"Ciemność... kiedy wszystko co znałeś i kochałeś zostaje ci zabrane..."
Sprawa ze znikającymi pracownikami została wyjaśniona nazbyt szybko. Już następnego dnia, niebieski Exceed natrafił na dziwnie zachowującą się kobietę. Jej zapach przypominał Natsu o różowym dymie i bez zbędnych pytań po prostu się na nią rzucił. Po przyprowadzeniu związanej brązowowłosej, magowie Fairy Tail odkryli kolejną szokującą wiadomość. Otóż, owa dama była żoną kierownika, pana Vincenta Trevota. Mężczyzna zdołał wybaczyć jej niszczenie jego ciężkiej pracy, lecz nadal nie poznano powodu postępowania nieznajomej. Natsu, ucieszony z nagrody pragnął jak najszybciej opuścić to dziwaczne miejsce, niestety przetrzymano ich tam kolejne dwa dni z powodu burzy piaskowej. Oczywistym było, że smoczemu zabójczy ona nie zagrażała, ale darmowy posiłek zdołał załatwić wszystkie niedogodności. Głównym problemem okazała się być Lucy, której sposobu odczarowania nikt nie chciał mu zdradzić. Ostatecznie zdecydował się wyruszyć, dyskretnie podwędzając jeden z flakoników. Niestety szczęście ponownie mu nie dopisało i zamiast lekarstwa dla przyjaciółki, zdobył produkt na szybki porost wąsów.
Zmieszali właśnie przez pustynię, a chłopak zmuszony był nieść maga gwiezdnych duchów na plecach.
- Ne, Natsu...dlaczego mnie ignorujesz? - łzy powoli zbierały się w kącikach jej oczu, lecz on wciąż z kamienną miną szedł przed siebie. Kolejne pytania zbywał w podobny sposób, bądź od czasu do czasu pomrukiwał coś cicho pod nosem. Sytuacja w jakiej się znalazł, kazała mu zmienić nagle podejście do dziewczyny. Westchnął, w myślach klnąc. "Dlaczego akurat ja?"
Z trudnością wszedł do pociągu, każąc blondynce usiąść naprzeciwko. W tej chwili zaprzątałby sobie głowę zdarzeniem sprzed kilku godzin... Lecz choroba lokomocyjna w pełni mu to uniemożliwiła. Tym razem był jej jednak wdzięczny.
- Natsuu, nie martw się. Ja się tobą zajmę - zaśmiała się perliście, kładąc po chwili go na całej szerokości siedzenia. Kiedy miał próbować zasnąć, stała się rzecz niezbyt mu odpowiadająca. Bowiem, poczuł zaraz na sobie ciężar, jakim okazała się właśnie Lucy. Rozłożyła się na nim, dając Salamandrowi widok jedynie na jej nazbyt widoczne piersi.
- L-lucy - wyjąkał, pokrywając się czerwienią na w połowie fioletowej twarzy.
- Możesz spokojnie spać. Teraz mam wszystko pod kontrolą - uśmiechnęła się szerzej, muskając wargami delikatnie szyję Dragneela oraz przypadkiem trącając kolanem jego krocze.
~*~
Jaskinia dobrze zamaskowana przez zarośla, pozwalała odpędzić od siebie różnego rodzaju drapieżniki. Wewnątrz zaś panowała wilgoć, a gdzieniegdzie z sufitu skapywały krople wody. Mech porósł prawie, że cały obszar przy wejściu. Dalej już poświata księżyca nie docierała, to też panowała tam ciemność. Kroki, ledwo dosłyszalne, lecz wystarczające by przebudzić czujną dziewczynę. Z czasem stawały się one coraz głośniejsze, aż w końcu na ścianie jaskini dostrzec można było cień postaci. Po chwili również i jej bladą twarz oraz pobłyskujące wręcz srebrne pasma.
- Przyniosłem leki - głos mężczyzny był prawie, że nazbyt obojętny, ale zdążyła się już przyzwyczaić i po prostu to zignorowała. Świeca, która zgasła jakiś czas temu, ponownie oświetliła owe miejsce. Teraz z łatwością można było spływające po jej policzkach słone łzy. Skinęła głową, zmieniając opatrunek na brzuchu swej mniejszej wersji. Wzięła ciało zielonowłosej w ramiona, przyciskając je zaraz do siebie o wiele mocniej. Nie mogła dopuścić do śmierci dziecka, swej własnej siostry.
