu, mimo że nie wierzyła w słowa przyjaciół. Czy to aby nie za wielkie określenie na ich znajomość? Ostatnimi czasy oddaliła się jeszcze bardziej od gildii. Marzyła tylko o ponownym spotkaniu ze swym ukochanym, a serce z każdym dniem kuło tak samo mocno. Wkroczyła wolnym krokiem na cmentarz, omijając starą, ledwo stojącą tablicę z wiadomościami. Po co by jej były informacje o minionych pogrzebach, bądź tych, jakie miały dopiero nadejść? Juvia przyszła tu tylko dla jednej osoby. Zacisnęła mocniej blade palce na bukiecie kwiatów, przywołując za sobą nowe krople deszczu. Po zatrzymaniu się w odpowiednim miejscu, nie mogła uwierzyć. Ziemia wgnieciona, a wokół niej czyjeś ślady. Głaz przypominający o wspaniałym magu zniknął bez słowa. - Kto? - mruknęła cicho, w pełni zimno i oschle. Parę płatków zleciało na ziemię. Zauważyła leżącą tuż przy nodze czarną opaskę. Schyliła się, a w oczach niebieskowłosej zabłyszczały łzy. Zaciskając palce na przedmiocie, wstała i pobiegła w stronę Fairy Tail. Musiała za wszelką cenę przekazać innym tę złą wiadomość.
~ * ~
Po około godzinie byli już na miejscu. Blondynka się nie myliła, wokół nich widniał jedynie piach. Zasłonili dłońmi twarze, by niesforne grudki piasku nie wpadły im do oczu. Niebieski kotek skorzystał, chowając się w plecaku chłopaka. Rozglądali się w poszukiwaniu siedziby, z jakiej dostarczono zlecenie. Pustynia wydawała się nie mieć końca.
- To na pewno dobre miejsce? - brązowooka odwróciła się w stronę zamyślonego Salamandra, krzyżując ręce. Włosy co chwila opadały na jej twarz, przysłaniając doszczętnie widok. Odgarnianie ich przy takim wietrze nie miało żadnego sensu. Dragneel dalej nie odpowiadał, co zaczynało ją lekko irytować. Zrobiła krok w tył, jednak potknęła się o kamień i wylądowała zaraz na ziemi... Oczywiście trzymana w ramionach różowowłosego.
- Nic ci nie jest? - spytał, lecz tym razem to ona postanowiła milczeć. Wyrwała mu się, udając niedostępną i oziębłą. Niech wie, że dziewczyny potrafią mieć też swoje humory.
- Miasto - głos kota zwrócił ich uwagę na jeden punkt. Mianowicie, piach począł powoli się gromadzić, tworząc pokaźną górkę. Tak samo działo się w jeszcze trzech miejscach. Formowały się one dalej w wieżyczki oddzielone od siebie na taką samą długość. W końcu powstały i mury łączące je. Z lotu ptaka cała budowla przypominała kształtem kwadrat. Trójka członków gildii przypatrywała się temu z jawnym zainteresowaniem i rozszerzonymi oczami. Piaskowe drzwi powoli się otwierały, aż zza nich wyszedł wysoki blondyn w podobnym wieku do nich.
- Magowie? Świetnie, pozwólcie, że się przedstawię - odparł z uśmiechem, przybliżając się - Jestem Vincent Trevot, dawny mag i dowódca jednostek ratowniczych.
Ucałował wierzch dłoni dziewczyny, która lekko się zarumieniła.
- Dowódca? Nie jesteś przypadkiem za młody?
Na to pytanie zachichotał, zapraszając drużynę Natsu do środka. Tam, jak się okazało, wszystko wykonane było normalnie, jak w każdym innym domu. Piasek znajdował się jedynie na zewnątrz. Jasnowłosa już chciała coś powiedzieć, lecz ubiegł ją w tym gospodarz.
- To dla bezpieczeństwa i ochrony przed intruzami. A wracając do twojego pytania - tym razem skierował wzrok na chłopaka - nie sądzę by był to problem. Mam już czterdzieści dwa lata.
Oboje stanęli, przypominając w tej chwili posągi.
- Czterdzieści dwa? Haha, to ty jesteś sta, ał! - zanim skończył, dostał z łokcia jasnowłosej w brzuch. Posłała mu jeszcze złowrogie spojrzenie, a następnie już milej spojrzała na mężczyznę.
- Zapewne w waszym mniemaniu wyglądam na młodszego. Chodźcie, pokażę wam - wskazał dłonią, by podążali za nim. Mijali wiele cennych przedmiotów i obrazów. Same ściany zdawały się pokryte prawdziwym złotem, a podłoga wyłożona jakby gorzką czekoladą. Po kilku minutach trafili do
sali pełnej ludzi. Unosiły się tam przeróżne zapachy, a czasem dochodziło w niektórych miejscach do wybuchu. Patrzyli na to dalej nic nie rozumiejąc.