- Połóż się - usłyszała w oddali, jednak ani na moment nie poluźniła uścisku. Ciemność znów zapanowała między nimi, a dziewczyna siedziała, dygocąc z zimna. Mimo towarzyszki będącej tak blisko, nie mogła się ogrzać. Zacisnęła pięści. Odpłaci się Fairy Tail, a wtedy ich popamiętają. W szczególności smoczy zabójcy, których nienawidziła całym sercem.
Szelest pośród krzaków, sprawił, że palce Reiko bardziej zacisnęły się na ciele dziewczynki, a oczy nagle szeroko rozwarły. Białowłosy obudził się prawdopodobnie w tym samym momencie i był gotów w każdej chwili zaatakować potencjalnego wroga.
- No proszę, proszę - ciemna postać stała przed wejściem, lecz twarzy jej dalej nikt z dwójki nie mógł dostrzec. Zaśmiała się ochryple, nie śpiesząc się z ujawnieniem.
- Kim ty...
- Kim jestem? Hmm... A mogę być jednym z twoich koszmarów? - ponownie przybysz zarechotał, przez co zielonooka zacisnęła ze złości zęby.
- Mniejsza o to - dodał po chwili, przybliżając się do członków Cobras Hunter* - mam dość... ciekawą propozycję.
Wykonał kolejne kroki, a wraz z nimi płomień świecy oświetlał go bardziej. Bez wahania zrzucił z siebie czarny płaszcz, ukazując nagą klatkę piersiową. Źrenice magów zmalały, a brwi uniosły się jeszcze wyżej.
- Ty... kim ty do cholery jesteś? - zapytała ze spokojem, kryjąc rosnące powoli przerażenie. Nieznajomy szeroko się uśmiechnął.
- Kimś, kto pozwoli wam zemścić się za jej śmierć - wskazał dłonią na nieprzytomne dziecko. Dziewczyna od razu przygarnęła ją do siebie jeszcze bardziej. Lecz coś się nie zgadzało. Wcześniejszy ledwo co wyczuwalny oddech, całkowicie zanikł, a skóra znacznie pobladła.
- Nie... - prawda okazała się zbyt bolesna, nie do pojęcia.
- Wystarczy się zgodzić, a ja uczynię was silniejszymi...
- Reiko - Thor spojrzał na swą kompankę ze strachem, a obojętność już w pełni wyparowała z jego twarzy. Zielonowłosa puściła ciało siostry, pozwalając mu z głuchym hukiem opaść na ziemię. Zacisnęła pięści, wykrzywiając się w pół grymasie, a w pół uśmiechu.
- Zapłacą mi za to... - w jaskini rozległ się szaleńczy śmiech, a jej oczy zapełniły się chęcią mordu - Fairy Tail mi zapłacą!
~*~
Wciąż czuł jej ciepłe wargi na swoich, chociaż były one za materiałem szalika. Odruchowo dotknął swych dwoma palcami, jakby usta dziewczyny dopiero co zniknęły. Mimo tych kilku dni on dalej odczuwał to nazbyt dobrze. Nie rozumiał różnych emocji targających jego ciałem. Przystanął, spoglądając na błękitne niebo. Zaraz spuścił wzrok, wbijając go w chodnik.
- Lucy - szepnął, zaciskając pięści. Ona nie była sobą, to tylko magia. Czar, który w końcu musi minąć. Prysnąć, jak bańka mydlana, a wtedy będzie jeszcze gorzej. Westchnął głęboko, klnąc pod nosem. Ne mógł odwzajemniać jej uczuć, gdyż nie stanowiły one prawdy. Miłość pokryta fałszem to najgorszy scenariusz dalszego życia. Tylko dlaczego go to, aż tak bolało... Zagryzł wargę, z trudnością pokonując kolejne metry. Każdy krok zbliżał różowowłosego do gildii, jaka tak nagle stała się dla Natsu bardziej obca, niż zwykle. Ponieważ wiedział, że znów zostanie czule przywitany. Obdarzony uczuciem trwającym jedynie przez określony czas.
- Nie pozwolę... - szedł coraz szybciej, aż w końcu biegł nie zważając na trącanych przechodniów - nie pozwolę ci tak żyć, Lucy!
Odstawił na bok własne problemy, chcąc pomóc swej przyjaciółce. Zawsze przy nim była i to ona podnosiła na duchu po zniknięciu Graya. Powstrzymywała przed nieprzemyślanymi decyzjami i posyłała uśmiech, jaki był dla niej czymś trudnym, ledwo możliwym. A jednak, robiła to wszystko dla dobra smoczego zabójcy. Teraz nadeszła pora się odwdzięczyć. Szczególnie, że przed misją sprawił jej zapewne wiele bólu. Pokręcił głową, ocierając twarz. Musi iść dalej i się nie poddawać. Właśnie dla dobra Lucy.