- To tutaj tworzymy perfumy, zapobiegające wielu chorobom. Fiolek posiadamy bardzo dużo - tu wskazał ręką na półki, zajmujące prawie każdą część ściany - lecz każda z nich ma inne zastosowania i w razie złego użycia, skutki uboczne.
- Czyli jesteście zawsze przygotowani by pomóc rannym lub ledwo żyjącym - odezwała się Lucy, której ze wzruszenia zakręciło się parę łez w oczach. Wszystko to robili dla innych ludzi, nieśli im pomoc bezinteresownie.
- Można tak to określić. Jednakże podczas ich stosowania należy zachować ostrożność. Wystarczy jeden zły składnik, a zamiast leku można otrzymać nawet truciznę.
- Ale co to ma wspólnego z twoim wyglądem? - tym razem zapytał Natsu, który powoli gubił się w wyjaśnieniach mężczyzny. Blondyn mrużąc oczy, rozejrzał się po pomieszczeniu i zaraz sięgnął po jeden ze szklanych flakoników. Ciecz w środku barwiła się na szaro, podobnie co jego tęczówki.
- Od lat stosuje ten specyfik, przez który mogę cieszyć się młodym ciałem - zamilkł na chwilę, kładąc dwa palce na powiece - zmiana koloru oczu to jeden z efektów ubocznych. Ale starczy o mnie, jako moi goście, pozwólcie się oprowadzić.
Dragneel już chciał się sprzeciwiać, lecz Lucy pociągnęła go szybko za nowo poznanym. Jakże mogłaby nie skorzystać z okazji poznania tak niezwykłego miejsca. Dodatkowo towarzystwo Vincentego wcale jej nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, była nim zachwycona.
Przez kolejne dwie godziny obejrzeli większość pomieszczeń w rezydencji. Zbyt rozpromieniona Heartfilia zapomniałaby o misji, gdyby nie znudzony doszczętnie różowowłosy.
- Lucy, przecież mamy misje...
- Aj - dodał mały Exceed, który po raz pierwszy zdecydował się ujawnić przed właścicielem. Przewróciła oczami, ale przyznała chłopakowi rację. Znajdując się w salonie, skorzystała z okazji, pytając blondyna o cel ich wyprawy.
- Od pewnego czasu...mamy pewne problemy z pracownikami - rzekł ostentacyjnie przykładając wierzch dłoni do czoła - kiedy tylko zatrudnię nowych magów, oni po jakimś czasie odchodzą wraz z paroma starymi pracownikami.
- Może po prostu nie odpowiada im ta praca.
- Ależ skąd! Są oni zachwyceni, gdy ich przyjmuję. A wcześniej nikt się z pracujących nie skarżył - westchnął. Jasnowłosa chwilę analizowała wszystko w swej głowie.
- Rozumiem, że mamy ustalić przyczynę odejść - brzmiało to bardziej jako stwierdzenie niż pytanie.
- Liczę na was.
- Tak! Coś mi się wydaję, że szykuje się walka. Chodź Happy!
- Aj sir!
W mgnieniu oka wyparowali z sali, zostawiając zażenowaną Lucy na kanapie. Mężczyzna stał, odwrócony w stronę biblioteczki z książkami.
- W takim razie ja też już pójdę.
- Poczekaj - nie ruszała się, tak jak prosił. Spojrzała pytającą na Vincenta. On przekręcił głowę w jej kierunku, zachowując powagę.
- Każdy opuszczał mój dom z rozmarzonym wzrokiem. Możliwe, że to wam pomoże.
Stała tak jeszcze przez chwilę, jakby głęboko się nad czymś zastanawiając. Podziękowała i zaczęła poszukiwania jakichkolwiek śladów. Miała także nikłą nadzieję, że jej towarzysze niczego nie zniszczą.
~*~
Froiz siedział przy barze, wertując wzrokiem kolejne strony swej książki. Po ostatnich zaczepkach Salamandra musiał niestety kupić nową. Na wspomnienie owej sprzeczki zacisnął pięść. Był przecież spokojny, jednakże towarzystwo chłopaka działało na niego od razu pobudzającą. Zrobił błąd, przyjmując wyzwanie. Wystarczyło tak mało, by wszystkie jego starania poszły na marne.
- Dobrze, że jesteś - uniósł głowę, patrząc pytającą na, jak zawsze uśmiechniętą Mirę - Lucy ostatnio cię szukała.