Gwałtownie otworzył drzwi gildii i zaczął się rozglądać, w poszukiwaniu maga gwiezdnych duchów.
- Lu... - przerwał nagle, wpatrując się wielkimi oczami w siedzącą przed nim dziewczynę...zamkniętą w runach. Skrzywił się, otwierając potem szeroko usta.
- Fried!
Zielonowłosy przekręcił głowę w stronę poddenerwowanego chłopaka, po czym cicho westchnął. Odchrząknąwszy, ostentacyjnie machnął ręką.
- Sprawiała za dużo kłopotów.
- Wyśniła sobie, że wszyscy jesteśmy tobą... Tyle że w przebraniu... - wyjaśnił zaraz inny mag, masując obolałą twarz.
- I co w tym złego? - sam Natsu nadal nie rozumiał jaki był powód zamknięcia Hearfili. W odpowiedzi większość mężczyzn spuściła głowy. Wspomnienia nie należały do najprzyjemniejszych.
Blondynka cicho nucąc, skakała szczęśliwie w stronę dobrze znanego budynku. Myśl o zobaczeniu chłopaka sprawiała nagłe motyle w brzuchu i przywoływała rumieńce. Po dotarciu, poczęła poszukiwania swej miłości, niestety wokół znajdowały się same nieinteresujące ją twarze. Bez zastanowienia podeszła do jednego z przyjaciół, po czym pociągnęła mocno za polik.
- Natsu? - słysząc jedynie jęknięcie, zrobiła to samo z nosem. Po upewnieniu się, że to z pewnością nie Salamander, skierowała się do kogoś innego. Niestety efekt za każdym razem był prawie, że taki sam. Niekiedy któryś cierpiał dłużej, a wszystko z powodu upartości dziewczyny.
- Oddajcie mi Natsu! - krzyknęła, łapiąc za pobliski przedmiot. Zaraz powędrował on na drugi koniec sali, bądź też rozbił się na czyjejś głowie. Czasami zdarzało się rzucić jej magiem... Lecz tylko, czasami.
- Nie było tak źle - wtrącił się mistrz, leżąc na blacie baru i machając radośnie nogami. Jego poliki pokryte byłe czerwoną szminką. Wtem zainteresowany zaczął dostrzegać na twarzach innych liczne siniaki i zadrapania. Wystraszył się nie na żarty. W końcu nie miał bladego pojęcia do czego jeszcze zdolna jest jego przyjaciółka.
- Natsuu - blondynka chciała podbiec do chwilowego obiektu westchnień. Niestety owa klatka uniemożliwiła jej jakiegokolwiek kontaktu z nim. W odpowiedzi wyjęczała imię Dragneela, a do jej oczu napłynęły łzy. Powoli podszedł do niej, czując ogromny ból z każdą kroplą skapującą na ziemię. Wciąż nic do niego nie docierało. Nic poza szlochem dziewczyny, który nie tyle co ranił, jak i dawał nikłe, a zarazem fałszywe nadzieje.
- Fried, zdejmij runy.
- Nie sądzę by był to...
- Zdejmij je do cholery! - wrzask chłopaka dał zielonowłosemu do myślenia. Kręcąc głową, anulował zaklęcie i wzruszył ramionami. Natsu zaś poczuł nagle silny uścisk i znany zapach. Lucy wtuliła się w niego, cicho mrucząc niczym najprawdziwszy kocur. Sięgała już do szyi przyjaciela, jednak ten w porę zatrzymał ją i ostrożnie odsunął.
- Lucy, a teraz mnie posłuchaj - przytaknęła, wpatrując się w brązowookiego rozmarzonym wzrokiem - pobawimy się później.
Mina nagle jej zrzedła, lecz posłusznie nie rzuciła się znów na chłopaka. Ten z ulgą, wykonał krok w tył, by potem podbiec do krzątającej się Miry.
- Pomóż mi! - wyjęczał, gdy ona odstawiała ostatnie kufle na swoje miejsce. Nieumyślnie zrzucił Makrova z blatu, po czym rozłożył się na nim. Zaczął rozlewać się powoli z dwóch stron.
- Sądziłam, że ci się to spodoba.