Skinął, kontynuując lekturę. Lecz, co takiego działo się teraz wewnątrz głowy czarnookiego? Zastanawiał się przede wszystkim, co takiego chciała blondynka. Miał nadzieję, że nie było to nic poważnego. Westchnął prawie niesłyszalnie, przymykając na moment powieki. Każdą chwilę zdążył dokładnie poukładać w swym umyśle i ostatecznie stwierdził, że nie miał się czego bać. Prawda nie wyjdzie na jaw, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Kątem oka dostrzegł siedzącą niedaleko Tytanię, zajadającą się kolejnym już ciastem. Instynktownie zwróciła twarz w jego stronę, ale on nie przestawał się wpatrywać. Przerwało to dopiero mocne trzaśnięcie drzwiami.
Większość nagle ucichła i z niepokojem spoglądała na przemęczoną dziewczynę. Oddychała szybko, co spowodowane było ciągłym biegiem. Kiedy w końcu udało jej się odzyskać mowę, wykrzyczała słowa, wzbudzające niemałe zainteresowanie.
- Nagrobek! Go...nie ma - pokręciła chaotycznie głową - ktoś ukradł nagrobek Gray-sama!
Jeśli wcześniej nie każdy się uspokoił po przyjściu Juvi, to teraz cała sala milczała. Magowie spoglądali na siebie ze strachem i zszokowaniem. Wywołane zostało to również imieniem przyjaciela. Mimo, że na cmentarzu stał jedynie zwykły kamień, głaz z wyrytym nazwiskiem. Mimo, że ciało nigdy nie pozostało odnalezione i zakopane... Członkowie Fairy Tail poczuli się wystarczającą dotknięci tym faktem. Owy nagrobek był symbolem i pamięcią o zaginionym chłopaku. A ktoś po prostu go ukradł, nie zdając sobie sprawy z jego wartości.
- Zwołajcie mistrza - rzekła po chwili czerwonowłosa, przerywając ciszę. Odstawiła kawałek ciasta i z wręcz przerażającą powagą podeszła do Loxar. Spojrzała na nią, a jej wzrok jakby mówił "nie płacz, nie martw się, ktoś każe nam wierzyć, że on nadal żyje".
~*~
Kierowała się z czasem ciemniejszym korytarzem, nawołując swych nazbyt podekscytowanych przyjaciół. W pewnym momencie spostrzegła zamykające się drzwi. Nie czekając dłużej, otworzyła je i po cichu weszła do środka. Pomieszczenie nie różniło się od innych, jakie zdołała dzisiaj zobaczyć. Staroświecki styl utrzymywany był w każdym centymetrze kwadratowym tej rezydencji, pomijając oczywiście owe laboratorium do produkcji perfum. Podeszła bliżej stojącej przy łóżku szafki i zaczęła poszukiwać jakichkolwiek poszlak. Przerwało jej w tym dopiero trzaśnięcie. Schowała niezauważalnie do kieszeni spodenek plik zgiętych kartek, po czym gwałtownie odwróciła się do wejścia.
- D-dzień dobry - rzekła do kobiety o długich kasztanowych włosach, falami opadających na jej ramiona i plecy. Jej oczy podobnie jak w przypadku właściciela, miały barwę szarą.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się w sposób raczej przerażający. Dopełniał to wszystko jeszcze strój pokojówki.
- A raczej żegnaj - szepnęła, od razu rzucając się na maga gwiezdnych duchów.
Walczyła dalej, mając coraz mniej sił. Od razu zauważyła, że kobieta nie była zwykłą pokojówką. W dodatku używała magii zawartej w perfumach. Wtem przypomniała jej się niezbyt lubiana gildia.
- Powinnaś być bardziej uważna - usłyszała tuż przy uchu, na co aż podskoczyła. Odbiegła od przeciwnika, po czym wyciągnęła jeden ze swoich kluczy.
- Otwórz się bramo do...
- Nie tak prędko kochanie - różowowłosa przerwała jej z głośnym śmiechem. Złoty przedmiot momentalnie wyleciał z dłoni Heartfili, lecz nie zamierzała się poddać. Podniosła rękę i ruszyła biegiem na swego wroga. Zadała jeden cios, niestety przed następnym została odrzucona na przeciwległą ścianę. Zaklęła cicho, przecierając usta. Nie mogła być aż tak słaba, aby pomiatać nią na każdym kroku.
- Lucy! - z jednego z korytarzy dobiegł ją głos Natsu. Zdziwiona pokojówka zaprzestała dalszego ataku. Stała chwilę zamyślona i z entuzjazmem zapytała.
- Kim on jest?
Dziewczyna chwiejnie się podniosła, nie wiedząc, jak się zachować. Walka przeistoczyła się tak nagle w zwykłą rozmowę, co raczej ją przerażało, niż cieszyło.
- Moim...przyjacielem - rzekła, a w odpowiedzi otrzymała szeroki uśmiech. Zielonooka zakręciła się wokół własnej osi, łącząc dłonie.
- Więc niech miłość kwitnie! - krzyknęła i nim Lucy zdążyła zareagować, rozbiła jeden flakonik z perfumami.
Cała sala wypełniła się duszącym dymem o różowej barwie, zaś obca kobieta najnormalniej zniknęła.
Biegł, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy magu gwiezdnych duchów. Bał się o dziewczynę i przeklinał się w myślach za zostawienie jej samej. Wyważył drzwi, hacząc o nie przez przypadek szalikiem. Później po niego wróci, najpierw musi odszukać przyjaciółkę.
- Lucy?! Khy, khy - zakaszlał, zakrywając dłonią pół twarzy. W oparze różowego dymu nic nie mógł zobaczyć. Tracił nadzieje na ujrzenie czegokolwiek w tym momencie. "Gdzie ona może być, no gdzie" myślał gorączkowo (owszem, on myśli! - dop. autorki). Szedł dalej, kiedy coś nagle stanęło mu na drodze, a potem przejechało czymś gładkim po twarzy Salamandra. Momentalnie poczuł na swych wargach materiał, a zaraz i ciepło przez niego przenikające.
Stał przez chwilę, nie wiedząc co zrobić. Jaki ruch wykonać... Łapiąc nieznajomą osobę za ramiona, odsunął ją powoli od siebie. W pomieszczeniu robiło się coraz widniej, dzięki czemu czekoladowe tęczówki chłopaka mogły dostrzec o wiele więcej. Lecz zapach sprzed paru sekund nie dawał mu spokoju. Wiedział do kogo on należał, nie mógł się mylić.
- Lucy - szepnął imię jasnowłosej, która później się w niego wtuliła. Wciąż nogi odmawiały mu współpracy, a język plątał wszystkie inne słowa.
- Natsu, uratowałeś mnie. Ah, Natsuu.
Mruczała mu do ucha, a złote kosmyki opadły beztrosko na zarumienioną twarzyczkę. Położyła głowę na torsie zdezorientowanego chłopaka, a jej oddech wywoływał u niego dreszcze. Przełknął ślinę, będąc pewnym, że kłopoty dopiero się zaczną.
~*~
Tak, dotrwałam do dnia, w którym wstawiam kolejny rozdział. Testy co prawda nie były takie straszne, jednakże przygotowania do nich...to już co innego. Teraz niestety dochodzi jeszcze nauka, gdyż oceny same się nie poprawią. Eh, jak ja chcę wakacje. T^T Cóż, mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Pracowałam nad nim bity tydzień, nie potrafiąc czasem sklecić chociażby jednego zdania. Ojoj, gomen, że nie pisałam prawie, że miesiąc. Zrekompensowałam się tym dłuższym wpisem, lecz i tak przepraszam. Kolejny także zajmie podobną ilość miejsca, co ten. :> Chciałabym zadedykować go mym kochanym ludkom, stałym bywalcom, a nawet i nowo przybyłym. Nie będę już dziękować osobno, zrobię to w następnym poście. Lecz arigato wszystkim czytelnikom. Dodajecie mi siły na pisane. Cieszmy się wolnymi dniami, a w tym czasie uda mi się w końcu nadrobić wszelakie zaległości. Oby... Pozdrawiam serdecznie. :*
Wakacje! Ja też chcę wakacje! Ta ciągła nauka już mnie nudzi.
OdpowiedzUsuńNo rozdział długi i tak ma być. Racja, racja teraz zaczną się wielkie kłopoty. I jeszcze grób Gray'a. No to ja niestety muszę kończyć :'(.
Pozdrawiam i życzę weny (tak jak zawsze XD)
Buziaczki ;**
Fake, Juvia gotowa byłaby zniszczyć gildię na taką wieść.
OdpowiedzUsuńH: Skąd wiesz?
Jestem jej odpowiednikiem, ne?
K: To że dostajesz nosebleed'a na każde jego zdjęcie nie znaczy,że nią jesteś =.="
A z kosy chcesz?
K: Higi, obroń mnie!
Natsu ma przekichane~ Natsu ma przekichane~
H: Prośba ogółu, nie śpiewaj.
Ciekawe jak z tego wybrną. Kchichi I wiedz, że nie tylko ty marzysz już o wakacjach...Ach, plaża i drinki z palemką...
H: Całodniowe jazdy na rowerze...
K: Gnicie w łóżku do dwunastej...
Pozdrawiamy i wenę ślemy!
Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Uważam, że masz świetny styl pisania i ładnie opisujesz uczucia. Na dodatek GrayLu, mało tego w sieci a ty wymyśliłaś interesującą, nietypową historię. Zyskałaś nową stała czytelniczkę;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny^^