Spiorunował ją, nie widząc w tym nic ciekawego. Mirajane jedynie się zaśmiała, jednak po chwili przybrała pozę myśliciela. Kątem oka spojrzała na wciąż sterczącą w bezruchu jasnowłosą, która prawie, że pożerała towarzysza wzrokiem. Przeczuwała, że nie będzie to proste zadanie.
W czasie gdy inni poszukiwali różnych sposobów na wybudzenie z transu jasnowłosą, Juvia siedziała w oddali przy jednym ze stolików, wpatrując się beznamiętnie w szklankę z sokiem. Była w całkiem innym świecie, pogrążona we własnych myślach. Nerwowo przejechała opuszkami palców po kieszeni, w której znajdował się prawdopodobnie dowód. Jeśli był on prawdziwy, to sprawca znajdował się bliżej, niż mogło się komukolwiek wydawać. Westchnęła, spuszczając głowę. Nie rozumiała kumulujących się w niej emocji. Możliwe, że się bała, lecz przerażało ją to jeszcze bardziej, niż zniknięcie nagrobka.
- Gray-sama - mruknęła, a oczy dziewczyny zaszły mgłą. Drzwi zaskrzypiały, dając znać, że powinno się je już dawno naoliwić. Chłodny powiew wiatru przywołał ją do rzeczywistości. Zesztywniała jednak, kiedy do gildii wkroczyła dwójka magów.
- Dziękuję za pomoc panie Akachi - jako pierwsza odezwała się niebieskowłosa smocza zabójczyni, idąca tuż obok wyższego kolegi. Chłopak z przysłoniętym okiem jedynie się uśmiechnął, czochrając ją zaraz delikatnie po głowie.
- Wendy z pewnością by sobie sama poradziła - wtrąciła się mała kotka, odwracając się od przyjaciółki z grymasem na twarzy. Dało się słyszeć cichy chichot ze strony dziewczyny.
Mag wody przyglądała się temu z jawnym niesmakiem. Parę kosmyków opadło bezwładnie na jej bladą twarz. Wymruczała coś cicho, dostrzegając ich powoli podchodzących. Szeroko uniesione kąciki ust ani na trochę nie opadały, co bardzo irytowało wielbicielkę Graya. Mimo, że stanęli tuż przed nią, ona nadal skupiała się na szklance.
- Pani Juvia nas nie słyszy?
- Nie, jestem pewny, że tylko żartuje - odparł czerwonowłosy, radośnie się szczerząc. Loxar ponownie na moment sparaliżowało. Zacisnęła palce na szklance i wyszeptała drugi raz to samo.
- Zdrajca.
Poczuła, jak się na nią pochyla i wiedziała, że będzie musiała to powtórzyć. W końcu zmuszona była spojrzeć na rozradowaną twarz Akachiego, z lekko uniesionymi brwiami.
- Huh? Co takiego?
- Zdrajca.
Te słowa ledwo wychodziły z jej ust, lecz obiecała sobie, że odpłaci za upokorzenie ukochanego. Nie zostawi tego na pewno bez żadnej zemsty. Gwałtownie wstała, wciskając palec w jego klatkę piersiową.
- Ten człowiek jest zdrajcą! - kipiała ze złości. Włosy dziewczyny zaczęły się unosić co raz wyżej. Zła aura wokół jasnowłosej nie wskazywała niczego dobrego - I Juvia uważa go za wroga!
Nikt w tej chwili nie zdołał zareagować. Nie na tyle szybko. Strumienie wody wydobyły się nagle z jej ciała. Niestety nie było osoby potrafiącej to zrozumieć. A całe Fairy Tail w ułamku sekundy znalazło się pod wodą.
~*~
*Nazwa wymyślona przez Igę Kuroki, której bardzo dziękuję. c:
Jej, cóż napisać więcej? Rozdział nareszcie dodany, zaś kolejny pojawi się o wiele szybciej, a dokładnie jeszcze w tym tygodniu. Teraz, kiedy już testy mi niegroźne, a nauka prawie, że skończona, mogę więcej czasu poświęcić mym blogom. Na drugim dodam pracę jutro. Cóż, mam nadzieję, że się spodobało. Jako tako akcji mniej...bodajże. Sama dokładnie tego nie wiem, eh. Mące, mące. Dziękuję wszystkim za zainteresowanie. Każdy opinia w komentarzu motywuje mnie do większego działania. :> Aż trudno mi uwierzyć, że strona ma swoje siedem tysięcy wejść. Jesteście kochani. ^^ Pozdrawiam serdecznie każdego osobno i dziękuję raz jeszcze. Do napisania.